R1 w którym John Watson podejmuje dobrą decyzje.

1.1K 113 36
                                    

Drzwi do klasy otwierają się z przeciągłym skrzypnięciem i do środka wchodzi wepchnięty przez dyrektora, niski, niepewnie uśmiechnięty blondyn. Ma na sobie za duży, jasnobrązowy sweter, choć jak na październik na dworzu jest naprawdę ciepło i niebieskie, znoszone dżinsy, których podwinięte nogawki kończą się nad czerwonymi tenisówkami.

W klasie zapada cisza, choć jeszcze przed chwilą zwyczajowy gwar zagłuszał każde słowo zdesperowanej nauczycielki. Teraz kobieta przez chwile milczy, prawdopodobnie zaskoczona tym, że do jej uszu dobiega jedynie cichutkie brzęczenie muchy. Po chwili reflektuje się, odchrząkuje i zabiera głos
-Klaso poznajcie Johna Watsona. Przeprowadził się do Londynu tydzień temu i od dziś będzie uczęszczał do naszej szkoły...- Gdy jej słowa spotykają się z brakiem jakiegokolwiek odzewu zwraca się do chłopaka. -John chcesz coś o sobie powiedzieć?-Nauczycielka klasy drugiej A, która po półtorej roku ma już serdecznie dość dwóch tuzinów młodzieży codziennie pojawiającej się w szkole, co widać po jej zmęczonych, szarych oczach i cieniach pod nimi nieumiejętnie zasłoniętymi makijażem, obdarza Johna wymuszonym grymasem, który za pewne ma imitować uśmiech. -Nie?- Pyta za nim chłopak zdążył otworzyć usta.- W takim razie wybierz sobie miejsce. Dziękuje za przyprowadzenie go tu osobiście.- Zwraca się do dyrektora z nabożną czcią, a gdy ten zbywa jej słowa machnięciem ręki i wychodzi, za jej okularami gaśnie ostatni promyk nadziei.

Watson z powątpiewaniem rozgląda się po klasie. Wybranie miejsca okazuje się łatwym zadaniem, gdyż tylko dwa są wolne. Jedno z tyłu klasy, w rzędzie pod ścianą, gdzie w ławce siedzi jedynie drobny chłopak ubrany w czarną koszulkę polo, szare, eleganckie spodnie i marynarkę, ze złotym zegarkiem na ręce, prawdopodobnie droższym od wszystkiego co ma na sobie John. W uszach ma białe słuchawki i obrzuca, zdaje się jak gdyby od niechcenia, Watsona wzrokiem czarnych, pustych oczu. Drugie wolne krzesło znajduje się przy stoliku stykającym się z biurkiem nauczyciela. Siedząca w nim osoba mimo tak bliskiej odległości od tablicy zdaje się nie zwracać uwagi na nic i na nikogo. Chłopak w rozpiętej pod szyją fioletowej koszuli ma zamknięte oczy, a czarne loki spadają mu na czoło.

W pierwszym odruchu blondyn decyduje się usiąść z tylu klasy, ale wystarczy jedno spojrzenie rzucone w tamtą stronę by zauważyć gest bogatego chłopaka -położenie nóg w eleganckich lakierkach na krześle obok siebie, kategorycznie wskazujący na to, że ten nie życzy sobie towarzystwa, by nowy uczeń bez zastanowienia ruszył w stronę okna i biurka nauczycielki. 

Gdy John siada na krześle, uczniowie zdają się wybudzać z letargu i po chwili znów w całej klasie rozbrzmiewają przyciszone rozmowy.
-Cześć...-wydusza Watson w stronę swojego nowego kolegi z ławki. Ten nawet nie odwraca się w jego stronę. Siedząca za nim dziewczyna puka blondyna w ramię.
-Nazywa się Sherlock Holmes, ale i tak Ci nie odpowie. W czasie lekcji totalnie się wyłącza.- Mówi z litościwym uśmiechem.- A tak w ogóle jestem Sally. A to Anderson- wskazuje na chłopaka który siedzi obok niej i ze zmarszczonymi czołem pisze coś w zeszycie. -Dobrze Ci radzę... Nie próbuj się z nim zaprzyjaźniać. On nie ma przyjaciół... ani kolegów... to psychopata- dodaje po chwili namysłu i wraca do notowania czegoś niebieskim długopisem w gwiazdki.

  Lekcja upływa Johnowi na... niczym. Jest rozdarty gdzieś pomiędzy uczuciem, że należy słuchać nauczycielki, a przemożną ochotą na sen, z powodu monotonnego głosu kobiety. Przez cały ten czas Sherlock Holmes ignoruje go, a sam Watson nie czuje się na siłach by próbować rozpocząć rozmówę. Gdy dzwoni dzwonek powoli pakuje rzeczy z powrotem do czarnego, znoszonego plecaka i opuszcza salę, zostawiając siedzącego w ławce chłopaka.

Na korytarzu prawie od razu podchodzi do niego uśmiechnięty chłopak, którego chyba widział już w klasie. Ma na sobie koszulkę z logiem star wars i bluzę tutejszej drużyny piłki nożnej.
-Cześć! Greg. Greg Lestarde.- Wyciąga do Watsona rękę jednocześnie taksujący go wzrokiem. Greg ma ostro zarysowaną linie szczęki, gładką twarz z pojedynczymi piegami i ułożone w artystyczny nieład włosy w kolorze wyblakłego, brązowego papieru do pakowania.-Dlaczego tak nagle zmieniłeś szkołę?-pyta, a w jego głosie pobrzmiewa szczere zainteresowanie.
-Tata wrócił z wojny w Afganistanie, więc w końcu mogliśmy przeprowadzić się w Cardiff do Londynu.- odpowiada John, jednocześnie ciesząc się w duchu, że nie musi samotnie spędzić pierwszej przerwy w nowej szkole.
-Podoba Ci się tutaj w Londynie?- pyta chłopak jednocześnie prowadząc go w sobie tylko znanym kierunku.
-Jestem tutaj tylko tydzień, ale jest naprawdę fajnie... A o co chodzi z Sherlockiem Holmesem?-pyta zmieniając temat. Może Lestarde udzieli mu wypowiedzi bardziej precyzyjnej niż ta którą obradowała go wcześniej Sally.
-O nic... dziwny z niego chłopak. Ale naprawdę w porządku, nie słuchaj tych plotek. Wszystko wzięło się stąd, że systematycznie odwiedza psychologa... ale uwierz mi wszystko z nim w porządku.. mniej więcej... W każdym bądź razie nie słuchaj opowiadanych przez wszystkich bajek.  -Lestarde cały czas uśmiecha się, ale z jego oczu można wyczytać powagę.
-Okej... Zapamiętam.
-Dlaczego pojawiłeś się dopiero na piątej lekcji?
-Rano załatwiałem z rodzicami pewne sprawy...
-To nawet dobrze, przerwa obiadowa to najlepszy czas na zapoznanie cię ze wszystkimi anomaliami w tej szkole.-Greg ciągnie Johna, nie przestając mówić. -Możesz usiąść za nami... W sensie ze mną, chłopakami z drużyny i Molly. Jest urocza... Molly, nie chłopaki z drużyny!- dodaje szybko.-Chociaż nie dla mnie...
-Masz dziewczynę?-pyta Watson. Sam do tej pory z nikim się nie umawiał i zawsze z zaciekawieniem słuchał opowieści kolegów.
-Tak- odpowiada z dumą Lestrade-ale nie stąd... Może ją kiedyś poznasz...- Urywa gdy podchodzą do stolika- Siema chłopaki!- szatyn przybija piątki siedzącym przy stoliku. Dwóch z nich John widział w klasie, a jeden wydawał się starszy. -To jest John Watson- wskazuje na nowoprzybyłego i zaczął przedstawiać wszystkich po kolei- Mike, Jeff i Stephen, a reszta drużyny siedzi tam- wskazuje na stolik przy oknie, gdzie przy akompaniamencie wrzasków je lunch grupa gorylopodobych  nastolatków. -I tam...- na ławce przy kawiarence siedzi dwójka graczy i rozmawia o czymś z przejęciem.-Nie jesteśmy zbyt zgrani... Chyba jak wszystko w tej szkole.- Dodaje z przekąsem. Po chwili gdzieś blisko nich, przebijając się przez gwar rozlega się kaszlnięcie. Dziewczyna siedząca przy stoliku, po prawej od chłopaków uśmiecha się niepewnie.-Ah! Molly Hooper, jakże mogłem zapomnieć o naszej kochanej pielęgniarce!-Widząc pytające spojrzenie Johna dodaje- Molly, w odróżnieniu od "prawdziwej"-zakreśla palcami cudzysłów w powietrzu- szkolnej pielęgniarki, zna się na tym co robi i przy każdym urazie na treningu lub meczu ratuje nas przed potępieniem trenera i jego zawiedzionym wzrokiem numer trzy: "Wiem, że jesteś beznadziejny, ale do tej pory myślałem, że masz przynajmniej resztki godności".-Wypowiedź Lestradea spotyka się ze śmiechem i sam Watson uśmiecha się i siada obok nowo poznanych znajomych.

  Molly Hooper siedząca pomiędzy Gregiem a Johnem przygląda się temu drugiemu i nachyla się w jego stronę.
-Masz swój lunch? Jeśli nie, to choćbyś miał zemdleć nie kupuj go tutaj... - mówi, a w jej głosie pobrzmiewa troska, zdawać się może, że nieadekwatnie duża w porównaniu do sprawy.
-Czemu?
-O jedzeniu tutaj chodzą różne słuchy, ale pewne jest, że można w nim znaleźć mało apetyczne rzeczy. Podobno rok temu jakiś trzecioklasista znalazł w placku jabłkowym całego tipsa. Lepiej kupić byle co w automacie- dodaje i wskazuje ruchem głowy na stojący w rogu automat, przy którym stoi całkiem długa kolejka.

W tym samym momencie, w którym wzrok Johna wędruje w tamtą stronę, gwar cichnie i daje się słyszeć dziesiątki przytłumionych westchnień. Molly trąca Watsona w ramie i w ciszy wskazuje na wejście, w którym stoi wysoka, promiennie uśmiechnięta dziewczyna. Ma ciemne brązowe włosy, które rozpuszczone falami spływające po plecach, obcisłą, elegancką sukienkę w perłowym kolorze i czarne szpilki, które nijak nie pasują do szkolnych realiów.
-To Irene Adler- mówi szeptem, podczas gdy nowo przybyła piękność rusza w stronę stolików delikatnie rozchylając pomalowane czerwoną szminką usta.-Pierwszoklasistka, ale zdaje mi się, że spała już z połową tej szkoły... Radzę Ci dobrze, trzymaj się od niej z daleka. Wystarczy, że musiałam leczyć złamane serca połowy drużyny, nie będę robić teraz po raz kolejny!- John marszczy brwi, ale jednocześnie uśmiecha się delikatnie, sam do siebie, zdając sobie sprawę, że właśnie zakolegował się z kolejną osobą. Tym czasem Irene zatrzymuje się przy stoliku zajętym przez tylko jedną osobę. Ubranego w czarne polo chłopaka, ze złotym zegarkiem na ręku. Siada obok niego, ale w odległości, która wskazuje na brak jakiejkolwiek zażyłej relacji między tą dwójką.
-A to kto?- pyta blondyn.
-James Moriarty. -Mówi Molly krzywiąc się z odrazą- Bogaty dzieciak, który myśli, że wszystko mu wolno... Czasami mam wrażenie, że jego jedynym zadaniem jest niszczenie innym nastroju. Nie ma w tej szkole przyjaciół, przynajmniej nie w liczbie mnogiej. Tylko wrogów i wspólników.-Głos dziewczyny jest zimny, zupełnie inny niż przed paroma chwilami.
-A Irene?
-Nie wiem, ale wątpię by była jego dziewczyną... raczej kolejnym wspólnikiem?-gdy Molly kończy swoją wypowiedź dzwoni dzwonek.

  Reszta dnia upływa Johnowi na nudnych lekcjach, niczym nie różniących się od tych, w których udział brał w starej szkole. Nauczyciele mówią tak samo monotonnymi głosami jak ci dawni, a wszystko okrasza szum wody w rurach kaloryferów. Na przerwach Greg lub Molly pokazują mu zakątki szkoły, które rano przy oprowadzaniu pominął dyrektor i opowiadają o mijanych na korytarzu uczniach. Na ostatniej lekcji, na której z braku innego wyjścia, jak na każdej poprzedniej, siedzi obok Holmesa ten decyduje się zwrócić na niego uwagę.

   Pierwszy raz spogląda w jego stronę ze zdezorientowaniem odmalowanym w jasnoniebieskich oczach. Oczach będących, co John przyznaje sobie samemu z zadziwieniem, niesamowicie pięknymi i hipnotyzującymi.
-Kim jesteś? -pyta. Jego głos jest głęboki i gładki jak tafla jeziora.
-Żartujesz?
-Nie. Dlaczego miałbym żartować? Co tu robisz?- Watson z niedowierzaniem patrzy na bruneta.
-John Watson. Jestem nowym uczniem. Siedzę z tobą od rana...
-Aha. Świetnie- odpowiada i na powrót odwraca się przodem do tablicy i zamyka oczy.

teen!lock go!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz