Ty chcesz jej
Potrzebujesz jej.
A ja nigdy nią nie będę
Od śmierci rodziców minęły dwa tygodnie. Cały ten czas spędziłam w swoim pokoju w Domu Dziecka. Nie wychodziłam z niego nawet na posiłki. Od czasu do czasu zaglądały do mnie opiekunki. Zabierały brudne ubrania i przynosiły świeże, podsuwały mi jedzenie pod nos, ale nie interesowały się mną zbytnio. Byłam dla nich tylko kolejnym dzieciakiem do wykarmienia, dla którego dostawały pieniądze. Chyba tylko ten fakt powodował ich ciekawość co u mnie.
W nocy nie mogłam spać. Wracały wspomnienia. Wszystkie szczęśliwe chwile z rodzicami, które nagle się urywały, a oni spadali w dół w ogromną przepaść. Budziłam się z koszmarów oblana zimnym potem. Od rozmowy z panem D'Argencourt - pracownikiem opieki społecznej - nie zamieniłam z nikim słowa.
***
Wpatrywałam się w miasto za oknem kiedy rozległo się ciche pukanie do mojego pokoju. Nie przerywając wykonywanej czynności czekałam aż ten ktoś wejdzie do środka. Po kilku minutach ciszy drzwi delikatnie się uchyliły, a zza nich wychyliła się głowa mojej dawnej przyjaciółki Traitre. Była wysoką szatynką o pociągłej twarzy, dużych szarych oczach i drobnych ustach, na których pojawił się uśmiech gdy tylko mnie zauważyła.
- Hej Marinette. Jak się masz? - zagadnęła wesoło siadając na łóżku za mną.
Wzruszyłam ramionami, ale nie odezwałam się. Dziewczyna nie doczekawszy się odpowiedzi westchnęła.
- Wiem, że ci ciężko. Zostałaś sama, zamknęli cię w Domu Dziecka... A najgorsze, że twój chłopak zamordował twoich rodziców.
Poczułam nagły impuls i odwróciłam się szybko w jej stronę.
- Skąd o tym wszystkim wiesz? - mój głos był zachrypnięty. Skutek nie używania go przez długi czas.
- Wszyscy o tym wiedzą. Wszędzie jest o tym głośno.
- Nikomu nie mówiłam, że to Felix był sprawcą, a policjantom zabroniłam mówienia szczegółów. Skąd o tym wiesz? - mówiłam coraz głośniej. Jedynym sposobem aby Traitre wiedziała o tym wszystkim to...
- Pomogłaś mu. - powiedziałam na głos z niedowierzaniem i szokiem wypisanym na twarzy. - Pomogłaś mu!
Przez chwilę w pokoju panowała cisza. Nagle szatynka wybuchła płaczem i rzuciła się mi na szyję.
- Ja musiałam to zrobić!
- Dlaczego?
- On mnie szantażował! Mówili, że jak tego nie zrobie to wtedy zabiją moich rodziców! Proszę... - nie dokończyła. Jej ciało opanował szloch.
- Jacy oni? O kim ty mówisz?!
Gdy po dłuższym czasie nie otrzymałam odpowiedzi, zaczęłam trząść dziewczyną.
- Uspokój się i wykrztuś to z siebie!!!
- Felix i ... I... - znowu nie mogła złapać powietrza.
- Hej! Uspokój się. - powiedziałam już łagodniejszym głosem. - Felix i kto?
- N-nnie zna-aaa-am tej dziewczyny.... - urwała, żeby zaczerpnąć tchu. Wciąż jeszcze nie opanowała do końca płaczu - Nigdy nie widziałam jej twarzy. Zawsze miała długi fioletowy płaszcz...
CZYTASZ
Love or not love?
FanfictionZ pojedynczej wymiany zdań do dialogu. Z dialogu do niecierpliwie wyczekiwanej rozmowy. Z jedynej osoby, do której można się odezwać do dobrego znajomego. Z znajomego do przyjaźń. Z przyjaźni do zauroczenia. Z zauroczenia do miłości ponad wszystko...