Zbudził go głośny dźwięk silnika samochodowego, który zostawił za sobą duszącą chmurę ulicznego kurzu. Jungkook przetarł swoje oczy, podnosząc się powoli do siadu. Wszystko go bolało, ponieważ spanie na chodniku do najwygodniejszych rzeczy jednak nie należało. Chłopak nie miał gdzie się podziać na noc, więc nie pozostało mu nic innego, jak po prostu włóczyć się po Paryżu bez żadnego celu. Westchnął rozpaczliwie, chcąc już na starcie tego słonecznego dnia rozpłakać się na dobre. Słowa Yoongiego do tej pory go bolały, a jego serce wciąż było brutalnie rozdarte. Jungkook nie wiedział, gdzie mógłby teraz pójść i czy ktoś zechce go w ogóle przygarnąć. Nie miał pewności, czy każdy człowiek miał w sobie choć trochę tego ciepła, które miał w sobie ten cholerny malarz. W En Effet nawet nie zamierzał się pokazywać, nawet jeśli tym sposobem pan Cartier byłby jeszcze bardziej wkurzony niż dotychczas. Jedyną osobą, do której mógł się zwrócić, była Lucille, ale tak naprawdę bał się jej pokazać w takim stanie.
Yoongi miał jednak słuszność nawet w swoich pijanych słowach. Miłość opierała się też na szczerości, a tak naprawdę Jungkook nigdy nie był szczery z dziewczyną. Wymyślał różne niesamowite historie o swoich rodzicach, tworzył sobie wspomnienia, które nawet nie miały miejsca w jego życiu. Jego jedyne wspomnienia obracały się wokół szarych ścian sierocińca. Teraz nie było odwrotu i Jungkook musiał w końcu wyznać jej prawdę, a nuż zrozumiałaby go i jakoś by mu pomogła. W końcu to Lucille, jego piękny anioł, czyż nie?
Mijał obojętnych na jego los ludzi, idąc wzdłuż ulicy prowadzącej do opery, w której Lucille powinna obecnie przebywać. Odkąd udało jej się dostać rolę Odetty, musiała częściej trenować, by na występie wypaść jak najlepiej. Zatrzymał się na chwilę przed potężnym, eleganckim budynkiem. Odetchnął parę razy, stresując się spotkaniem z ukochaną. Dopiero po chwili odważył się wejść do środka, na wejściu będąc zmierzonym wzrokiem jakiejś wyrafinowanej kobiety. Uniosła brew, patrząc na niego z wyższością, a Jungkook tylko przełknął głośno ślinę, nim zaczął mówić.
- Bonjour - skinął głową. - Ja do Lucille Cartier...
- W jakiej sprawie? - spytała, nie tracąc ani na chwilę swojego czujnego wyrazu twarzy.
- Pilnej.
- Panienka Cartier jest obecnie zajęta, więc...
- Niech pani go wpuści - przerwał jej stary dozorca, który wędrował akurat po korytarzu. - Widziałem go tutaj wczoraj z panienką Cartier. Jest niegroźny.
Kobieta spojrzała z irytacją na staruszka, jednak nic mu na to nie odpowiedziała. Gdy ponownie jej wzrok spotkał się z przestraszonym Jungkookiem, skrzyżowała ręce na piersi i uniosła nieco podbródek.
- Proszę za mną - powiedziała, a następnie z gracją odwróciła się, by szybkim krokiem ruszyć w doskonale znanym jej kierunku.
Jungkook szedł za nią niepewnie, będąc co chwilę obiektem zaciekawionych spojrzeń baletnic oraz nauczycieli. Kobieta zaprowadziła go do ogromnej sali głównej, gdzie orkiestra pod sceną grała jeden z utworów Czajkowskiego. Jungkook nie mógł wyjść z zachwytu, widząc tysiące złoto-czerwonych siedzeń, które na każdy wielki występ zapełniały się zaciekawionymi widzami. Ściany w stonowanych barwach i balkony były bogato zdobione ornamentami, marmurowymi płaskorzeźbami oraz elegancką sztukaterią. Wszystko zachowane w wykwintnym barokowym stylu i symetryczne. Z wysokiego sufitu w kształcie kopuły zwisał potężny złoty żyrandol, otoczony pięknymi malowidłami. Cała sala wręcz lśniła od złota, które przeważało nad elegancką czerwienią.
Na wielkiej scenie dostrzegł tańczącą z gracją parę. Od razu z daleka rozpoznał Lucille, której włosy spięte były teraz w wysoki i elegancki kok, a na sobie miała biały strój do ćwiczeń, w którym widział ją już wczoraj podczas treningu na zwykłej sali. Poruszała się delikatnie, jak na chmurce. Obracała się lekko niczym płatek róży niesiony na wietrze. Całe jej ciało wydawało się być stworzone z bladej porannej mgiełki, unoszącej się nad spokojnym strumieniem. Tuż przy niej tańczył przystojny młodzieniec, którego złociste niczym zboże włosy były elegancko zaczesane do tyłu, a jego wyraziste rysy twarzy dodawały mu dojrzałego i dostojnego wyglądu. Para była ze sobą perfekcyjnie zharmonizowana. Gdy Lucille leciutko na palcach, niemalże jak po krystalicznej wodzie, przebiegła na jedną część sceny, młodzieniec z podobną gracją podbiegł do niej, by następnie chwycić delikatnie jej aksamitne dłonie. I tak oto zaczęli swój piękny taniec, gdzie chłopak całym swoim ciałem ukazywał zafascynowanie śliczną i zgrabną Lucille. Dziewczyna wykonała piruet, a wtedy on jedną ręką objął ją w pasie i uniósł lekko nad sceną, obracając się wraz z nią. Gdy tylko postawił ją ponownie, niczym spłoszony łabędź znów oddaliła się od niego, a on próbował ją chwycić w swe ramiona. Uklęknął przed nią, rozkładając swoje ręce na boki powoli, jakby zamieniły się one w fale spokojnego morza, muskające mokry piaskowy brzeg. Drobny podskok i Lucille znów zbliżyła się do niego, dając się objąć jego dużym, bladym dłoniom. Z uniesioną ku górze nogą, pochyliła się nad jego twarzą, jakby miała złożyć słodki pocałunek na jego wargach, a następnie odchyliła głowę, wyginając przy tym swoje plecy, gdy wraz z głośniejszym i gwałtowniejszym dźwiękiem instrumentów na scenie pojawił się nieco starszy od tańczącej dwójki wysoki mężczyzna. Niestety jego nieudolny piruet sprawił, że nauczyciel nadzorujący ten taniec kazał zatrzymać muzykę, a jego uczniowie spojrzeli w jego stronę, wyczekując uwag.
CZYTASZ
||YoonKook|| La Seine ✔
Fanfiction"- Właściwie... - zaczął chłopiec, jąkając się trochę. - Czemu mnie przygarnąłeś? - Jak jestem pijany, to bardziej mięknie mi serce - odpowiedział, uśmiechając się do niego lekko. - A poza tym, masz ładną twarz i fajnie grasz na harmonijce. To chy...