Helen podtrzymuje go mocnym ramieniem. Jej głos drży tak jak wtedy gdy z pistoletem w dłoni myślała o tamtym dziecku, jej wielkie seledynowe oczy i piegi rozmywają się przed oczami Philipa w ostrym świetle szpitalnych jarzeniówek. Gabe jest tuż obok niego, obejmuje go ramieniem. W tym momencie jego dotyk nie stanowi oparcia a jedynie sprawia że Philip czuje się jakby tonął w oceanie z uwiązaną u szyi cegłą.
Odległa, niemal obca część jego mózgu składa słowa Helen w logiczną całość. Tworzy zdania z rzeczowników, czasowników i przymiotników, łączy twarze z imionami a czynności z odpowiednimi obrazkami. Cała reszta obija się boleśnie o ściany jego ciała niemal eksplodując z bólu. Jego usta rozchylają się wydając dźwięk będący połączeniem zduszonego sapnięcia i pełnego przerażenia okrzyku. Coś w jego wnętrzu rozrywa się na kawałki a on nie może oddychać z powodu bólu gdy jego mięśnie spinają się w ostatnim zrywie zwierzęcia uciekającego przed myśliwym.
Philip chce uciec. Helen przyciska go mocno do swojej białej, przepoconej bluzki. Przeprasza go przez łzy a jej głos łamie się tak jak jego serce. Nie zdążyłam. Tak mi przykro. Nie mogłam jej uratować. Tak mi przykro Philipie. Tak bardzo mi przykro. Gabe obejmuje mocno ich oboje a Philip nareszcie rozumie co tak długo trzymało Annę Shea przy życiu. Jak niemożliwym jest kompletnie się rozpaść gdy ktoś jest przy Tobie nawet jeśli to oznacza łatanie Twoich dziur ich własną skórą
Bo Waldenbeck obejmuje go przed drzwiami sali szpitalnej. Philip pozwala mu kiwając tępo głową gdy słyszy słowa których jego mózg nie pojmje z oczami wbitymi w profil Lukasa widoczny zza szklanej szyby. Lukas wygląda jak fatamorgana na pustyni. Wieczorna halucynacja, dłoń która się unosi wśród ryku motocykla krossowego nad ranem gdy w jego krwi przeważała tequila. Każdy strzęp jego duszy rwie się w tamtym kierunku.
Pozwalają mu wejść a Bo Waldenbeck mówi mu że może tam zostać tak długo jak tylko zechce. Gdzieś w korytarzu Philip stracił zdolność mówienia więc znowu tylko kiwa głową.
Lukas nadal śpi. Philip staje przy jego łóżku a jego zbolały umysł stara się zrozumieć niesamowitą rzeczywistość tego, że obaj żyją teraz w dwóch różnych światach. W świecie Lukasa Anne Shea wciąż żyje. Chuda i delikatna, ubrana w za duży sweter i pełna szczerego ciepła w delikatnych dłoniach i czułym głosie. Kobieta o zszarganej przeszłości i jeszcze gorszych nawykach, ale kobieta która się starała. Kobieta, która powoli wychodziła na prostą.
W świecie Philipa właściwie już jej nie ma. Philip ma ochotę wślizgnąć się w zapomnienie Lukasa wywołane dużymi dawkami środków znieczulających ale może jedynie trzymać go za rękę i modlić się o jego bezpieczny powrót do tego samego Boga który właśnie odebrał mu matkę.
Niemal bezszelestnie przysuwa fotel do krawędzi łóżka. Dotyka bladej skóry usianej zielonkawoniebieskimi żyłami a jego serce powoli dostraja się do rytmu ustalonego przez monitor obrazujący pracę serca. Philip pochyla głowę, opiera czoło o leżące na łóżku ramię Lukasa nadal pachnące krochmalem z pościeli w Fallen Pines. Zasypia zapłakany.
**
Dźwięki dochodzą do niego zanim jest w stanie otworzyć oczy. Cała prawa strona jego ciała jest osłabiona bólem, jakby jego skóra wolała odpaść od ciała zamiast rozciągnąć się na zerwanych mięśniach i pogruchotanych kościach. Pierwszy przytomny oddech przynosi ze sobą falę mdłości i zawrotów głowy których siła jest spotęgowana przez jego zamknięte oczy. Lukas wsłuchuje się w pikanie swojego własnego serca i oddycha powoli dopóki uczucie nie mija.
Philip jest pierwszą rzeczą którą dostrzega. Zgarbiony w fotelu stojącym po lewej stronie jego łóżka z głową wtuloną w zgięcie jego łokcia. Panika wzbierająca żółcią w jego trzewiach powoli się uspokaja. Nie wygląda bowiem na to ze Philip jest ranny, raczej mocno wyczerpany. Jego plecy i ramiona otula wielka kurtka którą Lukas rozpoznaje jako należącą do Pana Caldwella.
Można powiedzieć że całkowicie stracił czucie w lewym ramieniu leżącym pod głową śpiącego Philipa ale nie zamierza nim ruszać. Wyciąga więc prawą dłoń, ostrożnie by nie wyrwać sobie wężyka od kroplówki, i przeczesuje palcami jego włosy. Gładkość jego loków, rozpaczliwie potrzebujących prysznica, emanujące z jego ciała ciepło i dźwięk jego oddechu... to wszystko wydaje się prawdziwe. Lukas nie ma pojęcia co wydarzyło się pomiędzy tym jak stracił przytomność i obdził się w tym pokoju. Przypomina sobie majaczącą sylwetkę ojca pomiędzy dwoma blokami całkowitej ciemności. Czuje dziwny, nieznajomy tak jak miłe słowa ojca, spokój w głębi żołądka.
Głaszcze Philipa po głowie dopóki drugi chłopiec się nie budzi. Jego usta zostawiają na ciele Lukasa wilgotny ślad ale jego naprawdę to nie mogłoby to obchodzić mniej. Philip powoli unosi głowę i przesuwa wzrokiem po całym łóżku a potem spogląda na twarz Lukasa. Lukas bardziej czuje, niż widzi, jego przyspieszony oddech.
Dziwne uczucie spokoju pryska niczym mydlana bańka w momencie gdy Philip wybucha płaczem.
**
Pozwalają im zostać razem. Lukas nie jest pewien, czy to za sprawą jego ojca czy Gabe'a Caldwella, ale zostaje przeniesiony do innej sali, z drugim łóżkiem, a Philipowi wolno jest zostać z nim na noc i mu towarzyszyć. Philip prawie w ogóle nie korzysta z tego drugiego łóżka.
Prawie w ogóle też nie sypia. Nawet mocno wciśnięty w skrawek łóżka, oraz bok i ramiona Lukasa, Philip przesypia spokojnie zaledwie kilka godzin zanim koszmary przypominają mu o ogromie jego straty. Koszmary, twarze zmarłych jakie w nich widzą, są takie same więc, kiedy któryś z nich budzi się gwałtownie z rozszerzonymi przerażeniem źrenicami, ten drugi nie musi nawet nic mówić by go uspokoić. Trzymają się siebie, patrzą sobie w oczy i czekają aż rzeczywistość wokół nich trochę się uspokoi rozpraszając mrożącą krew w żyłach klatkę trwogi więżącą ich umysły dzięki wyraźnie wyczuwalnej obecności siebie nawzajem. Po trzech nocach Lukas przestaje liczyć łzy które Philip scałował z jego policzków.
Anna Shea nigdy nie opuszcza ich pokoju. Przez dnie spędzone na niemym gapieniu się w sufit, aż do nocy gdy Lukas zostaje wyrwany ze snu przez dźwięk lejącej się z kranu wody i znajduje Philipa w łazience skulonego między prysznicem i toaletą żałoba po jej stracie dźwięczy w otaczającej ich ciszy. Lukas pamięta to uczucie. Uczucie tego, że w każdym pomieszczeniu w jakim się znajduje brakowało czegoś niezbędnego, chociaż inni zdawali się tego nie zauważać. Pamięta swój własny umysł starający się gorączkowo przypomnieć sobie każde wspomnienie chwil które mogłyby wypełnić pustkę w kształcie 'matki' i to że przypominało to ten moment gdy dzwoniąc do kogoś trafiamy na jego pocztę głosową a ten ktoś nigdy nie oddzwania.
Gabe Caldwell i Szeryf Torrance czuwają nad nimi w szpitalu na zmianę lub jednocześnie. Przywożą ze sobą ciepłe polarowe koce, pizzę i mnóstwo delikatnych pieszczot którymi dzielą się także z nim. Ku zdumieniu Lukasa jego ojciec bardzo stara się ich naśladować. Rose wpada dwa razy w odwiedziny a Lukas jest świadkiem tego jak przerażająca potrafi być Helen gdy FBI chce ich przesłuchać zaledwie dwa dni po... wszystkim.
Cała jego istota, od jego kończyn aż po głębię duszy, czuje się nierozerwalnie złączona z Philipem. Obaj żyją w poczuciu bezgranicznego współuzależnienia które trzyma ich razem niczym pole magnetyczne. Lukas uczy się Philipa i poznaje go bliżej niż kiedykolwiek poznał jakąkolwiek inną osobę. Uczy się wyciągać ręce zanim Philip w ogóle po nie sięgnie. Jednym spojrzeniem w bezdenne oczy rozpoznaje prześladujące go demony. Wie kiedy jest głodny, kiedy wreszcie zaśnie kompletnie wyczerpany. Uczy się jak powinien go dotykać kiedy Philip tego potrzebuje, jak tulić go do siebie w przytulnym kokonie z polaru. Uczy się rozgraniczać potrzebę wsunięcia słuchawek w uszy Philipa i leżenia obok niego słuchając muzykii starając się zagłuszyć nią otaczającą ich ciszę od tego kiedy powinien po prostu leżeć obok słuchając otaczającej ich zewsząd pustki.
CZYTASZ
Déja Vu (Philkas: Philip Shea / Lukas Waldenbeck)
FanfictionDrobiny kurzu unoszą się w promieniach słońca widocznych w przerwie między zasłonami. Wsłuchany w szum ciszy Philip śledzi ich powolne opadanie. To gra w którą bawili się kiedyś z matką. Ona nazywała je dziennymi gwiazdami uśmiechnięta jakby potrafi...