Miękkość usmażonych przez Gabe'a naleśników w dziwny sposob przypomina Philipowi jego dzieciństwo. Wzbudza w nim dziwne uczucie nostalgii które w dziwny sposób przypomina sen. Widmowate ślady chwilowych wrażeń, niczym opowiedziana mu przez kogoś historia. Nie jest pewien czy chodzi o wspomnienie którego do tej pory nie pamiętał czy też sen ukryty na dnie dziecięcego serduszka, które utracił z powodu ostrej, do bólu szczerej rzeczywistości w której przyszło mu dorastać. To jedna z tych rzeczy które sprawiają że Gabe Caldwell wnika coraz głębiej do jego nieśmiałego serca.
Helen kładzie dłoń na jego ramieniu i kładzie przed nim pendrive'a. To na noc. Mówi, a kiedy Philip unosi na nią wzrok widzi, że ona patrzy na niego tym samym spojrzeniem, którym patrzy na Gabe'a: bezbronnym, niesamowicie opiekuńczym i trochę zaskoczonym chwilowym zanurzeniem w poczuciu tego że wreszcie do kogoś należy.
Pełen odprężenia głos Zastępcy Szeryfa Tony'ego Michaelsa wpada do jego sypialni przez uchylone na kilka centymetrów okno gdy Philip otwiera kliknięciem jedyny folder na pendrivie od Helen. Siedzi w nim trwający osiem godzin plik dźwiękowy i przez jedną absurdalną chwilę Philip myśli, że to kolejny z jej audiobooków, na jakiś bardziej drażliwy temat niż Jak Radzić sobie z Adoptowanym Dzieckiem. Odłącza słuchawki od telefonu i podłącza je do laptopa a potem klika na plik. Łagodny śmiech Tony'ego ginie wśród odgłosów lejącej się wody i oczy Philipa zamykają się zanim dociera do niego to co tak naprawdę słyszy.
Szum wody przypływającej i odpływającej zgodnie z rytmem przypływu dostraja się do niespokojnego rytmu krwi płynącej w jego żyłach. Spokój wnika w niego poprzez szczeliny w jego obolałych kościach i przez jedną apatyczną chwilę Philip dryfuje na krawędzi głębokiego, chwiejnego zapomnienia. Pustka po stracie Anny Shea jest wszechobecna, ale dźwięk lejącej się wody zagłusza wywołaną nią ciszę.
Godzinę później Philip przesyła Lukasowi wiadomość. Dziękuję Ci.
Lukas odpowiada w ciągu szesnastu sekund. Po prostu... śnij o mnie.
Pogrzeb jest piękniejszy niż cokolwiek co Anne Shea otrzymała za życia. Złożona w lakierowanej kasztanowej trumnie wygląda młodziej niż we wspomnieniach ukrytych w pamięci Philipa. Kosmyki jej rudobrązowych włosów leża na jej klatce piersiowej przyozdobione białymi jak śnieg goździkami. Jej chude dłonie leżą złożone na jej brzuchu jakby spała pogrążona w popołudniowej drzemce. Philip niemal wierzy, że to jakiś dziwny sen a ona zaraz wstanie wraz ze swoim dziecięcym uśmiechem i lekkim krokiem, sprawiając że Philip myśli tylko o tym jak ochroniłby ją przed wiatrem, starając się osłonić ją własnym ciałem i jak spróbowałby odwrócić jej uwagę od tego co się dzieje starając się przy tym stać najprościej jak tylko by mógł gdy ona opierałaby się o niego.
Jego głównym zadaniem zawsze było ją chronić.
Anne zostaje pochowana za stanowe pieniądze na cmentarzu oddalonym od Tivoli o czterdzieści minut drogi. Zapach świeżo poruszonej ziemi miesza się i harmonizuje z pluskiem oddalonej o kilka metrów fontanny. Całą siódemką stoją dookoła grobu gdy Philip ze łzami w oczach pochyla się nad trumną. Pochyla się by poraz ostatni pocałować matkę w czoło i nie może zdobyć się na to żeby powiedzieć żegnaj. Kilka milimetrów od jej pogrążonej w wiecznym śnie twarzy jej nieobecność odbiera mu możliwość oddychania. Nikt się nie odzywa podczas gdy trumna powoli znika w grobie.
Ubrany w czarną marynarkę i ciemne dżinsy ostro kontrastujące z szopą jego jasnych włosów Lukas stoi tuż obok Philipa. Sińce pod jego lazurowymi oczami pasują idealnie do sińców pod oczami Philipa. Wygląda na wystraszonego kiedy patrzy w głąb grobu Anne Shea z dłońmi zaciśniętymi w pięści wzdłuż ciała. Ciężka dłoń Bo Waldenbecka spoczywa na ramieniu syna. Philip mocno wbija pięści w kieszenie powstrzymując odruch i potrzebę dotknięcia go. Przełyka ślinę i wzbierającą w sobie żółć.
Wie, o czym myśli Lukas.
Gdy pogrzeb dobiega końca Philip czuje jakby się dusił. Chce tylko wrócić do domu i uginając się pod ciężarem późno letniego nieba oraz duszącym ściskiem kołnierzyka, nie może zdecydować do którego domu chciałby wrócić.
Pęd wiatru uderza w jego skórę poprzez szczeliny w szybce jego kasku. Ramiona Philipa otaczają go ciasno w pasie, jedna z dłoni spoczywa na jego klatce piersiowej w miejscu w które go postrzelono. Nadal ubrani jak na pogrzeb przecinają puste uliczki i ślepe załuki Tivoli. Nagły wybuch odblaskowej zieleni pędzi przez wytrzymałą nudę miasteczka, jego równo rozmieszczonych domów i leśnego otoczenia które wydaje mu się tak samo niewłaściwe jak drżąca klatka piersiowa Philipa przytulona do jego pleców.
Miał sześć lat gdy Sally Waldenbeck bezpowrotnie odeszła z jego życia. Uczucie jej obecności gdzieś poza granicami jego świadomości teraz uderza w niego w najmniej spodziewanym momencie. Do tej pory przebywała w odległym, pozbawionym drzwi pokoju w głębi jego umysłu do którego nie sięgały jego emocje. Była uśpioną głębią jego serca, jego zduszonym, prawdziwym, ja, okrutnie zbolałą częścią jego duszy o której prawie zupełnie zapomniał. Dorastał milczący, grzeczny, skupiony na swoich obowiązkach. Skupiony na planowaniu wolności której pragnął z niewyjaśnionych powodów i otępiały z powodu żałoby z którą nie potrafił sobie poradzić i która uśpiła w nim możliwość odczuwania czegokolwiek.
Oddychając ciężko w natłoku emocji, z owiniętymi wokół siebie ramionami Philipa, pamięta ją tak jakby nigdy nie odeszła. Jej psotny uśmiech, zapach hiacyntów który zawsze roztaczał się wokół niej gdziekolwiek by nie poszła, matczyną magię która zmiękczała wszystko na jej drodze w tym również ostre krawędzie Bo Waldenbecka.
Przyspiesza z dłonią zaciśniętą na przepustnicy gaźnika a w otwartej szeroko głębi swego umysłu Lukas pyta pełnego wyrozumiałości ducha swej matki o to jak ma przeprosić Philipa za śmierć jego matki.
Tivoli otacza pięćdziesiąt siedem jezior i pomniejszych zbiorników wodnych ale oni zawsze przyjeżdżają nad jedno z nich. Lukas potrafi wskazać miejsca na jego brzegu w których jego życie i życie Philipa, nieodwracalnie się zmieniło. Dwa metry dalej stał tuląc do siebie Philipa gdy obaj drżeli w panice graniczącej z szaleństwem i niedowierzaniem po tym czego świadkami byli w chacie. Nieco dalej, brodząc po kolana w wodzie wyłowił z jeziora pistolet który wcześniej tam wrzucił by uwiarygodnić swoje kłamstwo. Bo to było tylko jego kłamstwo. Philip nie był niczemu winny. To on wolał kłamać i pozwolić by morderca uciekł zamiast otwarcie przyznać iż pragnął dotknąć Philipa Shea bardziej niż czegokolwiek innego kiedykolwiek przedtem w całym swoim życiu.
Tommy i Tracy. Bella Milonkovic. Anne Shea. Wszyscy zginęli z jego winy.
Siedząc na kamienistym brzegu stawu z Philipem opartym plecami o jego klatkę piersiową Lukas czuje nadchodzący moment załamania. Czuje ucisk za gałkami ocznymi, ciemną czerń która rozprzestrenia się wewnątrz niego unosząc poziom żółci i sprawiając że krew odpływa z jego kończyn. Z dziwnym uczuciem dotyku dłoni Anny Shea na swoim karku i ciągłego pulsowania rany po postrzale, która zabiłaby go gdyby nie uratował go chłopak którego właśnie trzymał w ramionach, Lukas wtula twarz w szyję Philipa i zamyka oczy słysząc swój własny łamiący się głos. Odgłos fal uderzających o brzegi stawu mimo braku przypływu niemal zagłusza jego słowa. Przepraszam Cię Philipie. Tak bardzo Cię przepraszam... To moja wina. To ja...
Bezdenny brąz pozwala mu nieco uspokoić przyspieszony oddech, desperacko starający się dostarczyć tlen do jego organizmu, potem dłonie drugiego chłopaka wplątują się w jego włosy, Philip przyciska swoje czoło do jego czoła podczas gdy poczucie winy pożera go od środka a przytłaczający ciężar tego co się stało opada na niego z taką siłą że Lukas traci umiejętność logicznego myślenia. Philip woła jego imię ale jest tylko bezkształtną plamą płaczącą tuż przy płaczącej twarzy Lukasa, całującego jego łzy i czującego jedynie wilgoć, wilgoć, wilgoć wszędzie gdzie się dotykają i czuje się troche jakby umarł a jednocześnie był zdeterminowany by utrzymać się przy życiu ponieważ to właśnie robili od tamtego wieczora w chacie. Mocny cios w głowę zabójcy, skok do wody która przeraża ponieważ przeżycie tego drugiego było najważniejsze i poprzez ślinę i łzy Lukas przysięga że dopóki jest zdolny oddychać będzie żył dla Philipa Shea.
CZYTASZ
Déja Vu (Philkas: Philip Shea / Lukas Waldenbeck)
FanfictionDrobiny kurzu unoszą się w promieniach słońca widocznych w przerwie między zasłonami. Wsłuchany w szum ciszy Philip śledzi ich powolne opadanie. To gra w którą bawili się kiedyś z matką. Ona nazywała je dziennymi gwiazdami uśmiechnięta jakby potrafi...