Przypominający stłumiony grzmot dźwięk dobiegających z telewizora wyścigów AMA wypełnia cały salon rzucając na ściany mętne odbicie przesyconego kolorem obrazu. Siedzący obok niego z dużą szklanką mrożonej herbaty w dłoni ojciec wydaje z siebie niepowstrzymany okrzyk jasna cholera kiedy Dungey wzbija się w powietrze na tak długo na swoim KMT że przypomina bardziej jakąś bajecznie ubarwioną powietrzną istotę której zupełnie obce jest ziemskie prawo grawitacji. Oglądając go Lukas czuje tę samą radość co zawsze kiedy ma pod sobą jakikolwiek motocykl. Uczucie bycia uwięzionym w jakimś pudełku i oczekiwania na uwolnienie i możliwość wzbicia się w powietrze. Sięgnięcia po coś niemożliwego.
Żaden z nich nie jest zaskoczony kiedy Dungey wygrywa wyścigi klasy 450. Ojciec odkłada szklankę i kładzie dłoń na kolanie Lukasa, dwie pary takich samych błękitnych oczu wpatrują się w siebie nawzajem. Niedługo staniesz na jego miejscu, synu, mówi z przekonaniem nie musi nawet wymawiać słów 'żeby nie wiem co'.
Lukas patrzy ojcu prosto w oczy pozwalając sobie zrozumieć powagę jego słów. By rozróżnić Bo Waldenbecka który czegoś od niego wymaga od tego który okazuje mu niezachwialne wręcz wsparcie w coś w co absolutnie wierzy. Pozwala sobie pomyśleć że ta chwila nie jest podszyta strachem i uczuciem zastraszenia wściekłością ojca którą może wzbudzić zawartość butelki stojącej na najwyższej półce, to czy zawsze chciał mu powiedzieć Jestem przy tobie zamiast żyjesz tylko dzięki mnie ale po prostu nie wiedział jak.
W ciszy ich domu, w którym brakuje dźwięku grzechoczących i dzwoniących o siebie kuchennych naczyń a z piętra nie dochodzą przytłumione dźwięki muzyki country, ojciec i syn siedzą obok siebie obciążeni na różne sposoby tą samą historią. Dwaj mężczyźni podobni do siebie bardziej niż którykolwiek z nich byłby w stanie się przyznać w świetle przebytej żałoby, obaj tak samo zamknięci w sobie, pozbawieni możliwości i umiejętności zbudowania mostu łączącego oba brzegi dzielącej ich przepaści. Po jedenastu latach przerażonego posłuszeństwa Lukas przygląda się usianej zmarszczkami twarzy ojca i zastanawia się nad różnicą pomiędzy strachem przed nieznaną naturą ojca a strachem przed tym jak w jego mniemaniu Bo Waldenbeck zareagowałby gdyby wybrał coś czego nie chciałby dla niego jego ojciec.
Z uczuciem zatrzymującego się nagle czasu Lukas zaczyna się zastanawiać czy przypadkiem obaj nie udawali przed sobą nawzajem, że mają wszystko pod kontrolą.
Oczami umysłu widzi uśmiech Sally Waldenbeck.
Kocham motocross, tato, oznajmia powoli ostrożnie dobierając słowa, ważąc ich znaczenie, próbując odkryć i poczuć na języku smak prawdy. Nieuchronność kolejnego wyznania grzęźnie na chwilę w jego wypełnionym kłamstwami gardle i sprawia że Lukas chowa swoje drżące dłonie między kolanami i przełyka ślinę. Oddycha głęboko. I postanawia zaufać swemu ojcu tak jak ufała mu przecież jego matka. Jego serce gwałtownie przyspiesza ale jego głos się nie łamie. Kocham również Philipa.
Bo Waldenbeck spuszcza wzrok, przełyka ślinę. Oddycha głęboko. Wszystko się ułoży, oznajmia a potem milknie na chwilę. Coś wymyślimy i wszystko się ułoży.
Jak się okazuje, prawda ma smak cukru zlizanego z wnętrza dłoni.
Brąz oczu Philipa budzi w Lukasie uczucia z których istnienia nie zdawał sobie nawet sprawy. Po zmierzchu gęstym od niespodziewanego deszczu Philip otwiera przed nim frontowe drzwi domu Gabe'a Caldwella i Lukas czuje jak coś w jego wnętrzu się przemieszcza a jego dusza wpasowuje się w nowe położenie z niesłyszalnym trzaskiem który czuje we wszystkich kościach. W świetle słonecznym włosy Philipa nabierają koloru orzecha laskowego kiedy Philip zdejmuje z głowy kask a radość z wykonania perfekcyjnego skoku uderza w niego z taką samą siłą chociaż w tym momecie Lukas stoi twardo na ziemi. O czwartej nad ranem słyszany w telefonie bezsenny głos Philipa sprawia, że Lukas wyraźnie widzi kuszącą czerwień jego warg formujących wyrazy zmęczonym tonem. Trzy dni po tym jak klęczał u jego stóp w sypialni na piętrze Lukas nadal czuje w ustach jego smak. A jego zapach wypełnia szczelnie każdą komórkę jego płuc.
Każdy spędzony z Philipem dzień wydaje się być wspomnieniem. Mimo czyhającej na niego zawsze czerni koszmarów jego wyobraźnia tworzy obrazy składające się w zasadzie z samego światła. Starszego Philipa, spokojniejszego, bardziej zadowolonego z życia, dumnego, kochanego... Zawsze u jego boku. Znajomość tych obrazów jest tak zaskakująca że wydaje mu się iż widzi coś co spotkało go już w poprzednim życiu.
Część jego umysłu związana z jego poczuciem czasu pamięta szok ich pierwszego pocałunku, zaskoczenie pulsujące w jego żyłach gdy Philip spojrzał na niego z urazą w oczach i pożądaniem na ustach. Wspomina szum krwi w jego uszach, kiedy Lukas odpowiedział przełykając jego zaskoczone sapnięcie i przyciągnął go do siebie. Pamięta wrażenie spadania.
Pamięta samego siebie drżącego nad stawem, powtarzającego litanię gdybyś tylko... To jak załamał się w jego obecności.
Pamięta każde pchnięcie, każdy wymierzony w niego cios, każde niemiłe słowo które sprawiło że jego twarz nabrała pustego, nieobecnego wyrazu, nie wyrazu wściekłości czy żalu, ale wyrazu który mówił więcej o historii Philipa Shea niż kiedykolwiek zdradził jego głos.
Pamięta uczucie jego ramion obejmujących go na dachu szkolnego budynku i brązowe oczy będące jedyną przeszkodą na drodze do krawędzi.
Pamięta moment w którym mógł zniszczyć resztę tego co z niego zostało, siedząc po drugiej stronie piknikowego stołu zaprzeczając wszystkiemu czym był Philip Shea i oskarżając go o wszystko czym nie był. Pamięta, że go zdradził.
Pamięta upajającą ciszę i uczucie ulgi gdy pocałował go pod drzewem a palce ich dłoni i ich oddzielne życia splątały się w jedno.
Pamięta jak stracił absolutną umiejętność logicznego myślenia i zapadł się w żar dostrzeżony w głębi rudobrunatnego spojrzenia.
A z każdym nie przeżytym jeszcze dniem umysł Lukasa sięga poza granice czasu i przestrzeni wypełniając jego umysł nowymi obrazkami, tworząc nowe marzenia. Pozwalając mu sięgnąć po to co nieosiągalne.
Oczami wyobraźni Lukas widzi roześmianego Philipa o pełnych życia oczach, rozśmieszającego go swoim niezwykłym poczuciem humoru, wierzącego w świat który go otacza. Widzi samego siebie zapraszającego go do kina, trzymajacego go za rękę w zatłoczonych galeriach handlowych i całującego go bez opamiętania przed wszystkimi w szkole. Obrazki pojawiają się w jego umyśle wśród westchnień pomiędzy pocałunkami, gdy widzi jego nieśmiały uśmiech za każdym razem kiedy Gabe Caldwell go obejmuje, gdy obejmują się apatycznie po całym dniu spędzonym razem w stodole gdy żaden z nich nie chce żeby się rozstali. Wizje wypełniają go marzeniami czekającymi na spełnienie. Czymś w rodzaju nieuchronnego poczucia déja vu.
Więc kiedy Rose wręcza mu zaproszenie na mającą się odbyć za tydzień imprezę w Red Hook Lukas zamyka oczy i postanawia pozwolić swoim marzeniom się poprowadzić.
CZYTASZ
Déja Vu (Philkas: Philip Shea / Lukas Waldenbeck)
Fiksi PenggemarDrobiny kurzu unoszą się w promieniach słońca widocznych w przerwie między zasłonami. Wsłuchany w szum ciszy Philip śledzi ich powolne opadanie. To gra w którą bawili się kiedyś z matką. Ona nazywała je dziennymi gwiazdami uśmiechnięta jakby potrafi...