Pokątna

3.5K 209 21
                                    

Harry stał pod drzwiami saloniku i nie mógł się ruszyć. Ostatecznie zmusiło go do ucieczki szuranie nóg pana i pani Weasley.

Czym prędzej zbiegł na dół do Dziurawego Kotła.

Syriusz Black... Jeszcze parę dni temu był tylko fotografią z Proroka Codziennego, a teraz był jego potencjalnym mordercą.

Wszystko zaczęło się układać w całość. To podejrzane zachowanie ministra magii, pan Weasley wypytujący i jego wyjścia na Pokątną, i wygórowana troska pani Weasley po tym, jak uciekł z Privet Drive.

Zszedł na dół ściskając w ręce Parszywka i wyszedł na ulicę Pokątną, kierując się do sklepu zoologicznego.

Sklep nie zmienił się wiele od zeszłego tygodnia, kiedy był tu z Ronem i Hermioną.

- Co dla ciebie? – zapytała wysoka czarownica za ladą.

- Ja przyszedłem po lek dla tego szczura. – wskazał na Parszywka. – Byliśmy tu tydzień temu z przyjaciółmi i dzisiaj mieliśmy odebrać eliksir.

- Ach tak! A jak nazwisko?

- Harry Potter, ale... właściwie to raczej Weasley. – uśmiechnął się nieśmiało, kiedy czarownica łypnęła chciwie na jego bliznę na czole.

- Chwileczkę panie Potter! Już chwileczkę! Zobaczę w magazynie, na pewno powinno już być.

Harry czekał cierpliwie rozglądając się po sklepie, kiedy kobieta zniknęła za drzwiami.

Sowy gruchały wesoło z wąskiej grządki, koty prychał pozamykane w drewnianych koszach i ropuchy wydawały się być dziwnie ospałe... Harry podszedł do działu z przysmakami dla sów w nadziei, że znajdzie coś dla swojej Hedwigi, wtedy poczuł niemiłe uczucie, że ktoś mu się przygląda.

Wysokie czarownicy nadal nie było, ale ktoś stał przy klatkach ze szczurami i pod ciemnym kapturem przyglądał się Harry'emu.

Harry czując się niezręcznie wycofał się przed obcym spojrzeniem, ale osoba podążyła za nim.

- Jest! – zawołała czarownica.

Harry odetchnął i zganił się, że jest tak przewrażliwiony.

Czego się spodziewał? Przecież był Harry'm Potterem, to oczywiste, że ludzie będą mu się przyglądać.

- Więc tak, kuracja składa się z 5 porcji eliksiru. Pierwsze 3 będą go natychmiast usypiać, a pozostałe tylko spowolnią, a jak wszystko pójdzie dobrze to szczurek będzie miał energii jak młody kociak! – Harry parsknął na to porównanie przypominając sobie kota Hermiony, Krzywołapa i niepewnie przyjarzał go czarnemu płynowi w małej buteleczce z dzióbkiem.

- I to na pewno mu pomoże?

- Jeśli jest magicznym stworzeniem to z całą pewnością.

- A jeśli to zwykły szczur? – zapytał nie chcąc rozczarować Rona.

- Możemy zaraz to sprawdzić. – odparła i wzięła od niego Parszywka.

Zatopiła w jego pyszczku butelkę i napoiła go czarną kropelką.

Szczur wyrywał się, drapał i piszczał, ale po chwili całkiem znieruchomiał. Harry uśmiechnął się. Ron się ucieszy.

Zapłacił za eliksir i przysmaki dla Hedwigi, i skierował się do wyjścia z nadal nieprzytomnym szczurem w ręku.

Coś za nim zawarczało. Obejrzał się przez ramię i zobaczył czarnego psa ze znajomymi błyszczącymi ślepkami.

Pamiętał książkę o złych omenach, którą zobaczył w Esach i Floresach i od razu w jego głowie zaalarmowało. Ale przecież to tylko pies! – mówiła racjonalna część Harry'ego.

Harry jak zahipnotyzowany zbliżył się do stworzenia.

- Już się spotkaliśmy, prawda? – zapytał powoli kładąc dłoń na głowie psa.

Pies patrzył na Harry'ego tak dziwnym spojrzeniem, po którym można by stwierdzić, że jest to bardzo mądre stworzonko.

Harry uklęknął go niego, chowając szczura w kieszeni i pogłaskał go jeszcze raz.

Sytuacja wydawała mu się tak dziwna, że w głowie plątały mu się setki myśli. Czuł się tak swobodnie w towarzystwie tego psa. Hamował się, żeby nie zacząć z nim rozmawiać, co by było zdecydowanie dziwne dla przechodniów przy ulicy Pokątnej.

Nie pamiętał jednak, żeby kiedykolwiek przedtem spotykał psa w tym miejscu.

- Harry?! – ktoś zawołał go za jego plecami.

Harry odwrócił się i zorientował, że wcale nie znajdował się na głównej ulicy tylko na jednej z bocznych alejek, na której stał tylko on, pies, zamurowany pan Weasley i jakiś mężczyzna, którego nigdy przedtem nie widział.

- Harry? – mężczyzna towarzyszący panu Weasleyowi zrobił krok w stronę chłopca, bardzo ostrożnie.

Harry podniósł się z kolan i stanął u boku psa.

- Kim pan jest? – zapytał i uśmiechnął się, kiedy pies stanął w obronnym geście przed nim.

- Nazywam się Remus Lupin. – powiedział wyciągając różdżkę i nie spuszczając wzroku z czarnego psa, zrobił kolejny mały krok do przodu.

Pies cofnął się popychając Harry'ego również do tyłu.

Harry spojrzał pytająco na pana Weasleya, ale on nadal stał w miejscu blady jak ściana.

- Nie mądre jest pokazywać się w tym miejscu, Black. – warknął Lupin.

Harry z rozszerzonymi oczami rozejrzał się po alejce, ale nikogo nie zauważył.

- Panie Lupin...? – zaczął pytać Harry, bojąc się, że mężczyzna mógł poskradać zmysły, ale nie dokończył.

Harry cofnął się jeszcze kilka kroków do tyłu, kiedy pies przed nim zaczął się zmieniać.

To, że Harry był w szoku, było niedopowiedzeniem.

Nie umiał określić, czy się boi czy nie, ale zdecydowanie mógł stwierdzić, że znalazł się w beznadziejnej sytuacji.

Przed nim stał, nie kto inny jak Syriusz Black. A co gorsza trzymał w dłoni różdżkę Harry'ego.

- Nie rozumiesz Remusie?! – odezwał się seryjny morderca. – To jego wina! Nie czujesz tego?! – wskazał na Harry'ego.

- To nie jego wina, tylko twoja. – wypluł Lupin. – Nie musisz tego robić.

- Nic nie rozumiesz. – powiedział Black chłodno. – Ale wkrótce, zobaczysz, gdzie leży prawda. – mówiąc to przywołał do siebie niewerbalnie Harry'ego i aportował się z nim, na dobre.

Harry Potter i Więzień Prawdy [ZAKOŃCZONE- możliwy ciąg dalszy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz