BonusOvaFiller

3.8K 133 25
                                    


Dzień dobry! Stwierdziłam, że w tym rozdziale przybliżę wam postać Cezara... jest on za pewne trochę tajemniczy dla was, ponieważ znacie go tylko z porównań jego młodszego brata i jego wszędobylskiej "odpowiedzialności". Let's Start!

Cezar

Usiadłem w jednym z ostatnich rzędów krzeseł w sali. Obecnie odbywało się zebranie klasowe i ja, jako opiekun jestem na nim, ponieważ pewien idiota nie podpisał, że nie chce mnie na wywiadówkach bo jest pełnoletni... ten cholerny podpis jest bardzo mocną kartą przetargową, ale oczywiście Echo nie potrafi go użyć. Wiele bym zrobił by tu nie być...

Weszła nauczycielka. Średniej atrakcyjności kobieta. Sweterki, rozwódka z kotem i butlą wina pod pachą... myślę że można określić ją mianem "początkującej feministki".

-Witam państwa -zaczęło się. Boże czemu ja. -Dzisiaj chciałabym zacząć temat wycieczki -oparła się udem o biurko, chyba chcąc pokazać więcej ciała spod miniówy, ale nie wyszło jej to, ponieważ jej kończyna zsunęła się, a gdy jej noga spotkała się gwałtownie z ziemią, babcine okulary, które zazwyczaj nosi zleciały jej z nosa. 

-To jakaś kpina -prychnąłem sam do siebie, gdy nauczycielka podniosła w nerwach okulary ukradkowo patrząc na mnie. Zaczynam rozumieć wszystkie kobiety, które mówią że konkursy miss świata/kraju/universe nie powinny mieć miejsca. Jeśli tak czują się, gdy ktoś patrzy na nie jak na "kawałek mięsa"... to jest to naprawdę obrzydliwe uczucie.

-Może pan Connor mógłby być dodatkowym opiekunem? Jako właściciel zakładu mechanicznego nie ma problemu z wzięciem dwudniowego urlopu...? -a więc to jest twój plan rapszlo! Spojrzałem na nią z zaskoczeniem, gdy na jej twarzy rósł rumieniec. W pewnym momencie oblizała się co wybudziło mnie z letargu.

-Niestety jestem zmuszony odmówić, mój brat nie zachowuje się odpowiednio, więc nie będę go nagradzał wysyłając na wycieczki -powiedziałem spokojnie, choć na usta cisnęły mi się zwroty takie jak: "nie i chuj!"; "No chyba kurwa nie!"; "Pies ci morde lizał!". Dorosłość niestety zobowiązuje...

-Mimo wszystko nalegam. Wszyscy rodzice już byli opiekunami... pozostał tylko pan -zacisnąłem zęby, widząc na jej twarzy pełen satysfakcji uśmiech. Ona to sobie zaplanowała... jestem pewien że musiałbym mieszkać z nią, oczywiście przez pomyłkę tłumaczoną zwrotem "z przyzwyczajenia", ponieważ "wszyscy rodzice" to tak naprawdę wszystkie matki! Nigdy na spotkaniu nie spotkałem innego mężczyzny prócz nauczycieli na korytarzach. 

Zimna krew Cezar. Jesteś panem na swoim podwórku, przecież warsztat bardziej cię potrzebuje.

-Można zapytać kiedy jest ta wycieczka? -spytałem niewinnie.

-Za dwa tygodnie -odparła słodko, najwyraźniej myśląc że wygrała...

-Za dwa tygodnie przeprowadzam inwentaryzację, więc niestety nie mogę pojechać -uśmiechnąłem się do niej w ten sam obrzydliwy sposób.

-Nie da się przełożyć tej inwentaryzacji? Nie może pan jej zrobić wcześniej??

-Zbyt długo ją przekładałem proszę pani -oparłem się na krześle wygodnie z nieskrywanym zadowoleniem. Prawda jest taka, że nie znoszę robić inwentaryzacji, ale jeśli uratuje mnie to przed panią Altendorf, to mogę nawet polubić ten masakryczny proces.

-Och -przeszła kawałek niczym spetryfikowana. -Szkoda...

-Może innym razem -uśmiechnąłem się szerzej. Reszta wywiadówki będzie spokojna...

~

Dwa tygodnie później postanowiłem, że faktycznie przeprowadzę inwentaryzację. Będę miał spokój, posprzątam w warsztacie, posłucham muzyki i nikt nie będzie miał prawa bulwersować się gdy upiję łyk lub dwa piwa. 

Byłem na stanie sprawdzając wyposażenie. Wszystko jak na razie się zgadzało, panowała ogólna harmonia, była piękna pogoda, muzyka głośna, a browar dobry jak nigdy gdy... zawsze musi się coś spieprzyć prawda?

-Witam -usłyszałem za swoimi plecami kobiecy głos. 

-Bardzo mi przykro, ale warsztat dziś jest nieczynny -rzuciłem rutynową formułę odwracając się, a tam. Ona. 

Helga Altendorf

-Witam -wykrztusiłem blednąc, co musiało wyglądać komicznie przy mojej dosyć ciemnej karnacji... -Pani nie na wycieczce? 

-Musieliśmy ją odwołać, nagle zalało hostel w którym mieliśmy się zatrzymać -odparła słodko podchodząc bliżej. Odruchowo chciałem się cofnąć ale... kim ja kurna jestem by bać się jej? Wilkiem czy ratlerkiem?! 

-To przykre... ale co pani tu robi?

-Postanowiłam pomóc! Proszę też mówić mi po imieniu, jesteśmy poza szkołą. Jestem Helga -postawiła długi krok, by uśmiercić ostatnią nadzieję, czyli odstęp pomiędzy nami wystawiając rękę tak, jakbym miał ją pocałować.

-Cezar -odpowiedziałem łapiąc ją za końce palców i potrząsając jakbym witał sie z facetem. Ta nic z tego sobie nie zrobiła, tylko wyrwała mi dłoń zaczerwieniona i zaczęła spacerować po warsztacie. -To bardzo... miłe z pani strony, ale myślę, że nie posiada pani odpowiednich kompetencji by mi pomagać -zacząłem powoli. Mam bardzo krótki limit cierpliwości do tej kobiety.

-Mów mi Helga -powiedziała nonszalancko, jakby nie docierało do niej to co mówię.

-Ok. Helgo -widziałem jak cała się spięła. Czy ona naprawdę tak reaguję na swoje imię wypowiedziane przeze mnie? Boże nie. Ratujcie... -Muszę wykonać telefon -westchnąłem zrezygnowany. Z reguły Helga jest nieśmiała, więc gdy zobaczy obok siebie inną kobietę, z którą mam o wiele lepszy kontakt niż z nią powinna odejść.

Gdy byłem na zapleczu natychmiast wyciągnąłem telefon modląc się w duchu, by Daria nie zmieniła numeru.

-Hej! -już po chwili usłyszałem pełen radości i entuzjazmu głos blondynki. 

-Cześć! Masz czas? Proszę powiedz że tak -jęknąłem szczerząc się do siebie. Daria była kiedyś moim celem. Ponętna, śliczna, chłopczyca, dzielimy tą samą pasję do aut i po raz pierwszy poczułem do niej pociąg gdy oboje upici do cna urządziliśmy sobie zawody na bekanie. 

-Akurat mam, skończyłam właśnie okładać worek treningowy 

-Świetnie, w ile będziesz w moim zakładzie? Mam niezły problem -ściszyłem nieco głos. Helga jest psychiczna i nie wiem czy nie ma jej za drzwiami.

-Mam auto, więc za jakiś... kwadrans? Myślę że minimum tyle

-Genialnie! Wiesz, akurat przeprowadzałem inwentaryzację i...

-Ty głupku! -wybuchnęła nagle śmiechem. -Myślałam że to problem z naprawą a ty chcesz mnie wrobić w zabawę z papierkami? Nie ma mowy! Dopiero co uśpiłam dzieci i nie zmusisz mnie do pracy umysłowej! Te małe cholery rosną jak na drożdżach i robią się coraz bardziej problematyczne... -śmiała się słodko, gdy mnie zamurowało. 

Echo i ja odeszliśmy z watahy, gdy dowiedziałem się od syna alfy, że Darii nie ma, bo załatwia sprawy urzędowe z ich ślubem. Wmurowało mnie to i podjąłem pochopną decyzję... jak widać słuszną. Ta chodząca wenus ma już pociechy... prawda jest też taka, że odszedłem z powodu urażonej dumy. Zawsze byłem znany jako podrywacz numer jeden. Wszystkie młode wadery chciały być moimi partnerkami, prócz tej jednej. 

-Halooo? Brak sygnału czy co? -rozłączyła się, najwidoczniej myśląc że już ze mną nie rozmawia, podczas gdy ja westchnąłem ciężko i wróciłem do pracowni. Na to wygląda że jestem zmuszony spędzić dzień z Helgą...

Hej. 

Nie bijcie! Już wracam do Echa! 

Enjoy!

Psaj(E)choOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz