1.2

4.1K 242 4
                                    

Pomieszczenie w którym się teraz znajdowali było w odcieniach bieli i granatu. Dawało to rodzaj takiego niewiarygodnego spokoju. Przynajmniej dla niej. Chłopak stał oparty o blat kuchennej szafki, a ona grzebała widelcem w przygotowanej przez niego jajecznicy. Nagle straciła ochotę na jedzenie. Oparła łokieć o stół, a na nim głowę ciężko wzdychając.

-Nie smakuje ci?-szatyn usiadł na krześle obok niej. Był za blisko, ponieważ zaczęła odczuwać pewien rodzaj dyskomfortu. Odsunęła się, by powiększyć dzielącą ich odległość. Spojrzała na niego. Był widocznie zmartwiony, ale dlaczego, przecież on nawet jej nie znał. Dziewczyna chcąc przerwać jego katusze w końcu postanowiła się odezwać. 

-Jest pyszna, ale tak jakoś nie jestem głodna.-kiwnął głową na znak zgody, bo w końcu kto po takich przeżyciach chciał jeść. Nikt. Był zły na siebie, a może zły to mało powiedziane. Był wściekły, że nie przechodził tamtędy kilka minut wcześniej. Mógł ją uratować. Czuł się winny za to co się wydarzyło.

-Dziękuję, że się mną zaopiekowałeś.-szępnęła cicho, na co on uśmiechnął się, ukazując swoje dwa słodkie wgłębienia, zwane dołeczkami. -Gdyby nie ty leżałabym dalej w tych krzakach, cała posiniaczona, brudna, we krwi.-gwałtownie z jego twarzy zniknęła oznaka radości, a pojawił się smutek. -To, to było straszne. Złapali mnie przycisnęli do murku. Pobili, a potem jeden z nich...-nawet nie poczuła kiedy, a na jej policzkach powstał już szlak nowych, kryształowych łez. -Straciłam w tak okrutny sposób dziewictwo. Czuję się taka brudna. Najchętniej wbiegłabym pod koła jakiejś szybko jadącej furgonetki.-szatyn mając już dość wysłuchiwania tych bolesnych dla niego słów, pociągnął dziewczynę za rękę, zamykając w swoim objęciu. Widok jakiejkolwiej płaczącej kobiety, zawsze sprawiał mu cierpienie. To dzięki mamie nauczył się opiekunczości i troski. Była jego autorytetem, z którego zawsze chętnie brał przykład. Schowała twarz w zagłębienie jego szyi, mocząc mu przy tym samym kołnierz czerwonej koszuli w kratę. Jednak nie przejmował się tym. Uspokajająco gładził ją po plecach, szeptając słowa do jej malutkiego ucha.

-Ciii. On był skurwielem, jeszcze za to oberwie. Najchętniej powiesił bym go za te....-nie mógł dokończyć, ponieważ poczuł jak drobne ciało spięło się, a jej małe dłonie zacisnęły w pięści. Nie słyszał już szlochu. Dziewczyna odsunęła się od niego, patrząc na palce swoich bosych nóg. Bała się podnieść powieki. Wszystkiego się bała.

-Dam ci jakieś ubranie. Ubierzesz się i pojedziemy najpierw do szpitala, a potem na policję.-właśnie tego się spodziewała. Nie chciała przechodzić jeszcze raz przez to wszystko. Chciała tylko zapomnieć. Przerażona podniosła głową wpatrując się w zielone oczy wyższego o głowę chłopaka. 

-Ja nie chcę tam jechać. Chce zostawić to wspomienie , daleko za sobą.

-On musi ponieść karę. Nie może chodzić tak bezkarnie na ulicach Londynu i robić krzywdy następnym swoim ofiarom.-odskoczyła od niego, nie wiedząc dlaczego. Może było to spowodowane tym, że teraz szmaragdowe oczy chłopaka stały się ciemniejsze. Widziała w nich złość. Pisnęła przerażona gdy zacisnął dłonie w pięści uderzając nimi o drewniany stół przy, którym spożywała wcześniej posiłek. Zrobiła krok do tyłu, gdzie spotkała się z początkiem kuchennego blatu i przeszywającym wzrokiem chłopaka, który zaopiekował się nią, jak swoją.

-Przepraszam.-podszedł do niej, otulając opiekuńczo ramionami. Wziął ją na ręce, niosąc do swojego pokoju. Znowu poczuła ten zapach.

***

Będąc w pomieszczeniu, zwanym sypialnią, postawił ją na ziemię, podchodząc do szafy. Wyjął z niej szare dresy i granatową bluzę. Podał jej rzeczy i bez słowa wyszedł, zostawiając ją samą. Dziewczyna spojrzała na ubrania trzymane w ręku. Usiadła z nimi na łóżko. Spoglądając w stronę drzwi, mając nadzieję, że zaraz do niej wróci.  Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Bezradnie westchnęła zakładając na siebie ciuchy. W trakcie tej czynności oczy miała zamknięte bo przecież nadal odczuwała ból, już nie taki jak kilka godzin wcześniej, ale dalej kłucie przeszywało jej całe ciało.  Związała duże spodnie chłopaka sznurkiem, by nie spadły z jej szczupłych nóg.  Bluzę zapięła, aż do końca drogi czarnego zamka, tak jakby mógłby ją schować przed całym światem, przed złem tego świata. Małymi kroczkami wyszła z pokoju, schodząc po drewnianych schodach na dół. Skierowała się w stronę salonu, myśląc, że znajdzie tam chłopaka, którego imię dla niej było wielką tajemnicą. Przystanęła rozglądając się po pokoju. Nagle na plecach poczuła czyichś oddech. Przerażona odwróciła się.

-Dlaczego mnie nie zawołałaś?-uśmiechnął się do niej lekko. Dziewczyna wzruszyła ramionami, ponownie wpatrując się w palce swoich bosych nóg. 

-Chcesz pojechać do domu?-zapytał. Nie wiedział, że usłyszy odpowiedź, która kompletnie zbije go z tropu. 

-Ja nie mam domu.

 Dom jest dla człowieka jakby częścią jego istoty, toteż najbardziej brak tej części odczuwają tacy jak ja, co nie mieli prawie rodzinnego domu.

Niebo ma kolor zielony  (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz