1.1

4.9K 306 11
                                    

Obudziła się z bardzo okropnym bólem podbrzusza. Wspomienia wróciły. Nagle w jej końcach już dosyć zaczerwienionych oczu pojawiły się krople słonej cieczy, nazywane potocznie łzami. Zamrugała kilkakrotnie, aby ta oznaka wrażliwości nie zrobiła ponownie szlaku na jej posinaczonych policzkach. Wyglądała jak jedno, wielkie nieszczęście. Po chwili rozejrzała się po pomieszczeniu. Zdała sobie sprawę, że jest w jakimś obcym mieszkaniu. A co jeśli jest to pokój tego mężczyzny, gwałciciela bez serca? A co jeśli jest przetrzymywana? A co jeśli spotka ją kolejna krzywda? Szybko sięgnęła ręką po koniec śnieżnobiałej kołdry. Teraz w tej chwili nie interesował ją ból. Chciała jak najszybciej się stąd wydostać. Odkryła swoje chude nogi i z zawrotną prędkością wyskoczyła z łóżka. Przez jej twarz przemknęło coś na kształt grymasu. Dłonią złapała się w tali. Przeszła kilka kroków, by za chwilę znaleźć się na drewnianej podłodze. Klęczała skulona ściskając swój brzuch. Zaczęła ciężko oddychać. Dzewczyna teraz dopiero zauważyła co ma na sobie. Czarną bluzkę z rockowym zespołem oraz granatowe bokserki. Przez głowę przemknął jej obraz chłopaka niosącego ją do swojego domu. Kąpiącego w wannie i kładącego ją do łóżka. To nie mógł być ten mężczyzna, który wczoraj ją tak okropnie potraktował. Wymusiła uśmiech. Ktoś się nią zaopiekował. Teraz była bardziej spokojna. Podniosła dłoń po to by podeprzeć się o drewnianą szafkę. Z trudem wstała. Przeszła kilka kroków, dalej rękę trzymając na brzuchu. Otworzyła drzwi. Kiedy znajdowała się już w przedpokoju poczuła zapach świeżo robionej jajecznicy i mięty.  Woń zielonej rośliny była dla niej tak przyjemna, że już po chwili zupełnie zatraciła się stojąc tak i wąchając ten miły aromat. Po chwili usłyszała krzyk. Zlękła się. Przestraszona pisnęła szybko wbiegając z powrotem do pomieszczenia w którym była. Ponownie schowała się pod białą, miękką kołdrą. Szatynka zawzięcie wsłuchiwała się w dźwięki, które wydobywane były za białą ścianą dzielącą, ten pokój z przedpokojem. Bardzo chciała poznać osobę, która zadbała o jej schronienie po ciężkim jak dla  niej wydarzeniu.  Móc jej podziękować z całego serca. Bo przecież ratujący ją chłopak miał dobre intencje. Prawda? Z rozmyśleń wyrwał ją zgrzyt otwieranych drzwi. Serce podskoczyło jej do gardła. Przesunęła się bardziej w głąb poduszek leżących na tym dużym sypialnianym łożu. Zobaczyła go. Księcia z bajki ratującego swoją księżniczkę. Szatyna o kręconych włosach i dużych zielonych oczach, okalanych długimi rzęsami. Niepewnie uśmiechnął się w jej stronę, podchodząc bliżej.

-Stój!-krzyknęła resztkami sił.-Nie podchodź.-wyszeptała swym delikatnym głosikiem. Zdanie to chodź tak krótkie, było słyszalne dla chłopaka, ponieważ zatrzymał się w połowie drogi do łóżka. 

-Nie rób mi krzywdy. Proszę.-zamknęła oczy. Zakrywając się szczelniej kołdrą, tak by nie miał dostępu. Nie wiedziała dlaczego nastąpiła u niej taka nagła zmiana nastroju. Przecież chciała mu podziękować, a teraz się go boi. Sama nie była pewna co z nią jest nie tak. Nagle widziała w sobie same wady, zalet już nie miała, albo nie potrafiła ich dostrzec. Nawet nie zauważyła tego, jak usiadł na skraju łóżka. Chyba było jej już wszystko jedno. Nie chciała żyć.

-Nie bój się mnie, nie zrobię ci krzywdy.-usłyszała piękny ochrypły głos. Podniosła głowę. Chłopak spojrzał na nią współczująco.-Boli cię?-niepewnie skinęła głową.  Co miała mu powiedzieć, że nawet oddychanie sprawiało, że aż chciało jej się płakać. -Zadzwonię po karetkę. Chyba tak będzie najlepiej.-jednak ona nie chciała. Wystarczająco wstydliwe było dla niej to, że on widzi ją w tak kiepskim stanie. Chciałaby rozpłynąć się we mgle, w blasku słońca, w powietrzu. Wszystko tylko by nie być tutaj i nie patrzeć w te jego szmaragdowe, przepełnione litością oczy. Szatyn przejechał dłonią po swoich brązowych, kręconych włosach i odezwał się chcąc przerwać tą nieprzyjemną dla nich ciszę.

-Jesteś zapewne głodna. Zrobiłem jajecznicę.-szatynka po raz pierwszy w tym dniu uśmiechnęła się lekko. Odkryła swoje nogi, stawiając je znowu na drewnianej podłodze. Odwróciła się. Zobaczyła jak wpatruję się w jej posiniaczone uda. Zarumieniła się nie wiedząc czemu.-Możesz chodzić?-wstała. Kiedy chciała zrobić kolejny krok, poczuła się słabo. Spadłaby gdyby nie on. Sprintem podbiegł do niej łapiąc w swoje objęcia. Jej dłoń instynktownie przejechała po umięśnionym torsie chłopaka. Jednak szybko oddaliła ją kładąc na swoim brzuchu.  

-Jednak lepiej będzie gdy cię zaniosę.-czuła delikatne jak na chłopaka palce obejmują posiniaczone części ciała, jednak nie robią jej krzywdy. Głęboko wciągnęła powietrze, które zaczęło znowu przyjemnie pachnieć miętą. Kiedy kierował się z nią na rękach w stronę wyjścia wiedziała, że to on tak cudownie pachniał i, że to on być może będzie jej królewiczem z bajki. 

                                          Życze nie jest bajką, ale dzięki Tobie bajką może być, mój Ty królewiczu.

_________________________________________________________________

Jezuu. Dzisiaj rano obudziłam się z nie bardzo fajnym humorem. Weszłam na wattpada. Patrzę, a tam tyle wyświetleń, głosów. Humor od razu poprawił mi się o tysiąc razy. Dziękuję trohical za miłe słowa, i twój pierwszy komentarz, dlatego ten rozdział dedykuję Tobie kochana. Życzę wam spokojnie spędzonego czwartku.

Wasza G.

Niebo ma kolor zielony  (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz