Beth
Przerażało ją to, że została sama. Biegła przed siebie, prężąc wszystkie mięśnie i, dzięki adrenalinie, ignorując ból w uszkodzonej kostce. Czuła na karku obrzydliwy oddech śmierci, a w sercu lodowate szpony strachu. Bała się. Tak cholernie mocno, po prostu się bała. Nie wiedziała, co będzie dalej. Drżała na samą wzmiankę w myślach o tym, że została sama w lesie, niemal bezceremonialnie wpakowując się w hordę Szwendaczy, bez żadnej broni. Miała ochotę zatrzymać się i po prostu zacząć płakać; została sama, straciła wszystko w tak szybkim czasie. Musiała dorosnąć zbyt szybko, zbyt gwałtownie. Świadomość, że Daryl mógł nie przeżyć bezpośredniego ataku Sztywnych niemal zwaliła ją z nóg. Żołądek zawinął się w nieprzyjemny supeł, a ich wcześniejsza kolacja podjechała jej do gardła. Żałowała, że chciała zobaczyć wcześniej tego przeklętego psa. Żałowała, że mężczyzna postanowił dać zwierzęciu tę cholerną drugą szansę. Powinna była się nauczyć, że w dzisiejszych czasach już nie ma czegoś takiego jak druga szansa. Powinna była go zatrzymać. Ten wieczór powinien potoczyć się inaczej. Mieli znowu siedzieć razem w sali pożegnalnej; ona znowu by mu grała, on leżałby i słuchał jej głosu. To wszystko miało być inaczej.
Miała tylko osiemnaście lat, a najprawdopodobniej została sama w tym postapokaliptycznym świecie. Straciła osobę, której zaufała. Do której się przywiązała.
Poczuła łzy w kącikach oczu. Wiedziała jednak, że nie może się teraz poddać; nie może zwolnić ani się zatrzymać. Maggie, Daryl, Ojciec... oni by tego dla niej chcieli. Chcieliby, żeby się nie poddała, żeby biegła dalej i się uratowała. Znalazła w sobie siłę i odwagę i przyspieszyła, o ile to w ogóle było możliwe. Postanowiła nie zadręczać się teraz tym wszystkim. Poprawiła naprędce plecak, po czym wbiegła na ulicę, przy której leżał cmentarz.
Odwróciła się gwałtownie w stronę pisku opon. Ujrzała nadjeżdżający samochód; a bardziej jego reflektory. Zatrzymała się gwałtownie jak przerażone zwierzę, dosłownie sparaliżowana. Rozszerzyła oczy, gdy samochód uderzył w nią, siłą pędu zwalając ją z nóg i sprawiając, że potoczyła się w stronę lasu jak szmaciana lalka. Plecak zsunął się z niej i został gdzieś w tyle; ona jednak nie zwracała na to uwagi. Ciało paliło ją żywym ogniem, do tego stopnia, że modliła się o śmierć. Spojrzała w stronę auta, z którego wysiadły dwie postacie, które ruszyły w jej stronę szybkim tempem. Przymknęła powieki, chcąc zminimalizować ból głowy. Nie wiedziała, kiedy kończy się jej ciało a zaczyna ból. Jak przez mgłę zobaczyła nachylającą się nad nią posturę człowieka; a może Sztywnego? Czy to ma być jej koniec? Tak ma skończyć tę dwuletnią walkę; potrącona przez samochód i pogryziona przez Szwendacza?
Jej czarne myśli odpłynęły, kiedy zrozumiała, że to, co słyszy, to nie jest jęk śmierci a zwyczajna rozmowa. Odetchnęła cicho, będąc na skraju omdlenia. Do jej uszy dochodziły strzępki konwersacji, sens jednak pozostawał z dala od niej, jakby jednym uchem wpływał, a drugim wypływał z jej podświadomości.
-... jeździsz, Gorman! Mógłbyś, kurwa, w końcu bardziej uważać! - pierwszy głos należał do mężczyzny; z imienia wywnioskowała, ze druga postać również musiała być mężczyzną. Zanim zdążyła zrozumieć, o co im może chodzić, poczuła palce na karku, tam, gdzie powinno się wyczuć puls. Jęknęła cicho, czując na swoim rozpalonym ciele ciepłe palce.
- ... przynajmniej tyle, że to dziewczyna. No wiesz, Joan mi już nie wystarcza. - Drugi mężczyzna parsknął śmiechem. Beth nie wiedziała, o co mu może chodzić. Zresztą, chyba się z tego powodu cieszyło. Samo oddychanie ją bolało, a co dopiero wytężanie mózgu w myśleniu..
W tym samym momencie, gdy chciała się odezwać, ktoś wsunął jej jedną rękę pod plecy a drugą pod zgięte kolana, po czym dźwignął się z nią na nogi. Dziewczyną krzyknęła ochryple, czując przerażający ból w całym ciele, po czym niekontrolowanie osunęła się z rampy wprost w ciemność, w głowie widząc zmartwione twarze najbliższych. Czy jej się wydawało, czy umierała? Miała ochotę się uśmiechnąć; no, jej duchowa część miała na to ochotę. Chciała spotkać się już ze swoimi bliskimi, których straciła przez te dwa przerażające lata. Dlaczego miałaby się smucić?
Uświadomiła sobie, że śmierć jest piękna. Przestała się jej bać i po prostu czekała w eterze swoich myśli, aż ta w końcu nadejdzie.
___
Przepraszam bardzo, że dzisiaj tak krótko, ale chciałam w pierwszym rozdziale opisać, co się stało z Beth. Z serialu wiemy, że nie została potrącona, ale hej, to moje opowiadanie hehe.
Do następnego!

CZYTASZ
Claimed
FanfictionKiedy samochód z białym krzyżem odjeżdża, cały świat Daryla wydaje się stracić barwy, jakby jedynym źródłem szczęścia mężczyzny była ta pozornie słaba blondynka. Dlatego postanawia za wszelką cenę ją odnaleźć. ___ "You're gonna miss me so bad when I...