Beth
Ciemność była kojąca, spokojna, przynosząca zbawienie zszarganej i przerażonej duszy. Dryfowała w swoim własnym umyśle, mijając roztańczone wokół Wstążki Wspomnień jej życia. Wiele słyszała o tym, że w chwili śmierci całe życie przelatuje denatowi przed oczami, z szybkością niemal dorównującą prędkości światła. To, czego doświadczała, nie miało z tym ani grama wspólnego. Czas leciał wolno, a jej duch, esencja, co jakiś czas wpadał na Ścieżkę Wspomnień, wchłaniając ją i rozpoczynając z nią taniec, podczas którego wspomnienia zalewały jej umysł i na powrót tworzyły jej jestestwo. Ponownie przedzierała się przez sam początek swojego życia, żałując, że nie mogła w nim zostać, choć chwilę dłużej - że nie mogła ponownie stać się blond dziewczynką ze szczerbatym uśmiechem, martwiącą się jedynie lekko zdartym kolanem. Oczami własnej duszy oglądała swoje życie, w feerii barw i radości obserwowała poszczególne etapy, od pierwszego dnia szkoły, przez poznanie grupy Ricka i opuszczenie farmy, po godziny spędzone w towarzystwie Daryla.
Daryl... To imię coś jej podpowiedziało, jakby było kluczem do zaprzestania zabawy wśród latających Duszków Pamięci. Radość ustępowała, dając dojść świadomości do głosu. Poczuła gwałtowne szarpnięcie, które zabrało ją od kojącej Ciemności oraz radośnie pląsających Wspomnień i wrzuciło wprost w wir wściekle kotłujących kolorów. Tym razem raz po raz przeżywała to, co się wydarzyło przed cudowną nicością.
Pies. Sztywni. Ucieczka. Czarny samochód. Pisk opon. Oślepiający ból. Rampa w ciemność. Tornado emocji oraz urywek Wspomnień uderzyło w nią, wrzucając jej esencję do jeziora świadomości z potwornym bólem głowy. Poczuła gwałtowny wstrząs, który zakotwiczył ją w świecie realnym z piekielną migreną, sprawiając, że coraz bardziej tęskniła za kolorowymi, radosnymi Ścieżkami Wspomnień, pełnymi wigoru i entuzjazmu.
Pierwszy powrócił słuch. Delikatne pikanie maszyn rozprzestrzeniało się po jej głowie, wzmagając ból i nieprzyjemnie liżąc umęczony umysł. Szum przecinały pojękiwania zza okien, które uświadomiły jej o szwendających się Zimnych i upewniły ją w przekonaniu, że wciąż trwa na tym zdruzgotanym padole.
Zaraz za słuchem powrócił węch, wpijając w jej nozdrza obrzydliwy odór zgniłego mięsa oraz stęchlizny, dławiąc ją i dusząc jednocześnie. Mieszanka zapachu sprawiła, że w jej głowie po raz kolejny pojawił się wir, wciągając ją w dobrze znaną Ciemność zakrapianą Wstążkami. Chęć zatracenia się w roztańczonych Wspomnieniach zastopował powrót kolejnego zmysłu, który zakotwiczył ją w świadomości istnienia: dotyku.
Westchnęła cicho, odzyskując władze w kończynach. Poczuła ich szarpiący ból, przypominający jej o wypadku z wszelkimi detalami. Poruszyła palcami lewej dłoni, upewniając się, czy są sprawne; czy sama jest sprawna, na tyle, by móc się bronić przed zagrożeniem. Ucieszyła się - wyglądało na to, że wyszła z potyczki z samochodem bez większych uszkodzeń w układzie kostnym.
Wraz z powrotem smaku poczuła obrzydliwy, metaliczny posmak w gardle suchym jak wiór. Odkaszlnęła, co tylko podwoiło paskudne uczucie w trzewiach, posyłając bolesny impuls wgłąb jej ciała.
Gdy otworzyła oczy, ucisk w skroniach niemal zrzucił ją ponownie z rampy w pustkę. Jasne światło wbiło się w jej oczy, drażniąc tęczówkę i oślepiając ją na parę sekund. Zamknęła powieki, czując, jakby miała pod nimi wiór zmieszany z kawałkami szkła. Jęknęła ochryple, mrugając parokrotnie, by pozbyć się tego nieznośnego uczucia i wyostrzyć wzrok.
Rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym się znajdowała. ściany były wilgotne i zniszczone, ewidentnie nadszarpnięte zębem czasu i Sztywnych. Od chwili odzyskania pierwszego zmysłu wiedziała, że znajduje się w salce szpitalnej - pamiętała ten specyficzny dźwięk pikania aparatur po swoim pierwszym zapaleniu płuc, gdy jako mała dziewczynka wylądowała w klinice. Miała wrażenie, że jej obecna sytuacja była karykaturalną kopią tamtego dnia - odbitą w krzywym zwierciadle, sparodiowaną i całkowicie przeinaczoną.
Tak samo jak wtedy obudziła się po Ciemności w szpitalnym pomieszczeniu, choć tamto było nowoczesne i zadbane, bez śladu użytkowania. Nie pamiętała też Wstążek Wspomnień, które teraz budziły w niej tęsknotę do powrotu i zanurzenia się w ich bezkresnym tańcu. Tak samo jak wtedy nie mogła mówić i charczała tylko niewyraźnie, próbując przekazać otaczającym ją wtedy lekarzom, że potrzebuje szklanki wody. Niemal dosłownie przywołała we wspomnieniach swoją frustrację i strach jaki jej towarzyszył, do momentu, w którym próg salki nie przekroczył jej ojciec z ciepłym uśmiechem i szklanką zimnej wody w dłoni.
Ojciec...
Przekręciła lekko głowę, wzmagając ból i dyskomfort, na poły by odgonić bolesne wspomnienie uśmiechu ojca, na poły by przekonać się, czy nie ma uszkodzonego karku. Jej ruchy krępowało coś twardego, sztywnego, co nie pozwoliło jej na przesunięcie głowy o więcej niż kilka stopni. Podniosła drżąco lewą dłoń, i dotknęła nią swojej szyi. Wyczuła nieprzyjemną twardość, uświadamiając sobie, że tkwi w usztywniaczu. Jęknęła cicho, poruszając tułowiem, by podnieść się do pozycji siedzącej. Czuła się słaba, obolała, jakby została stratowana przez hordę. Usiadła, marszcząc brwi, co sprawiło jej niezwykły ból w okolicy prawego łuku brwiowego. Zastanowiła się nad tym chwilę, podnosząc ponowne dłoń i wyczuwając pod nią szwy. Wstrzymała oddech i zaczęła oglądać swoje ciało, kalkulując, jak wiele szkód wyrządził jej ten wypadek. Prawy łuk brwiowy i kość policzkową z tej samej strony pokrywały grube szwy, nadgarstek prawej dłoni był opuchnięty i w kolorze niezdrowej purpury. Gdy próbowała nim ruszyć, otępił ją ból, ale nie miała założonego usztywniacza - to sugerowało, że nie miała złamanej kości, najwyżej zwichniętą. Kostka, którą skręciła przed wypadkiem wydawała się już przeszłością - co prawda dalej czuła nieprzyjemne igiełki bólu, ale nie było to tak przerażające jak wcześniej i była pewna, że będzie w stanie chodzić, choć lekko utykając. Biodro po prawej stronie miało wielkiego siniaka i równie paskudne zadrapanie, ale gdy poruszyła miednicą nie poczuła żadnego innego bólu niż ten mający swe źródło w siniaku. Kolano po tej samej stronie było stłuczone, wywnioskowała z tego, że musiała paść na prawą stronę po zderzeniu z maską rozpędzonego samochodu.
Najbardziej niepokoił ją tępy ból w głowie. Podejrzewała, że mogła doznać wstrząsu mózgu, świat wirował przed jej oczami, wprawiając ją w nudności.
Przerzuciła nogi przez łóżko, kładąc bose, posiniaczone stopy na zimnych kafelkach. Pokój nie przestawał wirować, mieniąc się różnorakimi barwami, wprawiając ją w coraz większe otępienie. Złapała się zdrową dłonią za skronie w próbie umniejszenia sobie bólu, gdy nagle usłyszała za drzwiami kroki.
Serce zamarło jej na parę chwil, po czym ponownie zaczęło bić, uderzając boleśnie o jej żebra. Strach przepłynął po jej żyłach, łącząc się z adrenaliną w krwiobiegu. Oddychała coraz ciężej, nie będąc w stanie wydać z siebie choć pomruku. Podniosła się powoli na nogi, słysząc nasilające się kroki opatrzone dodatkowo strzępkami rozmów. Nie potrafiła dosłyszeć całej rozmowy, docierały do niej urywki, ale i to wystarczyło, by zrozumiała dwie rzeczy: mówiący mówią o niej i musi jak najszybciej się stąd ewakuować.
- Nie żartuję, Dawn... - rozpoznała ten głos, wspominając urywane chwile przepełnione bólem zaraz po wypadku. Gorman. - ...ekła, to nie pozostawiacie mi żadnego innego wyboru - ton był nieprzyjemny, gardłowy. Przez głowę Beth przeleciało w jednej sekundzie tysiące myśli, rozogniając ból i zacieśniając jej pole widzenia. Siedziała na łóżku z dziko bijącym sercem oraz z dłonią na skroni, zastanawiając się, co ma, na wszystkich bogów, teraz zrobić.
- Potrąciłeś ją - usłyszała kolejny głos, wypełniony złością, zniecierpliwiony. W miarę jak rozmówcy się zbliżali, nabrała pewności, że zmierzają w jej kierunku. Nie wiedziała, czy ma się położyć czy poczekać i skonfrontować z nimi. Wzięła jednak pod uwagę fakt, że jej ruchy są ślimacze i w niczym nie przypomina już osoby zdolnej do walki. Nie zdążyłaby się położyć i udawać, że śpi. Rozejrzała się, a jej jeszcze rozmazany wzrok padł na strzykawkę leżącą na stoliku jej łóżka szpitalnego. Naprężyła całe ciało, sięgając w tamtą stronę. Gdy poczuła pod opuszkami palców chłodny metal, miała wrażenie, że część jej przerażenia odeszła z momentem, gdy miała coś - cokolwiek, do samoobrony. Odwróciła się gwałtownie w stronę drzwi, gdy usłyszała szarpanie za klamkę i lekki skrzek zawiasów.
- Gdybyś nie był takim idiotą to może Joan by nie... - drzwi rozchyliły się, ukazując jej trzy wysokie postacie, wpatrujące się w nią zbaraniałym wzrokiem. Kobieta, ubrana w strój mundurowy, wyglądała na zaskoczoną i wściekłą, co Beth odebrała jako ostrzeżenie. Mężczyzna obok niej, ubrany niemal tak samo, wpatrywał się w blondynkę z nieodgadnionym, nieprzyjemnym uśmiechem, taksując jej sylwetkę wzrokiem.
-Witaj - odwróciła głowę w stronę głosu, napotykając spokojne i łagodne spojrzenie orzechowych oczu należących do mężczyzny w kitlu. Beth wpatrywała się w niego wielkimi oczyma, wciąż ściskając w dłoni strzykawkę. Powędrowała do niej wzrokiem, co było złym posunięciem, bo zaraz za nią spojrzała w tamtą stronę umundurowana kobieta, marszcząc brwi.
- Odłóż to natychmiast. To rozkaz - powiedziała chłodno, kładąc dłoń na pasek. Nieprzytomny wzrok blondynki powędrował za jej ruchem dłoni i rozszerzyła oczy ze zdumienia widząc, że kobieta chwyciła za spluwę zetkniętą za pas. Od razu rozluźniła uścisk, puszczając swoją jedyną broń na podłogę i unosząc lekko dłonie. Mężczyzna w mundurze uśmiechnął się jeszcze bardziej niepokojąco, oblizując usta.
-Dobra dziew... - zaczął, ale zaraz przerwał mu, jak wnioskowała po ubiorze, lekarz.
- Daj spokój, Gorman. - Warknął, posyłając towarzyszowi wściekłe spojrzenie. Oczy Beth przeskakiwały po całej tej osobliwej trójce. Dziewczyna czuła się jakby miała się zaraz rozpłakać, ale zanim zdołała, usłyszała ponownie głos doktora - Wiesz, co się stało, czy chociaż jak masz na imię? - spytał łagodnie, podchodząc powoli do jej łóżka. Zesztywniała, wpatrując się w niego. Wiedziała, jak się nazywa, wiedziała, co się stało podczas wypadku, ale było coś, co nie pozwalało jej się uspokoić. Miała wrażenie, że coś jej umykało. Coś nie dawało jej spokoju, jakby jakieś wspomnienie z ostatniego czasu...
Świadomość uderzyła w nią gwałtownie, niemal tak samo mocno jak samochód. Podniosła się szybko, nie zważając na swój stan. Pokój zawirował, a błyskawica bólu przecięła jej ciało na wskroś. Nie dbała o to. Nie dbała nawet o spluwę wymierzoną przez kobietę, jak podejrzewała, o imieniu Dawn. W tej chwili dbała o jedną, jedyną ważną dla niej rzecz. A właściwie osobę.
- Ten mężczyzna... - chrypnęła, patrząc w błękitne oczy osoby trzymającej broń. Zdziwił ją dźwięk własnego głosu - niski, gardłowy, niemal zupełnie nie jej. Ale musiała się tego dowiedzieć. Mimo, że każdy ruch strun głosowych przyprawiał ją o niemożliwy ból, odchrząknęła, patrząc w chłodne oczy kobiety, i kontynuowała. - Ten mężczyzna, z którym byłam... - zapauzowała, usilnie próbując znaleźć potwierdzenie swoich nadziei w tym lodowatym spojrzeniu. - Jest tu? W którejś z sal? - zakończyła, trzymając się nadziei jak tonący brzytwy.
Oczy kobiety skupiły się na niej i widziała w nich niemal współczucie. I to wystarczyło, by znała odpowiedź, zanim padły jakiekolwiek słowa.
- Byłaś sama. Nikogo z Tobą nie było. - Dawn powiedziała powoli, wyraźnie. Ale Beth już jej nie słuchała. Poczuła ukłucie w piersi i tak dojmujący ból, że przed jej oczami zatańczyły mroczki a nogi odmówiły jej posłuszeństwa, ponownie posyłając ją z rampy w Ciemność, która tym razem wydawała się przerażająco pusta i nieprzystępna, bez radosnych, kolorowych Wstążek.Daryla już nie ma.
Zostałam sama.
***
Naprawdę nie wierzę, że napisanie tego czegoś zajęło mi tak długo. Bez bicia poddaje się wszelkim karom, choć muszę przyznać, że nie miałam czasu właściwie na nic - najpierw matury, potem egzaminy wstępne na studia, zaraz po nich wakacje, potem wyniki, świętowanie no i praca. Teraz już wszystko za mną i jestem szczęśliwą studentka z gromem wolnego czasu, więc postaram się wrzucać o wiele częściej.
Przepraszam też za opadnięcie z formy pisarskiej, bo naprawdę dawno niczego nie pisałam. Obiecuję poprawę, poważnie.
Ściskam, tulę, i do następnego!
CZYTASZ
Claimed
FanfictionKiedy samochód z białym krzyżem odjeżdża, cały świat Daryla wydaje się stracić barwy, jakby jedynym źródłem szczęścia mężczyzny była ta pozornie słaba blondynka. Dlatego postanawia za wszelką cenę ją odnaleźć. ___ "You're gonna miss me so bad when I...