Daryl
Bolały go wszystkie mięśnie, płonęły, rwały i skomlały w agonii. Płuca kuły i domagały się porządnej dawki tlenu, zaciskając się i doprowadzając do duszności co parę chwil. Serce wybijało przerażający rytm, uderzając o żebra, niemal je gniotąc, pompując coraz więcej adrenaliny do krwiobiegu. Głowa pulsowała nieopisaną migreną, próbując zmusić ciało na skraju omdlenia do zatrzymania się. Mimo to gnał dalej. Parł do przodu, krok za krokiem, metr za metrem, sekunda za sekundą, paradoksalnie oddalając się od celu, a zbliżając się do skraju wytrzymałości organizmu. Ale on nie potrafił się zatrzymać. Jakaś cząstka jego kazała mu biec, szybciej, coraz szybciej, jeszcze i jeszcze, wciąż zbyt wolno. Za wolno, jesteś za wolno, musisz przeć na przód, ruszaj się!
Nie zorientował się nawet kiedy to się stało - wydawało się, że jego mózg, tak wycieńczony, nie zarejestrował momentu potknięcia się i Daryl dopiero odzyskał świadomość, dysząc ciężko na asfalcie, z obdartym do mięsa łokciem i równie uszkodzonym kolanem. Oddychał głośno, gwałtownie łapiąc tak upragnione powietrze, klnąc siarczyście na widok głębokich ran zadanych przez szorstką fakturę asfaltu. Zagryzł zęby, odciągając kawałek zakrwawionego materiału, który przykleił mu się do kolana. Warknął gardłowo, gdy impuls bólu przebiegł przez jego i tak już mocno osłabione gonitwą ciało. Teraz, gdy gorączkowo szukał w plecaku butelki z wodą, by choć trochę przeczyścić ranę, nie wiedział nawet co go skłoniło do takiego agonalnego wyczynu. Sapnął, gdy zimna woda zetknęła się z raną, posyłając kolejne igiełki bólu wgłąb jego organizmu. Powoli wyrównywał oddech, przypatrując się krwi, która, wymieszana z wodą, tworzyła różowe plamy na drodze. Zwiesił głowę, zastanawiając się, co na litość wszystkich bogów powinien teraz robić.
Absolutnie nic nie przychodziło mu do głowy. Wiedział, że musi przetrwać, oraz znaleźć Beth. Czuł się jakby wszystkie inne priorytety wyblakły, stały się błahe i zupełnie nieistotne. Nie interesował się już znalezieniem reszty grupy, odbudowaniem społeczeństwa, jakie mieli w więzieniu, czy zastanawianiem się, jakie straty w ludziach ponieśli podczas ataku Gubernatora - wiedział że on poniósł stratę, utracił Beth, ostatnią osobę na której zaczęło mu zależeć, musi ją odnaleźć, ona musi powrócić.
Jakby ponownie wpadł w trans, jego myśli w momencie uciekły gdzieś w głąb umysłu, zostawiając tylko jedną - chciał się podnieść, by znów rozpocząć szaleńczy bieg śladami - jak podejrzewał - samochodu, który zabrał blondynkę. Wiedział jednak, że byłoby to zupełnie bezcelowe - wydawało się, że te emocje były słabsze, prostsze do zrozumienia i opanowania. Musiał spojrzeć prawdzie w oczy - nie miał najmniejszych szans dogonić samochodu. Jedyne co mu pozostało to szukać, tropić, wypatrywać czegokolwiek z białym krzyżem.
Z dziko walącym sercem sięgnął do szlufki, gdzie znajdowała się stara krótkofalówka. Przymknął powieki, wzdychając cicho. Czy to ma sens? Kolejne wydzieranie się do krótkofalówki, która już zapewne została spisana przez nich na straty i odcięta od kanału kontaktu? Wpatrywał się w czarne pudełeczko, ścierając z czoła smużki potu, zalewające mu oczy, gdy słonce powoli i leniwie zaczęło wschodzić, zwiastując kolejny upalny dzień. W bezruchu patrzył w przedmiot, tocząc w umyśle zażartą bitwę sam ze sobą.
Zdawało mu się, że minęła wieczność, w której nie spuszczał przedmiotu z oczu. Nic wokół dla niego nie istniało - tylko on, zepsuta krótkofalówka i batalia w umyśle, tocząca się nad zagadnieniem, czy próbować dalej kontaktu z nimi, czy nie.
Może to z powodu letargu, gdy został wyrwany z transu przez szczęk suchej gałązki, bez wątpienia złamanej przez czyjś but, zerwał się na równe nogi, z szalenie bijącym sercem i kuszą wyciągniętą przed siebie. Nie wiedział, czy to dzięki instynktowi zareagował tak szybko, czy to bardziej zasługa wcześniejszego incydentu, który mógł zakończyć się jego śmiercią. Wiedział za to, że stał twarzą w twarz z mężczyzną, właściwie to chłopcem, o jasnych włosach i przestraszonych, wielkich oczach. Dzieciak mógł mieć z 20 lat i wyglądał na przerażonego, a mimo to wpatrywał się w Daryla wyprostowany - nie błagał o litość, nie prosił, po prostu stał z podniesionymi rękoma, usilnie wbijając spojrzenie swoich brązowych oczu w te błękitne, należące do Daryla, ignorując przy okazji wycelowaną w pierś broń.

CZYTASZ
Claimed
FanfictionKiedy samochód z białym krzyżem odjeżdża, cały świat Daryla wydaje się stracić barwy, jakby jedynym źródłem szczęścia mężczyzny była ta pozornie słaba blondynka. Dlatego postanawia za wszelką cenę ją odnaleźć. ___ "You're gonna miss me so bad when I...