Daryl
Nie marnował czasu - nie chciał tego robić. Był zdeterminowany, by ją odnaleźć, najszybciej jak to było możliwe. Od zawsze był wspaniałym myśliwym - to wiedzieli wszyscy, nawet Rick, na samym początku, ten Rick, który nie był dla niego specjalnie przychylny - i vice versa, mówiąc ściślej.
Rozejrzał się dookoła, by w choć nikłym stopniu przeanalizować swoją sytuację oraz szanse na szybkie odnalezienie swojej... no właśnie, kogo? Kim była dla niego Beth?
Niedojrzałym dzieckiem, które właściwie naraziło życie obojga dla upicia się i chwilowego zapomnienia o realiach świata;
Niepoprawną optymistką, która zawsze widzi jasną stronę - był w stanie założyć się o własną kuszę, że nawet teraz, samotna, w zupełnie innym środowisku, żywi nadzieję na lepsze jutro;
Niedorzeczność.
Niespełna rozumu nastolatką, która w momencie, gdy świat stawał na głowie przez Szwendaczy zaczynała albo śpiewać albo wszystkich pocieszać;
Przyjaciółką... która go zrozumiała. Zrozumiała wszystkie jego problemy, tym samym przywiązując go do siebie. Sprawiła, że on sam zaczął wierzyć w lepsze jutro.
A teraz miał to wszystko stracić? Przez ten jeden moment, w którym nierozważnie chciał dać pieprzonemu kundlowi drugą szansę?
Mężczyzna wręcz płonął z uczucia bezradności oraz przegranej. Emocje targały nim z siłą godną Tsunami - sam nie wiedział, czy zaraz nie puści się pędem w stronę, w którą udał się czarny samochód z krzyżem na tylnej szybie, czy upadnie na asfalt z gulą beznadziei w gardle.
Nie zrobił żadnej z tych rzeczy. Zamiast tego, jego uwagę przykuł jeden detal, leżący parę metrów od niego. Podniósł się i ruszył w stronę przedmiotu niczym pies myśliwski. Nadzieja i jeszcze jedno, niezidentyfikowane uczucie wystrzeliło w jego żyłach, niemal zwalając go z nóg. Padł na kolana, obok upatrzonego przedmiotu, naprędce łapiąc małe, czarne pudełko, w mig rozpoznając w nim krótkofalówkę. Jego uwagę przykuł mały, biały krzyż, narysowany Siły Wyższe wiedzą czym na spodzie urządzenia.
Przyglądanie się i chwilowe otępienie przerwał pisk oraz zgrzyt dobiegający z przedmiotu; zaraz potem usłyszał głos jakiejś kobiety.
- Gorman, kurwa m... - Kolejny zgrzyt, pisk i zniekształcony głos przerwał komunikat. Daryl zarejestrował dwie sprawy- pierwsza, krótkofalówka, choć gorzej niż w czasach świetności, działa; druga, że skurwiel, który zabrał od niego Beth nazywał się Gorman. Chwycił urządzenie i przyłożył je do swoich ust, po czym nacisnął przycisk, by samemu nadać komunikat.
- Nie wiem, kim, do kurwy jesteś, ale jeśli Ty albo ten pieprzony Gorman zrobicie krzywdę Beth, znajdę was - odezwał się spokojnym, rzeczowym tonem, chodź w jego głębi drżały różnorodne emocje. Nie spodziewał się jakiegokolwiek odezwu. Do jego uszu znów dobiegł pisk przyprawiający o jeszcze większy ból głowy, irytujący, gardłowy jęk, po czym nastała błoga cisza. Daryl odetchnął i zwiesił ramiona.
Błąd.
Przez rozkojarzenie i totalną beznadzieję nie zarejestrował odgłosu, od którego sama śmierć kopnęłaby w kalendarz. Za brak rozwagi zapłacił przygnieceniem do ziemi i cuchnącym oddechem przy gardle.
Szwendacze! Jak, do cholery, mógł tak skusić! Serce podskoczyło mu do gardła, gdy zdał sobie sprawę, że to mogą być jego ostatnie chwile na tym padole. Że może nigdy nie być w stanie uratować jego Beth.
Determinacja zapłonęła w jego żyłach, jak wcześniej beznadzieja i gorycz. Mięśnie przepełnił gotujący do walki gniew, w umyśle kotłowała się furia napędzająca instynkt przetrwania. Jednym płynnym ruchem zrzucił z siebie przegniłe ciało i wyszarpał z pokrowca nóż. Wbił go w głowę Szwendacza, po czym podniósł się na równe nogi. Zszarpał kuszę z pleców, widząc przed sobą trzy kolejne cele do powalenia. Nie naciągnął strzały, po prostu szarpnął bronią w przód, uderzając w to, co kiedyś było żuchwą sztywnego. Zombie padł od uderzenia, rozbryzgując zepsutą krew wokół siebie. Daryl zmiażdżył głowę leżącego, przy okazji naciągając strzałę na kuszę. Odwrócił się, przyciskając spust i trafiając wprost w głowę jakiejś kobiety, świećcie Bogowie nad jej duszą. Trup padł z obrzydliwym odgłosem. Mężczyzna nie zdążył wziąć kolejnego wdechu, gdy znów został przygwożdżony przez kolejne ciało w rozkładzie. Broń wypadła mu z rąk sprawiając, że walka z umarlakiem musiała odbyć się wręcz. Nadal czując adrenalinę, płynącą po jego żyłach, wyciągnął ramiona i przytrzymał Szwendacza po czym przeskoczył nad niego. Zagryzł zęby, podnosząc korpus oponenta i uderzając nim o podłoże. Każdy jego ruch sprawiał, że coraz więcej obrzydliwej krwi bryzgało na jego twarz, ale nie dbał o to. Chciał przetrwać. Musiał przetrwać. Kolejne uderzenie. Mlaśnięcie oraz powolne zaprzestanie ruchów Zombiaka. Kolejne użycie siły. Tym razem nie tylko krew, ale i resztki mózgu rozbryzgły się po ziemi. Sztywny jęknął gderliwie, po czym zamarł w podwójnie pośmiertnym stanie. Daryl spoglądał na ciało, dysząc ciężko z wysiłku. Adrenalina opuściła jego żyły, sprawiając, że czuł się wyczerpany. Wrzasnął gardłowo w akcie zwycięstwa, ale też desperacji. Zsunął się z ciała i położył wśród martwych ciał wokół. Odetchnął i przymknął oczy. Otworzył je i przekręcił głowę, spoglądając na ubrudzone, czarne pudełko, które odznaczało się małym, białym krzyżem na spodzie, jakby było jego ostatnią deską ratunku przed tym światem. Przed utraceniem zmysłów.
To nie koniec, Beth Greene.
Nie nasz.
---
Przepraszam za tak dużą przerwę - choć wątpię by ktokolwiek czekał na ten rozdział z utęsknieniem. Postaram się teraz pisać jak najczęściej się da - choć rozszerzenie mat-fiz nie bardzo mi w tym pomaga, wręcz stawia mi niezwykle czynny opór. Matura też nie jest i nigdy nie będzie łatwym oponentem.
Jeśli ktoś tu jeszcze jest, to serio się będę starać. Serio.
A teraz dobranoc moi mili, lecę robić kolejną maturkę.

CZYTASZ
Claimed
FanfictionKiedy samochód z białym krzyżem odjeżdża, cały świat Daryla wydaje się stracić barwy, jakby jedynym źródłem szczęścia mężczyzny była ta pozornie słaba blondynka. Dlatego postanawia za wszelką cenę ją odnaleźć. ___ "You're gonna miss me so bad when I...