Beth
Gdy obudziła się po raz kolejny, wokół niej nie było żadnych Wstążek Wspomnień. Była sama, przerażająco, lodowato sama. Serce zakuło ją boleśnie w piersi, gdy zrozumiała, że tak właśnie jest - nie było nikogo, kto by się o nią troszczył, kto byłby bliski jej sercu i miał w nim swoje miejsce. Maggie gdzieś zniknęła - Beth była właściwie pewna, że jej siostra żyje, w końcu to ona odziedziczyła gen wojowniczki, co nie zaprzeczało jednak faktowi, że była daleko stąd. Ojciec nie żył; dziewczyna skrzywiła się znacznie, zamykając oczy, by pozbyć się obrazu spadającej głowy Hershela z jego ramion i bestialskiego uśmiechu Gubernatora. A Daryl...
Beth wzdrygnęła się, otwierając gwałtownie oczy. Sufit prezentował się beznadziejnie - był cały pożółkły, popękany, zupełnie jak ona w środku. Cisze w salce szpitalnej przerywało jedynie ciche pukanie do drzwi. Blondynka skierowała na nie wzrok, napinając wszystkie mięśnie. Jej oddech przyspieszył - nie czuła się tu bezpiecznie. Nie, gdy nie znała tych ludzi, nie, gdy nie znała miejsca, oraz nie, gdy nie znała zamiarów... Dreszcz przebiegł przez jej plecy, wywołując gęsią skórkę na całym ciele, gdy przypomniała sobie palący wzrok jednego z... oficerów?
Była skołowana - najmocniej, jak tylko można być skołowanym. Serce tłukło w jej poobijane żebra, wywołując ból i napędzając gonitwę strachu i myśli, którą, ponownie z resztą, przerwał dźwięk pukania do drzwi.
- Proszę - nawet nie wiedziała, kiedy te słowa opuściły jej usta. Może miała już dość tego namolnego, wpijającego się w jej obolałą głowę dźwięku? Albo chciała się dowiedzieć czegoś - zdawało się, że każda informacja była na miarę złota.
Z napięciem wymalowanym na jej pobladłej twarzy obserwowała otwierające się drzwi, i wysoką postać, która się w nich pojawiła. Ciemne, orzechowe oczy przesunęły się szybko przez pokój, po czym natrafiły na jej własne - błękitne, sarnie, przerażone. Lekarz, którego wcześniej widziała - którym okazał się gość - uniósł powoli ręce, patrząc na nią spokojnie. Miał łagodną, przystojną na swój sposób twarz, przyprószoną lekko posiwiałym, parodniowym zarostem. Ciepły uśmiech spowodował drobne zmarszczki wokół oczu i dołeczki w polikach. Zrobił krok w przód, przekrzywiając lekko głowę na prawo, i sama nie wiedziała, czy to ten powolny gest, jakby traktował ją jak przerażone zwierzę, czy ogólna aura, jaka otaczała mężczyznę, ale od razu poczuła się nieco bezpieczniej. Odprężyła się, choć jakaś mała jej cząstka wciąż biła na alarm, będąc w stanie pełnej gotowości.
- Jestem doktor Steven Edwards - odezwał się przybysz, unosząc ręce w uspokajającym geście i robiąc kolejny krok w stronę wnętrza pomieszczenia. Beth przyglądała mu się w konsternacją, tym razem sama przekrzywiając głowę. Przez jej myśli przebiegła błyskawiczna myśl, dlaczego wciąż zachowuje się, jakby była uszkodzonym zwierzęciem. - Nie musisz się mnie obawiać, nie zrobię Ci krzy...
- Nie obawiam się pana - odezwała się. Przez chwilę sama przestraszyła się własnego głosu. Brzmiał mechanicznie, skrzecząco, jak nie jej, zupełne przeciwieństwo delikatnych nut, do których była przyzwyczajona. Lekarz zatrzymał się zdziwiony, wpatrując się w blondynkę, z trudem podnoszącą się do pozycji siedzącej, by przywitać gościa. Steven Edwards, jak przedstawił się przybysz, szybko oprzytomniał i położył ręce wzdłuż ciała, zatrzymując się w krępacji i przecierając kark, jakby nie wiedział co ma zrobić. Beth uśmiechnęła się lekko; zachowanie doktora definitywnie sugerowało, że przygotowywał się na wybuch paniki a nie na spokojną rozmowę.
- Tak, coż - Edwards odchrząknął lekko, raz jeszcze przebiegając w zakłopotaniu wzrokiem po sali, po czym spojrzał na nią i zrobił krok do przodu. - W głównej mierze przyszedłem sprawdzić jak się trzymasz - rzucił, uprzejmie się do niej uśmiechając. Dziewczyna skinęła głową, po czym syknęła cicho, czując ból w karku spowodowany ruchem. - Musisz na siebie trochę uważać przez następne parę dni - poinformował mężczyzna, podnosząc z nóg jej łóżka podkładkę z notatkami. - Miałaś dużo szczęścia - stwierdził, zerkając w jej kartę zdrowia. - Poza lekkim wstrząsem mózgu, którego głównie skutki będziesz odczuwać, skręconym prawym nadgarstkiem, nadwyrężonym karkiem i paroma sińcami jesteś zdrowa jak ryba. - Podniósł wzrok, rzucając jej ciepłe spojrzenie. Beth przyglądała się mu, sama oceniając swój stan zdrowia podczas jego wywodu. Miał rację - czuła się o wiele lepiej niż przy pierwszej pobudce. Głowa nie bolała już tak mocno, a i ciało powoli wracało do normalności.

CZYTASZ
Claimed
FanfictionKiedy samochód z białym krzyżem odjeżdża, cały świat Daryla wydaje się stracić barwy, jakby jedynym źródłem szczęścia mężczyzny była ta pozornie słaba blondynka. Dlatego postanawia za wszelką cenę ją odnaleźć. ___ "You're gonna miss me so bad when I...