Sebastian
W całym parku byłem tylko ja i trzy osoby siedzące niedaleko. Nic dziwnego, pogoda ewidentnie nie była najładniejsza. Ciemne chmury przysłoniły całe niebo, dając tym samym znak, że zaraz będzie padać.
Zgasiłem papierosa i zacząłem iść w stronę grupki, powoli i spokojnie, uważnie się przyglądając. Od razu zobaczyłem buźkę, z którą tak bardzo miałem do pogadania.
Przerwali rozmowę, widząc, że idę w ich stronę z kamiennym wyrazem twarzy. Może nawet złym. Owa mina nie była wymuszona, idealnie pokazywała to, co dzieje się w tej chwili w środku mnie. Dodawała mi tylko tego, co wywołało zaskoczenie i strach w oczach każdego z nich. Jednak mój cel pokazywał swoje emocje najmniej ze wszystkich.
Jest taki odważny? Więc zobaczymy.
Zatrzymałem się przed nimi, zakładając ręce oraz stając prosto w lekkim rozkroku.
- Który z was to Matt? - Zapytałem zimno. Doskonale wiedziałem, którym jest. Chciałem tylko wybadać jego reakcję i tylko utwierdzić się w przekonaniu, że tak bardzo boi się o swój tyłek, że woli nie ryzykować ujawniając się. W końcu ktoś mojej postury mógłby zrobić mu krzywdę.
- A co? - Zapytał, udając niewzruszonego. Zdradzało go tylko to, jak spięty był.
- Chodź. - Powiedziałem, ściągając brwi bliżej siebie.
- Co? Nigdzie z tobą nie idę! Mów, czego chcesz, a jak nie to spier...
Przerwałem gwałtownym zaciśnięciem pięści na jego ubraniu i równie szybkim podniesieniu go jedną ręką. Dzieciak się ewidentnie przestraszył. Nie tylko on, jego koledzy poderwali się z siedzenia, bacznie się nam przyglądając.
Zaśmiałem się głośno, gardłowo, z kpiną na twarzy.
- Nigdzie ze mną nie pójdziesz, co? - Nachyliłem się z uśmiechem do jego twarzy. - W takim razie...
Pchnąłem go na najbliższe drzewo, nie puszczając jego ubrania. Po kolegach zostały tylko coraz bardziej oddalające się sylwetki.
- I co teraz? Chyba ci nie pomogą. - Stwierdziłem z jadem, unosząc go wyżej.
- Czego chcesz? - Zapytał prawie szeptem.
- Już nie zgrywasz bohatera? Wyglądasz zupełnie jakbyś się bał. - Zakpiłem.
- Zostaw mnie! - Zaczął się szarpać, zaciskając palce na mojej ręce. Widziałem, jak rozgląda się w poszukiwaniu ratunku.
- Wiesz co zrobiłeś wczoraj? - Zapytałem, znów zmieniając wyraz twarzy na kamienny. - Wiesz, czy mam ci przypomnieć?
- Nie znam cię! Puść mnie...
- Ciel. - Powiedziałem, a jego twarz zrobiła się nagle poważniejsza, a oczy szeroko otwarte. Przełknął głośno ślinę, opuszczając ręce.
- Och, przypomniałeś sobie? Świetnie. - Mocniej przycisnąłem go do drzewa, nadal unosząc jedną ręką.
- Co z nim?... - Zapytał szeptem.
Nachyliłem się do jego twarzy.
- Jeszcze raz go tkniesz, a przyrzekam, że skończy się to dla ciebie dużo gorzej niż możesz to sobie wyobrazić. Rozumiemy się? - Patrzyłem mu w oczy, niemal świrując go na wylot.
- R-rozumiem. - Powiedział.
- Na to liczyłem. - Powiedziałem nieco go opuszczając. Wyraźnie odczuł ulgę i czekał, aż tylko moja ręka uwolni w końcu z uścisku to jego cholerne ubranie.
CZYTASZ
Odłam nieba
FanfictionSebastian Michaelis jest przystojnym, młodym mężczyzną, który wykorzystuje ludzi dla zakładów starego przyjaciela. Co się stanie, gdy na swojej drodze spotka Ciela? Drobnego, gnębionego przez rówieśników dziewiętnastolatka. Jak potoczy się ich histo...