IX

1.5K 170 26
                                    

Sebastian

W całym parku byłem tylko ja i trzy osoby siedzące niedaleko. Nic dziwnego, pogoda ewidentnie nie była najładniejsza. Ciemne chmury przysłoniły całe niebo, dając tym samym znak, że zaraz będzie padać.

Zgasiłem papierosa i zacząłem iść w stronę grupki, powoli i spokojnie, uważnie się przyglądając. Od razu zobaczyłem buźkę, z którą tak bardzo miałem do pogadania.

Przerwali rozmowę, widząc, że idę w ich stronę z kamiennym wyrazem twarzy. Może nawet złym. Owa mina nie była wymuszona, idealnie pokazywała to, co dzieje się w tej chwili w środku mnie. Dodawała mi tylko tego, co wywołało zaskoczenie i strach w oczach każdego z nich. Jednak mój cel pokazywał swoje emocje najmniej ze wszystkich.

Jest taki odważny? Więc zobaczymy.

Zatrzymałem się przed nimi, zakładając ręce oraz stając prosto w lekkim rozkroku.

- Który z was to Matt? - Zapytałem zimno. Doskonale wiedziałem, którym jest. Chciałem tylko wybadać jego reakcję i tylko utwierdzić się w przekonaniu, że tak bardzo boi się o swój tyłek, że woli nie ryzykować ujawniając się. W końcu ktoś mojej postury mógłby zrobić mu krzywdę.

- A co? - Zapytał, udając niewzruszonego. Zdradzało go tylko to, jak spięty był.

- Chodź. - Powiedziałem, ściągając brwi bliżej siebie.

- Co? Nigdzie z tobą nie idę! Mów, czego chcesz, a jak nie to spier...

Przerwałem gwałtownym zaciśnięciem pięści na jego ubraniu i równie szybkim podniesieniu go jedną ręką. Dzieciak się ewidentnie przestraszył. Nie tylko on, jego koledzy poderwali się z siedzenia, bacznie się nam przyglądając.

Zaśmiałem się głośno, gardłowo, z kpiną na twarzy.

- Nigdzie ze mną nie pójdziesz, co? - Nachyliłem się z uśmiechem do jego twarzy. - W takim razie...

Pchnąłem go na najbliższe drzewo, nie puszczając jego ubrania. Po kolegach zostały tylko coraz bardziej oddalające się sylwetki.

- I co teraz? Chyba ci nie pomogą. - Stwierdziłem z jadem, unosząc go wyżej.

- Czego chcesz? - Zapytał prawie szeptem.

- Już nie zgrywasz bohatera? Wyglądasz zupełnie jakbyś się bał. - Zakpiłem.

- Zostaw mnie! - Zaczął się szarpać, zaciskając palce na mojej ręce. Widziałem, jak rozgląda się w poszukiwaniu ratunku.

- Wiesz co zrobiłeś wczoraj? - Zapytałem, znów zmieniając wyraz twarzy na kamienny. - Wiesz, czy mam ci przypomnieć?

- Nie znam cię! Puść mnie...

- Ciel. - Powiedziałem, a jego twarz zrobiła się nagle poważniejsza, a oczy szeroko otwarte. Przełknął głośno ślinę, opuszczając ręce.

- Och, przypomniałeś sobie? Świetnie. - Mocniej przycisnąłem go do drzewa, nadal unosząc jedną ręką.

- Co z nim?... - Zapytał szeptem.

Nachyliłem się do jego twarzy.

- Jeszcze raz go tkniesz, a przyrzekam, że skończy się to dla ciebie dużo gorzej niż możesz to sobie wyobrazić. Rozumiemy się? - Patrzyłem mu w oczy, niemal świrując go na wylot.

- R-rozumiem. - Powiedział.

- Na to liczyłem. - Powiedziałem nieco go opuszczając. Wyraźnie odczuł ulgę i czekał, aż tylko moja ręka uwolni w końcu z uścisku to jego cholerne ubranie.

Odłam niebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz