Rozdział 10.

597 61 14
                                    

Idąc schodami w dół, Lily nie mogła nie obejrzeć się za siebie. Dostrzegła wtedy oczywiście twarz Pottera, który zresztą również się zatrzymał i posłał jej z uśmiechem pytające spojrzenie. Ona jednak zignorowała go i patrzyła na to, co było za nim: Hogwart pogrążony w ciemnościach. Zamek wydawał się z jednej strony złowieszczy, mroczny, ale w tym wszystkim jeszcze bardziej okazały i piękny. Na niebie świecił księżyc w kształcie rogalika. Szczyty wysokich wież zdawały się być wejściem do samego nieba; ono z kolei było czarnym morzem, w którym pływały nie ryby, lecz ławice gwiazd. Szara budowla była - mimo ciemności - dobrze widoczna, a każda dachówka, każda pojedyncza cegiełka zdawała się prezentować inny odcień szarości, czerni, granatu i srebra. Lily westchnęła cicho, chcąc zapamiętać tę twarz Hogwartu.
- No chodź, Evans. Hagrid na przodzie rozmawia sam ze sobą, myśląc, że jesteśmy tuż za nim. Zdążysz jeszcze naoglądać się Hogwartu nocą, obiecuję - powiedział cicho z szelmowskim uśmiechem Rogacz, wyrywając Lily z otępienia. Dziewczyna nie zrozumiała jego słów, ale nie chciało jej się ich kwestionować, więc po prostu posłusznie ruszyła przodem, by mogli dogonić Hagrida.
-...i ja mu mówię wtedy: "Panie psorze, patrz pan co to za urocze stworzenie. Jakże go, cholibka, nie przygarnąć, jak pysk ma słodki jak cytrynowego dropsy?". A specjalnie żem mówił dropsy cytrynowe, bo Dumbledore je lubi. No i pozwolił mi zatrzymać Kiełka, dobry chłop. Ja zawsze, cholibka, wiedziałem, że kto, jak kto, ale Dumbledore to jest równy gość...- dokończył swoją opowieść Hagrid, której początku nie dane było usłyszeć dwójce odbywającej karę.
Teraz cała trójka zeszła z ostatniego schodu tak, że stali naprzeciw małej, niezbyt dobrze widocznej chatki oraz - nieco dalej położonego - skrawku lasu. Gajowy odwrócił się twarzą do Rogacza i Lily.
- No dobra, dzieciaki. Nie wiem, co żeście przeskrobali...albo po prostu Filch was okropnie za coś nie lubi...- tu Hagrid popatrzył znacząco na Jamesa.
- W każdym razie wybrał sobie porządną karę. Zakazany Las to nie igraszka, a wiem co mówię, cholibka. W dzień można tam pikniki se robić, a co! Ale w nocy...robi się niebezpiecznie. Nie-bez-pie-cznie. Więc trzymać się mnie, dzieciaki. Dzisiaj akurat będziemy zgarniać ranne sarenki i takie tam...Ale różdżki przy sobie. I żadnych wygłupów, James!
Ostatnie zdanie Hagrid wypowiedział zbyt dobrotliwie, by zabrzmiało jak ostrzeżenie, ale James Potter posłusznie kiwnął głową. Generalnie, jak zauważyła Lily, osobnik ten wykazywał skrajny brak szacunku wobec nauczycieli i pracowników szkoły, jednak wobec Hagrida był naprawdę w porządku...

Teraz cała trójka weszła do Zakazanego Lasu.

* * *

- Pewnie się zastanawiacie, czemu nie robimy tego w dzień. Cóż, biedaczkę zeżarłyby z samiuśkiego rana jakieś stwory, co w dzień szukają żarcia, bo lepsze światło. A tak, my zgarniemy bidulkę pierwsi! - mówił Hagrid, kiedy natknęli się na pierwsze ranne, przygniecione przez pień drzewa zwierzę. Była to mała sarenka, jak twierdził Hagrid - jeszcze bardzo młoda. Patrzyła wsytraszonymi, ciemnymi oczami na trójkę przed nią.
- Ona się bardzo boi - szepnęła ledwie słyszalnie Lily, Potter jednak zdołał wychwycić to, co powiedziała i spojrzał na dziewczynę zdumiony. W końcu była to ta sama Lily Evans, która - zawsze rzeczowa, zasadnicza, porządna - zdawała się nie przejmować takimi rzeczami, jak zranione sarenki w Zakazanym Lesie. Teraz dziewczyna podeszła do zwierzęcia i przykucnęła przy nim. Wyciągnęła powoli rękę i pogłaskała sarnę. Ta na początku lekko się wzdrygnęła, ale zaraz przyzwyczaiła do dotyku i wpatrywała się w Lily jak zachipnotyzowana. Zupełnie jak stojący z tyłu James Potter.
- Dobrze, Lily. Masz podejście, cholibka. Ale teraz trzeba uwolnić biedaczkę - powiedział Hagrid i popatrzył na Jamesa, który kiwnął tylko głową, nie spuszczając wzroku z Lily.
Hagrid zaczął wyciągać nie wiadomo skąd różne rzeczy - z buta wyjął linę, spod kamizelki gruby bandaż, a - jak się zdawało Jamesowi - z burzy włosów mały sekator. Zaczął klepać się po kamizelce, wyraźnie szukając czegoś jeszcze. Trwało to dłuższą chwilę, po której gajowy odezwał się:
- Cholibka, bardzo źle! Nie wziąłem Calmeus cornwalius - eliksiru uspokajającego. Jeśli ta mała ma potem trzeźwo myśleć, by ukryć się przed dużą zwierzyną do ranka, musimy jej podać calmeusa...jak mogłem go zapomnieć? - Hagrid pokiwał głową, wyraźnie zły na samego siebie. Po chwili westchnął.
- No dobra, dzieciaki. Zostajecie tu, pilnujecie sarenki i siebie nawzajem. Tylko mi się stąd nie oddalać, chyba, że sytuacja kryzysowa - powiedział Hagrid i oddalił się szybko w ciemną noc.
- Słyszałaś, Evans. Mamy "pilnować siebie nawzajem" - czy nie tak brzmiały słowa Hagrida, którego mamy bezwzględnie słuchać? - wyszczerzył zęby w łobuzerskim - jak potem miała się zresztą przekonać Lily - bardzo charakterystycznym dla Rogacza uśmiechu.
- Och, zamknij się, Potter. Jakbyś ty kiedykolwiek kogokolwiek usłuchał! - prychnęła Lily, nadal głaszcząc syrenkę, która wyraźnie zasypiała.
- Niektórych osób jednak słucham - a przynajmniej posłuchałbym, gdyby one nie były dla mnie takie zimne - Potter uniósł brwi do góry. Lily przewróciła tylko oczami i pokręciła głową.
- Właściwie dlaczego nie możemy uwolnić jej czarami, bez lin, sekatorów? Vingardium leviosa i te sprawy? - zapytała po chwili cicho.
- Hagrid nie lubi mieszać magii do swojej pracy przez pewne sprawki z przeszłości. Nigdy by na to nie przystał, chyba, że byłaby to sprawa życia i śmierci - wytłumaczył Potter rzeczowo.
- Ale ona naprawdę cierpi! - zaprotestowała Lily ze smutkiem na twarzy.
- Uwierz mi, Evans. Nie cierpi aż tak bardzo. Hagrid się na tym zna, wiedziałby, gdyby ona...- Rogacz przerwał nagle, nasłuchując. Lily, zaniepokojona, zaczęła robić to samo, rozglądając się niespokojnie. Nagle, w jednej chwili usłyszeli ogromny ryk i pędzący ku nim olbrzymi czarny kształt, który trudno było zidentyfikować. Jedno było pewne - tajemnicze stworzenie pędziło wprost na nich i raczej nie miało dobrych zamiarów.
- Evans...Teraz jest sytuacja kryzysowa! Podnoś się i uciekaj!
- Nie mogę jej zostawić! - powiedziała Lily stanowczo, patrząc na sarnę, która właśnie się przebudziła.
- Evans, wstawaj!
Tymczasem pędzące zwierzę było coraz bliżej. James poznał je już - był to garboróg. Przeniósł wzrok na Lily. Próbowała wydostać zwierzę spod konara własnymi siłami. James zachowując zimną krew i wiedząc, że nie odpędzi Lily od sarny, wycelował różdżką w blokujący zwierzę konar i wykrzyknął  coś, co zostało zagłuszone przez ryk garboroga. W konsekwencji drzewo pękło na pół, a Lily porwała sarnę na ręce. Garboróg był dosłownie kilka metrów od nich, Lily dopiero się podnosiła. Rogacz - choć sam nie wiedział skąd wziął się ten nagły przypływ siły - przerzucił dziewczynę i jej zwierzę przez oba ramiona, i nie zważając na nic, skierował się biegiem w głąb Zakazanego Lasu. Garboróg pędził za nimi coraz szybciej, w błyskawicznym tempie. Lily była przerażona i otępiała zarazem. Groźne zwierzę zbliżało się szybko, coraz szybciej, było już dosłownie przy nich, kilka centymetrów i...minęło ich. James zatrzymał się gwałtownie, zszokowany. Stał tak chwilę ciężko dysząc - z sarną i z Lily przewieszonymi przez oba ramiona. Oddychał szybko, nie mogąc za nic otrząsnąć się z szoku. Przerażona sarna wyswobodziła się i przeskoczywszy przez Jamesa, raniąc go w kark, popędziła w las, w przeciwną stronę, niż garboróg. Lily patrzyła za nią tęsknie - nieco smutna, że sarna i tak poszła w swoją stronę, mimo wyraźnej więzi, jaka połączyła ją na kilka minut z dziewczyną. Teraz panna Evans zdała sobie sprawę, jak komiczna była cała sytuacja - James pędzący z nią na ramionach, uciekający przed garborogiem, który i tak ich minął oraz sarna - niezbyt wdzięczne zwierzę, które i tak uciekło od nich, jak tylko nadarzyła się okazja, chociaż Lily i James właściwie ją uratowali - i to podwójnie. Rogacz najwyraźniej otrząsnął się już z osłupienia i wypuścił Lily, która zgrabnie zsunęła się na ziemię i stała teraz prosto przed nim. Patrzyli na siebie chwilę, a potem oboje - jak na komendę - wybuchnęli śmiechem. W całej swojej niedojrzałości, Potter dostrzegł najwyraźniej komizm tej sytuacji, nie udając bohatera i to się Lily spodobało. Śmiali się tak jeszcze chwilę, a potem James oznajmił z szerokim uśmiechem:

Powroty (Jily) ZNOWU DOSTĘPNE! :)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz