Life is a lie · Wyprowadzka

34 3 2
                                    

Marcusowi zrobiły się szklane oczy. Kompletnie nie wiedział co powiedzieć, po prostu wyszedł.
Czułam strach. Naprawdę się bałam, to przecież mój brat. Tysiąc myśli przeszło mi poglowie i każde miało złe zakończenie. Chciałam za wszelką cenę dowiedzieć się co z moim bratem i Kiedy stąd wyjdę. W pewnym momencie weszła jakaś pielęgniarka więc bez dłuższego namysłu postanowiłam zapytać się jej.

Przepraszam co z moim bratem Barney'em? - chciałam usiąść ale miałam za dużo podczepionych kroplówek więc mój wysiłek na nic.

Barney to twój brat? - drżała Kiedy to wypowiedziała. Wiedziałam że coś jest nie tak, jemu stało się coś poważnego, inaczej by powiedzieli. - on jest w bardzo ciężkim stanie nie wiadomo czy przeżyje. - skończyła i jak najszybciej jak tylko mogła wyszła z sali. Byłam w szoku. W wielkim szoku. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Usłyszałam drzwi, ktoś wchodził do sali w której przebywalam.

Marcus? - wyszeptalam i odziwo udało mi się usiąść. Łzy zaczęły mi splywac po policzku na jego widok. Podszedł do mnie i przytulil. Był teraz wszystkim czego potrzebowałam. - co z Martinusem? Kiedy przyjadą moi rodzice? - byłam tak wszystkiego ciekawa że Marcus nie nadazal z odpowiadaniem.

Martinus jest już w domu w Trofors, twoja mama też jest w Trofors w waszym nowym domu, a twój Tata jest w drodze po nas. - mówił dość spokojnie po czym usiadł na krześle obok mojego łóżka.

Po co tu zostałeś mogłeś jechać z Martinusem. Tak poza tym to ominęły was już 3 koncerty i zostały wam jeszcze 2 i wszystko zawalacie przeze mnie - znowu zaczęłam płakać. Położyłam się i odwrocilam na drugi bok. Za wszystko się obwinialam. Miałam ochotę skoczyć z mostu po prostu nie żyć.
Marcus wstał oczy zrobiły się całe czerwone, wystraszylam się bo myślałam że chce mi coś zrobić. Podkuliłam nogi i zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Chłopak podniósł rękę i walnął w drzwi po czym wyszedł. Po prostu wyszedł. Siedzialam sama do wieczora do póki nie przyjechał mój ojciec. Siedzieliśmy jeszcze chwilę i rozmawialiśmy o tym kiedy mnie wypiszą, o nowym domu i o innych bzdurach. Nikt z nas nie poruszył tematu Barney'a, do póki nie przyszedł Marcus. Był cały czerwony tak jakby płakał dobre kilka godzin.

Przepraszam że przerywam ale musze wam coś powiedzieć. - Podszedł bliżej i usiadł na końcu łóżka. - Marlene wypisują jutro rano, a Barney - przerwał. Nie wiedział co powiedzieć. Znowu oczy mu się zaszkliły tak jak wtedy kiedy spytalam o Barney'a. Byłam przerażona. - nie mogli to uratować. Był zbyt słaby. Umarł. - po tych słowach Marcus wybiegł z sali. Zaczęłam płakać. Mój Tata próbował mnie pocieszyć, ale to nic nie dało. Kochałam go. Kochałam mojego brata, nie wyobrażałam sobie że on umrze tak szybko.
----------------------------------------------------
Pierwszy dzień w nowym domu. To już dzisiaj. Jestem w drodze do Trofors z Marcusem i moim tatą. Bez Barney'a.

Dojechaliśmy do Trofors mój ojciec zaparkował przy naszym nowym domu, odprowadzilam Marcusa. Mieszkał na przeciw mojego domu Więc nie zaszlam za daleko. Pozegnalam się z nim i pobieglam do domu. Weszłam do domu, pierwszy raz od kilku dni widziałam mamę. Nie była taka sama jak kiedyś, zmieniła się. Rozejrzalam się po domu żeby ogarnąć gdzie jest mój pokój, łazienka itp. Weszłam do swojego pokoju, bynajmniej tak podejzewalam że był to mój pokój. Rzuciłam się na łóżko, nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Obudziłam się rano odziwo byłam w piżamie. Wygrzebałam się spod kołdry i usiadłam. Siedziałam dobre kilka minut po czym wstałam i zaczęłam poranną rutynę. Moich rodziców dzisiaj nie było i nie będzie do jutra bo pojechali załatwić jakieś sprawy w tym z moją nową szkołą, więc dom wolny 24h.
Ogarnelam się zjadłam śniadanie i wyszłam z domu, chciałam zwiedzić okolice bo nigdy tu jeszcze nie byłam. Weszłam w jakiś park i chodziłam tam dobrą chwilę. W pewnym momencie poczulam czyjeś ręce na biodrach, odwrocilam się myśląc że to Marcus, chciałam się z nim przywitać Ale to nie był Marcus. Miał na sobie czarną kominiarkę i wogóle cały był na czarno. Poczułam jak upadam na chodnik, łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Mężczyzna wyglądał na jakieś 16-17 lat. Pociągnął mnie jak jakąś lalkę i zaprowadził do jakiegoś opuszczonego domu. Krzyczałam i szarpałam się z nim ale to nic nie dawało, byłam zbyt słaba. Facet swoją ręką zatkał mi usta tak, żebym nie mogła nic mówić, trzymał mnie sztywno i popychał do przodu. W jednej chwili zobaczyłam Marcusa który biegnie w naszą stronę, myślałam że mi się wydawało ale jednak to była prawda. Podbiegł do nas i uderzył mężczyznę który mnie trzymał. Upadł na ziemię a ja ile sił w nogach zaczęłam biec nie zwracając uwagi na nic. Zatrzymalam się dopiero gdy Marcus złapał mnie za ramię. Jego nos był cały we krwi.

Mar... - Chłopak przerwał mi, złączył nasze usta, chciałam aby ta chwila trwała wiecznie. Jego krew dopływała mi do ust ale nie zwracalam na to uwagi. W końcu odepchnęlam go bo zobaczyłam biegnących w naszą stronę mężczyzn. Również zaczęliśmy biec. Zatrzymaliśmy się pod moim domem otworzyłam drzwi, weszliśmy i jak najszybciej je zamknęłam. Moje serce biło jak szalone, myślałam że zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej.

Marcus ja, ja dziękuję - uśmiechnęłam się i usiadłam na kanapie cała zdyszana.

Nie masz za co, po prostu przechodziłem tam tędy - stwierdził i usiadł obok mnie. Poczułam kego5 rękę na mojej nodze, nie zepchnęłam jej, czułam się bezpieczna.

Life is a lieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz