Prolog

1K 97 20
                                    

   Siedziałem w ciemnym zaułku wypalając jednego papierosa za drugim. Dopiero od niedawna przestałem w końcu krztusić się tym cholernym dymem. Popatrzyłem w dół. Moje czarne ubrania zlewały się z otaczającym mnie mrokiem nocy. Zapewne jedyną widoczną rzeczą była żarząca się końcówka papierosa i moje oczy, od których odbijało się światło księżyca. Westchnąłem cicho wypuszczając dym z ust. Następnie przymknąłem oczy pogrążając się w myślach. Zbyt często to robiłem. Specjalne wpadanie w emocjonalne dołki było najgorszym co mogłem zrobić. Jednak nie mogłem pozwolić sobie zapomnieć. To by było zbyt niesprawiedliwe wobec mojej jedynej, prawdziwej rodziny której zostałem odebrany. Pomyśleć że niektórzy ludzie naprawdę myślą, że adopcja starszego dziecka to dobry pomysł. Nieprawda, przynajmniej w moim przypadku. Już nie potrzebowałem żadnej matczynej miłości, czy ojcowskiego wsparcia. Potrzebowałem tylko mojego rodzeństwa z sierocińca, którego już nigdy nie zobaczę. Najpiękniejsze lata mojego życia przepadły jedynie ciągle drażniąc i obwiniając mój umysł. Kontakt urwał się bezpowrotnie, a ja tak bardzo chciałbym wiedzieć co u nich. Bo u mnie, bez tej całej, uroczej gromady, było beznadziejnie. Cały czas chciałem wrócić do domu, chociaż praktycznie już w nim byłem. Jednak co to za dom bez mojej rodziny?

Przez zaciśnięte powieki dostrzegłem mocne światło z nieznanego mi źródła. Otworzyłem oczy i się rozejrzałem. Po swojej prawej stronie ujrzałem człowieka. Jednak... to było niesamowite. Jego szczupła, lekko umięśniona sylwetka jaśniała w mroku białym blaskiem niczym u jakiegoś anioła. Mocno zaintrygowany tym zjawiskiem upuściłem niedopałek papierosa i podszedłem bliżej. Ciężko mi było dostrzec szczegóły przez kontrast między nim, a ciemnością wokół. 

W końcu moje oczy się przyzwyczaiły. Najpierw zwróciłem uwagę na włosy chłopaka. Był blondynem przez co ich kolor zlewał się z jasnym światłem. Następnie spojrzałem w jego oczy. Bardzo charakterystyczny, błękitny odcień, który widziałem w życiu u tylko jednego człowieka. Kiedy przyjrzałem się bliżej rysom twarzy byłem już pewny co do jego tożsamości. 

Zaraz potem jednak znowu zapadła ciemność. Starałem się go gonić, ale całkiem straciłem orientację w terenie. Po chwili wokół zacząłem słyszeć szepty oraz przekrzykujące je wołanie mojego imienia. 

- Yuichiro! - Nade mną spostrzegłem nachyloną sylwetkę Gurena, człowieka który mnie adoptował. 

Lekko rozkojarzony rozejrzałem się po pomieszczeniu. Byłem w moim pokoju. Musiałem zasnąć niedługo po powrocie ze szkoły, bo leżałem jeszcze w mundurku, przykryty jedynie kocem, którego wcześniej tutaj nie było. 

- Krzyczałeś przez sen - Stwierdził. - Rany, czy ja naprawdę muszę do Ciebie wstawać nocami jak do wyjącego niemowlaka? 

Odpowiadałem mu jedynie milczeniem i obojętnym wyrazem twarzy. 

- Może jak o tym porozmawiamy to Ci przejdzie. Kim jest ten cały 'Mika'? 

Na dźwięk jego imienia serce mi lekko przyspieszyło. Tak dawno nie słyszałem tego słowa, przez co wydało się niesamowicie odległe. Bez słowa wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju aby wziąć prysznic. 

To tylko cholerny sen. 

Angel's smirk [MikaYuu]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz