Starcie

204 27 7
                                    

Miasto od rana było skąpane w ciepłych promieniach słońca. Nic nie wskazywało na to, że nie długo ten spokój zostanie przerwany.

Od strony południa na miasto zaczęła nacierać czarna mgła. Była na tyle gęsta że promienie słoneczne nie były w stanie się przez nią przebić. Całe miasto było skąpane w mroku. Mroczną aurę i niepokój można było wyczuć wszędzie, a szczególnie w gildii wróżek.

Po pomieszczeniu roznosiły się zaniepokojone rozmowy magów. Sześciolatka na jednym z krzeseł bawiła się szklanym konikiem. Zdawała się nie przejmować tym co dzieje się na zewnątrz. Gdy patrzyła w jego czarne, puste ślepia te nagle błysnęła szmaragdem. Dziewczynka zaciekawiona zaczęła go badawczo oglądać z każdej strony. Figurka zaczęła drgać. Drganie z każdą chwilą przybierało na sile. Wystraszona odrzuciła go od siebie. Odgłos upadku brzmiał jak by na podłogę upadła co najmniej dziesięcio kilowa sztabka, a nie szklana figurka. Oczy wszystkich zebranych spoczęły na leżącym na ziemi przedmiocie. Nie spodziewanie szkło zaczęło pękać. Dym z wnętrza figurki ulotnił się przez pęknięcia. Gdy już całkowicie opuścił szklaną powłokę ta zaczęła płonąć,  aż całkowicie znikła. Lecz ten ogień był inny, czarny. Dym zaczął się unosić i przybierać pewien kształt. Konsystencją i barwą bardzo przypominał ten na zewnątrz. W końcu na środku gildii stanął piękny czarny ogier. Jego sierść kolorem przypominała smołę, grzywa wydawała się unosić ku górze jak mgła, a oczy błyszczały szmaragdem. Wszyscy patrzyli na to zjawisko w ciszy. Ciszy wypełnionej niepokojem. Nagle ogier głośno zarżał czego skutkiem było nagłe otwarcie się drzwi. Do pomieszczenia po mału zaczęła wpływać gęsta mgła, a koń z niej wybiegł do pobliskiego lasu. Gdy zniknął w ciemności lasu z tamtego miejsca można było dojrzeć dwa, błyszczące szmaragdem punkty.

Cała gildia z wiśniowo włosym chłopakiem na czele wybiegła na zewnątrz.

-Kim jesteś?!-Krzyknął. Jedyne co dostał w odpowiedzi to delikatny, kobiecy śmiech.

-Nie będzie ci to potrzebne, Natsu Dragneel-Oznajmiła całkowicie wyłaniając się cienia. Ich oczom ukazała się wysoka, zakapturzona postać kobiety. 

-Skąd wiesz kim jestem?

-Kto by nie znał słynnego Salamandra?-Zapytała podnosząc teatralnie ręce do góry.

-Czego chcesz?-Głos zabrała czerwono włosa kobieta w zbroi.

-Nie musisz się martwic Tytanio, nie chcemy zrobić krzywdy twoim bliskim.-Powiedziała spokojnie a jej oczy zabłyszczały w mroku.

-Jak to "nie chcemy"?-Zapytał postawny blondyn z blizna na policzku.

-Laxus Dreyar-Szepnęła pod nosem przenosząc na niego wzrok. Przeskanowała jego sylwetkę od stup po głowę.-Czyżby plotki mówiły prawdę?-Spojrzał na nią z podniesiona brwią-Smoczy Zabójca Piorunów, Laxus Dreyar. Wielki, nadęty, mięśniak.-Uśmiechnęła się do niego zadziornie, co ledwo można było zobaczyć spod kaptura.

Dreyar spojrzał na nią z mordem w oczach, ale nie dał się sprowokować. Nie wiedział na co stać przeciwnika. W tym czasie kiedy ona zajmowała ich rozmową reszta zajęła swoje stanowiska.

-Smocza rodzinka. Laxus Dreyar, Gajeel Redfox, Wendy Marvell i Natsu Drangeel-Wymieniła patrząc na karzdego z osobna.-Troche was tu dużo. Zupełnie jak w smoczym leżu. Ale nie tylko się o was słyszy kiedy pyta się o Fairy Tail. Erza Scarlet, zwana Titaniom. Mirajane Strauss, demoniczna dusza. Jedna z rodzeństwa "Przejęcia"

-Po co tu przyszłaś? Bo nie wydaje mi się że tylko po to aby nas komplementować.

Spojrzała na blondyna mierzącego ja podejrzliwym wzrokiem.

-Jeżeli dla ciebie nazywanie tępym osiłkiem jest komplementem. Każdy ma jakiś fetysz.-Wzruszyła ramionami-Ale blondi ma rację. Nie po to tu przyszłam.

Nagle rozległ się ogromny huk. Każdy z osobna odwrócił się w stronę hałasu. Nikt nie mógł uwierzyć własnym oczom. Ich gildia, ich dom. Stał w płomieniach. 

-Nagle zrobiło się trochę jaśniej, Prawda?-zapytała nie wzruszona i krótko się zaśmiała. 

-Juvia! Ugaś to!-Krzyknęła czerwono włosa.

-Już się robi!-Zaczęła biec w kierunku płonącej gildii, ale mrok był szybszy. Uformował nad magami wielką kopułę. W środku niej zapadła całkowita ciemność. 

-Przykro mi, ale nie mogę was stąd wypuścić do puki wasz marny budyneczek nie zrówna się z ziemią. 

Drangeel próbował rozproszyć mrok swoim ogniem ale na marne. Ilekroć podpalał jedną ze swoich górnych kończyn, ta po chwili gasła.

-Cholera! Nie mogę tego rozproszyć!-Krzyknął próbując po raz kolejny z marnym skutkiem.-Wendy, ty spróbuj!

-Hai! Uwaga!-Ostrzegła i przybrała odpowiednią pozę-Atak Skrzydłem Niebiańskiego Smoka!

Pomimo jej starań i to nic nie dało. Atak magini rozproszył się na jednej ze ścian mrocznego więzienia. Patrzyła na to szeroko otartymi oczami. Czarno włosa roześmiała się.

-Wasze starania są na prawdę zabawne, ale mroku nic nie pokona.

-Mamy przewagę liczebną!-Krzyknęła blondynka stojąca nie co dalej

-Lucy Heartfilia-Przyjrzała jej się dokładnie- Podobno twój ojciec zapłacił nie złą sumkę pewnej gildii za sprowadzenie cię z powrotem. 

Mówiąc to spojrzała na Redfox'a widząc jak zaciska szczękę uśmiechneła się kpiąco.

-Myślisz że jesteś w stanie mi coś zrobić? Ty i twoja gidlia?

-Nie lekceważ Fairy Tail!-Krzyknął mag ognia zaciskając pięści, które po chwili zapłonęły.

-Lekceważyć?-Mruknęła pochylając głowę w lewo. Kaptur delikatnie zsunął jej się dzięki czemu można było dostrzec jak przez jej pomalowane na czarno wargi wydostają się następne słowa.-Przecież ja tylko stwierdzam fakty. Nie możecie mi nic zrobić. Jesteście słabi.

Jego reakcja była natychmiastowa. Skoczył w jej kierunku. Kiedy już przy niej był i miał wyprowadzić cios ta rozpłynęła się w powietrzu. Zdziwiony nawet nie zdążył się zatrzymać, a dostał mocnego kopniaka w plecy, przez co odleciał kilka metrów i dużą siłą uderzył w barierę. 

-Salamander!-Ina spojrzała na Żelaznego Zabójcę i wyszczerzyła się, po czym znowu się rozpłynęła.  Gajeel nie dał się zaskoczyć jak poprzednik i za atakował bławą, lecz i tak skończył jak towarzysz. Podobnie postąpiła z resztą Smoczych Zabójców. Ale nie wiedzieć czemu na najmłodszej użyła najmniej siły. Nie rozumiała czemu. Patrząc w jej przerażone oczy widziała w nich małą czarno włosom, bezdomną dziewczynkę babrającą sie na ulicy. Chwile jej rozkojarzenia wykorzystał Drangeel. Doskoczył do niej i zaatakował zapaloną pięścią. W ostatniej chwili zasłoniła się rękami i zaparła nogami. W skutek uderzenia odsunęła się od maga na parę metrów, zostawiając na ziemi dwa długie ślady.  Spojrzała na wściekłego Salamandra. Miała okazję aby spełnić daną obietnicę. Pokazać że mrok jest silniejszy od ognia.  Zaśmiała się cicho.

-No dalej, pokarz na co cie stać.

Już miał się ponownie na nią rzucić ale powstrzymała go ręka Scarlet na ramieniu. Zdziwiony popatrzył na nią.

-Nie daj się sprowokować.-Powiedziała stanowczo licząc na to że choć trochę to do niego dotrze. Czarno włosa prychnęła. W jednej chwili znalazła się przy nich. Jednym uderzeniem odrzuciła ich na kilka metrów. 

-Co jest Scarlet. Boisz się?-Spytała patrząc na nią z góry. W ostatniej chwili odsunęła głowę w bok, unikając lancy. Obróciła się w stronę z której nadszedł atak. Reszta Smoczych Zabójców stała w bojowych postawach. 

-Proszę, proszę. Reszta Smoczej rodzinki przyłączyła się do zabawy.-Powiedziała z kpiącym uśmiechem.

-Zedrę ci ten uśmieszek z twarzy.-Warknął Drangeel podnosząc się z ziemi. Ona na te słowa usmiechnęła się szerzej. 

-Na to czekam.

DakucharaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz