Chcę ciebie, tylko ciebie

1.4K 108 12
                                    

Jest po dziewiętnastej, a Sonia nakłada mi jakiś krem na twarz. Ja myślę o stadzie Alf, które teraz nam zagraża. Isaac coś bredził o jakieś dziewczynie, w cholerę z nim. Nadal go nie lubię. Klatę ma fajną, lecz nie odpowiada mi w ogóle. Kiedyś to się martwiłam jedną Alfą, a teraz mamy całą paczkę takich. Całe szczęście, że Sonia nie wie, o czym sobie myślę. Nie pojęłaby tego wszystkiego, a ona jest ostatnią osobą, którą chciałabym wciągać w to błoto.

— Wcale nie wyglądasz na szczęśliwą — zauważa, niezadowolona, kiedy spoglądam na jej zielonkawą twarz, którą wcześniej wysmarowałam maseczką.

— Mam na twarzy coś, co mi się kompletnie nie podoba — odpowiadam z lekkim śmiechem, a potem obie kładziemy się na łóżku.

— A tak serio, to coś się chyba ci stało — oznajmia nawet sympatycznie, a ja wzdycham głęboko, zagryzając policzek. Dziewczyna spogląda na mnie. — Rose.

— Coś się zmieniło — zaczynam i siadam po turecku. Sonia robi zaraz to samo, a jej blond włosy układają się perfekcyjnie na jej ramionach. — Chyba już odpuściłam, już po wszystkim.

— Mów jaśniej, bo wiesz, że ja niezbyt ogarniam takie zagadki.

— Chodzi o Stilesa — podpowiadam, a na jej twarzy panuje lekkie zagubienie. Dobra, ona serio ma braki w mózgu. — Nie chciałam tego robić. On jest moim przyjacielem, ale nie mogłam tego powstrzymać.

— Mój Boże — szepcze, zakrywając usta dłonią.

— Wydaje mi się, że... — zacinam się, bo łzy zbierają mi się w oczach. Biorę głęboki wdech. Wahania nastroju powracają; to niedobrze. — To już pewne. Nie mogę tego dłużej w sobie trzymać. Kocham go.

— Kochana moja — szepcze, wtulając się we mnie. Gładzi mnie po plecach. — Płacz, płacz ile wlezie.

— To tak cholernie boli — mamroczę. — Nie wiadomo, jak bardzo będę się starać, to i tak nie będę tą jedyną. Nie będę perfekcyjną Lydią Martin.

— Ej, nie mów tak — mówi do mnie, odsuwając się. Zerka w moje zapłakane oczy. — Musisz walczyć.

— I tak już przegrałam — wzdycham, wycierając twarz z łez.

— Nie mogę patrzeć, jak cierpisz, rozumiesz? — mówi stanowczo. Teraz to przeżywam kolejny szok, bo takie słowa rzadko padają z jej ust. — Nie mogę uwierzyć, że on nic w tobie nie widzi. Ten chłopak musi być zwyczajnie ślepy.

— Popatrz na mnie, a na Lydię. Nie dziwię się, że woli ją.

— Zaufaj mi - mówi przekonująco, ścierając łzę z mojego policzka. — Nie poddawaj się. Po tym, co mi powiedziałaś o nim, jestem pewna, że cię lubi i to bardzo. Przypomnij sobie te wszystkie słowa, które sprawiały, że czułaś się ważna dla niego. Te wszystkie sytuacje, które nie zaliczają się do zwykłej przyjaźni.

I od tak wszystko do mnie wraca. Każdy moment, kiedy patrzyliśmy sobie w oczy odrobinę za długo. Nieskończona ilość razy, gdy trzymaliśmy się za ręce. Pierwszy nasz taniec. „Zobaczyłem cię i nawet nie pomyślałem dwa razy, tylko ruszyłem ci na pomoc" – to jego słowa, które zdecydowanie zapadły mi w pamięć. Tyle małych komplementów, które puściłam nieuważnie, choć nie powinnam.

— Rose?

— Będę walczyć. Będę sobą.

🌹

Mijają dokładnie dwadzieścia cztery godziny. Znowu jest wieczór, lecz ten spędzam sama nad lekcjami z wiadomych powodów. Dziś Scott i Stiles gadali cały dzień, ale nie ze mną. Sami ze sobą. Ja łaziłam ciągle z Lydią, bo McCall gadał, że ta sprawa jest bardzo ważna i się kiedyś dowiem, o co chodzi. Czuję się, jakbyśmy znowu powracali do początku, gdy nic nie wiedziałam.

welcome to beacon hills ☾ teen wolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz