- Pff, ty po prostu mi zazdrościsz. Naukowcy udowodnili, że większość kobiet nie patrzy na wygląd, tylko na prestiż i zaradność. Po co im facet, który będzie tylko wyglądał i pachniał? A tak się składa, że ja jestem mądry i do tego przystojny.
- Tak sobie wmawiaj.
Siadają na kłodzie, którą ja wcześniej zajmowałam. Mam na nich doskonały widok, dwoje ludzi w wieku dwudziestu paru lat. Oboje wysocy, jeden ma włosy w odcieniu smoły i wyjątkowo jasną cerę, to cud, że nie spalił się na słońcu. Tak jestem zazdrosna, bo moja jasna cera od jakiegoś czasu ma różowy odcień. Jego oczy zasłaniają grube okulary. Drugi opalony, z jasnobrązowymi włosami i z rozbrajającym uśmiechem na twarzy.
Jak by tu się zmyć, nie zwracając ich uwagi na swoją osobę? Wydają się naprawdę sympatyczni, ale to chyba nie jest moment na nawiązywanie nowych znajomości. Chociaż...
Dobra posiedzę tu jeszcze przez jakiś czas, może nie będą tutaj długo i będę mogła wrócić do schronu.
Opieram się o drzewo tyłem do nich i zamykam oczy, ale na wszelki wypadek trzymam broń w pogotowiu. Podsłuchuję ich beznadziejną, ale jakże zabawną wymianę zdań. Ja zawsze chciałam mieć taką przyjaciółkę albo przyjaciela, z którym rozmawiałabym o wszystkim, wyzywała się na żarty bez obawy, że rypnie sobie foszka, ale niestety natrafiłam tylko na jakichś sztywniaków. Jedyne co mi pozostało to sklonować samą siebie. Ten pomysł jest naprawdę dobry, stworzę całe państwo Łucji i będę czuła się jak w niebie, a nawet lepiej.
Tak dyskutuję sama ze sobą, gdy słyszę, że chłopcy już nie rozmawiają, a wydobywają z siebie przerażone odgłosy, jeden z nich wręcz piszczy niczym kobieta.
- Ashton, to niemożliwe! Przecież tu jest totalne pustkowie, niemal pustynia. Może to jest fatamorgana i wcale trzech zombie nie zmierza w naszą stronę? - Wywracam oczami i podnoszę się na równe nogi. Kurde serio? Faceci chyba zaczęli iść w moją stronę.
Wychodzę za drzewa i niczym zawodowy snajper namierzam moje ofiary, i posyłam w ich stronę trzy kule. Dobra, nie jestem tak perfekcyjna, bo powalam tylko jednego żywego trupa, drugiemu kula grzęźnie w ramieniu, a trzeciego nawet nie trafiam. Powtarzam to samo jeszcze raz, aż wszyscy przeciwnicy są już naprawdę martwi. Z niedowierzaniem stwierdzam, iż skończyła mi się amunicja. Wściekłe rzucam pistolet na ziemię.
Niejaki Nathan spogląda na moją osobę i uśmiecha się szeroko.
- Widzisz tę dziewczynę, ona zjawiła się tu znikąd, aby uratować MNIE, nie ciebie. To musi być przeznaczenie - szepcze do swojego kolegi, pewnie myśli, że nic nie słyszę, ale ja mam bardzo dobry słuch.
Powinnam teraz teatralne przewrócić oczami, ale przeszkadza mi widok postaci wyłaniających się z daleka. Ten dzień zdecydowanie nie należy do moich ulubionych.
- Biegiem! - krzyczę i zaczynam biegnąć w stronę schronu, tamta dwójka podąża zaraz za mną. Nathan ma bardzo słabą kondycję, jego kolega praktycznie go niesie. - Szybciej! Masz długie nóżki, to nimi ruszaj! - Jestem poirytowana. Ten chłopak nas spowalnia, gdybym nie wiedziała, że później będą męczyły mnie wyrzuty sumienia, już dawno bym go zostawiła, ale mam za dobre serduszko. Dlaczego nie urodziłam się wredną suką?
Krzyczę na nich przez całą drogę, przez co zdzieram sobie gardło. Cudownie. Czemu zapuściłam się aż tak daleko od schronu? Poprawiać krążenie mi się zachciało, to teraz mam stuprocentową pewność, że mój cel został osiągnięty.
Zatrzymuję się obok włazu, zaraz za mną dobiega reszta.
- Charlie otwórz do cholery, szybko! - Walę w powłokę, aż zdzieram sobie skórę z dłoni, mam wrażenie, że zaraz wypluję płuca.
Shackeford przekręca wejście, a ja i moi towarzysze niedoli wskakujemy do środka. Ashton zamyka za sobą właz.
- Co się stało? - pyta Charlie, kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Trupy urządziły sobie pielgrzymkę. - Wcale nie powinnam sobie z nich żartować, bo szczerze mówiąc, nadal jestem przerażona, ale nie mogę się powstrzymać.
- Jak myślicie, będą czekać, aż wyjdziemy, czy odpuszczą i sobie po prostu pójdą? - Twarz Nathana jest purpurowa z wysiłku, a jego słowa są ledwo zrozumiałe.
Wzruszam ramionami, naprawdę nie mam pojęcia, co tym ścierwom siedzi w głowach. Wcale nie byłabym zaskoczona, gdyby czatowali pod schronem kilka dni, te stworzenia nie czują zimna, ciepła, zmęczenia. Praktycznie nie czują nic, poza głodem. Są jak roboty - zaprogramowane do wykonywania danej czynności.
- Co teraz zrobimy? - Siadam na łóżku, a mój kompan obok. - Będziemy czekać?
- Nie mamy innego wyjścia. Jest ich za dużo, aby na razie opuszczać schronienie. Mamy trochę zapasów - mówi do mnie, ale nie spuszcza wzroku z dwóch pozostałych kolesiów. Patrzy na nich podejrzliwie, pewnie nie jest zadowolony z nowego towarzystwa. Cóż, ja w sumie też. - Musimy mieć na nich oko - szepcze do mojego ucha.
Kiwam głową. Wydają się normalnymi ludźmi z poczuciem humoru, ale w czasach, które nastały, nie warto ufać zbyt wielu osobom. Każdy może zamienić się w bestie i nie tylko taką, pragnącą ludzkiego mięsa, ale taką walczącą o przetrwanie.
- Głodna? - Shackeford podchodzi do gazówki i zdejmuje z niej patelnię z jakąś papką. Nie wygląda zbyt apetycznie, ale ważne, aby zadowolić potrzeby naszych żołądków. Dziele posiłek na cztery porcje.
- My też mamy zapasy. - Nathan wyciąga z plecaka prowiant i podaje mi go. - Musimy jakoś sobie nawzajem teraz pomagać. - Uśmiecha się niepewnie. W ręce trzyma okulary, które najwyraźniej połamały mu się podczas ucieczki.
- Daj, naprawię ci je. - Sięgam po czarną taśmę izolacyjną do mojego plecaka i mocuję dwie złamane części.
- Dzięki. - Zakłada je na nos i kończy posiłek.
- Tak w ogóle, to jestem Łucja, a to Charlie - przedstawiam nas. Shackeford niechętnie podaje mu dłoń.
- Nathan, a to Ashton. - Spoglądam na drugiego chłopaka, wygląda inaczej niż wcześniej. Jego wzrok jest zimniejszy. Najwyraźniej nie tylko mi i Charlie'mu nie podoba się ich wizyta tutaj.
CZYTASZ
Closer to the edge || ZAWIESZONE
Science FictionŚwiat ogarnęła epidemia, kraj pragnący pokoju na kuli ziemskiej doprowadził do niemal całkowitego jej upadku. Broń, która miała być zabezpieczeniem i odstraszyć ewentualnych wrogów, stała się kluczem do drzwi pod nazwą „koniec". Nazywam się Łucja Ch...