12

139 10 8
                                    

What are you doin' to me? What are you doin', huh? ~ Co ty mi robisz? Co ty robisz?

Katy

Hałas. Doping w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Barwy naszej drużyny koszykarskiej na prawie każdym uczniu.

Wybrałam się na mecz. Nie wiem tylko dlaczego.

Dlatego, że Max mnie zaprosił, czy też tęsknię za Shawnem? Ostatnio widuję się częściej z tym pierwszym, ale to nie oznacza, że zapomniałam o drugim.

Sprawy sercowe to morze bez dna.

Wyszli na parkiet. Zobaczyłam Shawna. Czas jakby zatrzymał się w miejscu. Spojrzał na mnie. Możliwe, że dla innych to była jedna nic nieznacząca sekunda, ale dla mnie to była piękna i niezapomniana chwila. Jego brązowe oczy były przygnębione. Coś go dręczyło.

Atmosfera w drużynie była dziwna. Shawn nie mógł przemówić, bo cały czas Max coś dorzucał. On mnie wkurza. Nadal nie wiem kim jest. Nie ufam mu. Jednak Shawn nic sobie z tego nie robił. Z wymalowanym spokojem na twarzy instruował kolegów.

Podziwiam go.

Przeciwna drużyna również motywowała się w wąskim gronie. Jedna z najgroźniejszych drużyn w lidze. Ich jaskrawoczerwone stroje zupełnie kontrastowały z niebiesko pasiastymi, białymi koszulkami naszej drużyny. Nie bez powodu nazywają się Czerwonymi Bykami, a nasi Niebieskimi Wilkami. Każdej drużynie przyznaje się cechy zwierząt, a one w większości dobrze odzwierciedlają charakter teamu.

Rozpoczęło się przedstawienie głównej piątki, która będzie występować w polu, przez spikera. Poznałam nazwiska i numery poszczególnych zawodników. Ustawili się oni na swoich pozycjach, wręcz nerwowo czekając na rozpoczęcie meczu.

Ostatni raz zerknęłam na Shawna. Gwizdek wypełnił halę. Sędzia w tej samej chwili wyrzucił piłkę w powietrze, a Shawn odbił ją w kierunku swojego partnera z drużyny. Zaczęło się. Pierwsza akcja była dość przewidywalna. Parę podań. Zgubienie krycia. Shawn wyczekał chwilę, spojrzał na zegar. W końcu podał. I tak zdobyliśmy dwa punkty. Zdobył je oczywiście Max.

Goście rozpoczęli grę spod kosza. Piętnastka podawała. Piłka znalazła się wraz z zawodnikiem numer osiemnaście na naszej połowie. Nasza obrona chciała nadążać za akcją, ale przeciwnicy skutecznie ją rozbijali. Znaleźli czysta pozycję. Zdobili trzy punkty. Rzucał jeden z najlepszych zawodników w lidze - John Kolt, z numerem dwadzieścia jeden.

Reszta kwarty przebiegła w zawrotnym tempie. Kolejne straty, następujące po nich kontrataki i zdobywane punkty. Nasz bilans przechylał się na złą stronę. Na tablicy widniał wynik czterdzieści do dwudziestu na korzyść Red Bulls Baltimore*. Jednak trener Blue Wolves Cambridge* nie tego się spodziewał. Po sygnale zegara oznaczającego przerwę, zwołał wszystkich do siebie i przekazując im uwagi żywo gestykulował i sprawiał wrażenie zdenerwowanego, jak nie wkurzonego.

Następne dziesięć minut sprawiało wrażenie podobnych do wcześniejszych, lecz z tą różnicą, że nasi powoli odrabiali straty. Na czele Wilków wysuwał się Max ze swoimi efektownymi akcjami, ale to Shawn trzymał rękę na pulsie. Po połowie meczu na tablicy wyników rysował się wynik sześćdziesiąt do czterdziestu pięciu.

Drużyny zebrały się w szatni na piętnastominutowym odpoczynku. Do tego momentu siedziałam sama na jednym z krzesełek w hali, ale ktoś uniemożliwił mi osamotnienie.

- Katy! Szukałam cię cały czas. Wymieniłam parę słów z Nathanem i nie jest zbyt wesoło. Słuchasz mnie w ogóle? - moja przyjaciółka jak zawsze znajdowała się w odpowiednim miejscu i czasie. Za to ją wręcz uwielbiałam.

Poczekaj do rana/s.mOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz