9

202 10 2
                                    

I'm 'bout to break down baby I'm done. ~ Jestem załamany kochanie, jestem skończony.
No I can't keep up runnin' this marathon. ~ Nie, nie mogę biegać w tym maratonie.

Shawn

Wtorek.

Ósma rano.

Jestem wykończony. Spałem parę godzin. Nie czuję się na siłach, a na pierwszej lekcji mam trening.

Ostatni przyszedłem do szatni. W samotności wyjmowałem rzeczy.

Zatrzasnąłem moją szafkę z numerem 15.

Natychmiast po tym pustą szatnię wypełniło klaskanie.

- Brawo, Mendes, brawo. - odwróciłem się w stronę usłyszanego znajomego głosu.

- Gratuluję Ci tej porażki. Kłamstwa nie popłacają. Straciłeś ją, przez swoją głupotę. Przegrałeś. Wiesz ile czekałem na ten dzień? - spojrzał na mnie, unosząc w górę jedną z brwi - Odkąd wspaniałomyślnie oznajmiłeś mi, że Ci się podoba. Znienawidziłem Cię w tamtej chwili. Zawsze byłeś tym najlepszym, bardziej docenianym, przystojniejszym, ale to przeważyło szalę. Starałem się być wzorowym przyjacielem. Pomogłem Ci. Nie doniosłem.

- Tak? Ty się uważałeś za wzorowego przyjaciela? To, że nie doniosłeś, stawia Cię na lepszej pozycji? Czy ty się słyszysz? Popełniłem błąd. Wiem, ale ty nie będziesz mnie oceniał. Sam masz wiele za uszami. Nie oszukujmy się. Nie byłem wcale lepszy od Ciebie, jeśli chodzi o sport. Miałeś tyle samo szans, co ja. - przerwałem na moment. Zmniejszyłem odległość między nami. Wpatrywałem się w niego z emanującą złością. Wyrzucałem w jego stronę słowa jak pociski, ale on też nie był mi dłużny.

- Nikt nie jest perfekcyjny, Shawn, ale ja przynajmniej zachowywałem pozory, gdy ty stawiałeś na szali całe swoje życie dla jednej dziewczyny. - wygarnął te zdanie z pogardą.

- Jakie pozory? O co tak naprawdę chodzi Max? Nie o Katy...

- Tylko i wyłącznie o nią mi chodzi! - krzyknął - Spodobała mi się wcześniej niż Ty zacząłeś na nią zwracać większą uwagę. Zabrałeś mi ją sprzed nosa. - uniósł się dumą, prostując się.

- Nie postarałeś się nawet, aby mi powiedzieć o swoich uczuciach, a podobno byliśmy przyjaciółmi. - westchnąłem. Ta rozmowa zaczynała przypominać bitwę na wyciąganie brudów.

- Bo oczywiście nie chciałeś mnie słuchać, wtedy na imprezie. - uciął ostro.

- Wtedy, gdy postanowiłem poznać Kat? Chciałeś mi wszystko opowiedzieć na imprezie, na której w ogóle nie powinnyśmy być? - pytałem zupełnie zdezorientowany.

- W tamtym czasie uświadomiłem sobie, że czuję do niej coś więcej. Podczas tych wszystkich przypadkowych spotkań, gdzie widywaliśmy ją codziennie, zdawałem się czuć inaczej. Kryłem Cię przed trenerem. Nie powiedziałem mu o twoich fantazjach, a ta impreza to był twój pomysł. Katy nie podejrzewała, że ją obserwowałeś. Patrzyłeś na to co robiła, z kim rozmawiała. Szaleństwem była domówka. Wyrwałeś do niej, gdy zobaczyłeś ją w tłumie. Zniknąłeś wraz z nią, odprowadzając ją do domu. Uzyskałeś jej numer, zaufanie oraz wdzięczność za to, że okazałeś się być idealny. - mówił jak w transie, zupełnie nie patrząc mi w oczy.

- O czym ty do cholery mówisz? Od początku wiedziałeś, co chcę zrobić. Było Ci wygodniej, bo chciałeś zagarnąć moją pozycje kapitana. Nie rozumiem Cię. Obserwowałem ją z czystej ciekawości, zresztą Ty też. Nie zakazałem Ci mówienia. Wolna wola. - prychnąłem. On był jakiś niepoważny.

- Będzie moja, Mendes. - wypowiedział z kpiącym uśmieszkiem.

Tego było już za wiele.

Rzuciłem się na niego z pięściami. Załapałem go za koszulkę, wymierzając cios pięścią w jego twarz.

Coś mnie jednak powstrzymało.

- Chłopaki, ileż można czekać? - głos pana McCarvera pokrzyżował mi plany.

Odepchnąłem Max' a. Wziąłem torbę, która przypadkiem spadła na podłogę. Rzuciłem w stronę mojego przeciwnika ostatnie groźne spojrzenie.

Wyszedłem na boisko, chcąc odciąć się od tego wydarzenia.

***

Stałem pod prysznicem czując się wyjątkowo źle. Trening był wykańczający, jakby był karą za nasze winy.

Max grał agresywnie i sfaulował mnie. Na szczęście moja kostka miała się dobrze i nie spuchła. Inaczej bym go zabił.

Zakręciłem kurek z gorącą wodą. Wytarłem się ręcznikiem. Spakowałem wszystkie rzeczy do torby. Zamknąłem szafkę i opuściłem szatnię.

Na korytarzu panował tłok. Zostało mało czasu do kolejnej lekcji, a każdy chciał jeszcze coś pozałatwiać i wymienić się z innymi swoimi porannymi historiami.

Szedłem ze spuszczoną głową. Na mojej drodze pojawiła się osoba, z którą się zderzyłem. Mój refleks pozwolił mi na złapanie jej.

- Oj. Przepraszam, nie widziałem Cię. - szybko poinformowałem...

O ja... Przed moją twarzą ukazały się tak znajome oczy, jasno brązowe, kręcone włosy i usta. Nie mogłem uwierzyć w to, że przede mną stała Katy, a ja trzymałem ją za ramiona.

- Shawn... - wydawała się być tak samo zdezorientowana jak ja - Nic się nie stało. Ja też nie patrzyłam przed siebie.

- Wybaczysz mi kiedyś? - wyrzuciłem z siebie to co mnie dręczyło.

Ujęła dłonią mój policzek, wyznając szeptem:

- Kiedyś na pewno skarbie, ale daj mi czas. Tyle się wydarzyło, a ja nadal nie znam całej prawdy o Tobie.

Zabrała rękę, omijając mnie, poszła dalej.

Zdążyłem jeszcze chwycić jej dłoń.

- Nie ważne co się stanie będę Cię kochać i na Ciebie czekać, Kat. - oznajmiłem z uczuciem.

- Ja też będę czekać. Ja też będę kochać...

Odeszła, pozostawiając mnie z łzą w oku. Łzą wzruszenia i nadziei.

Najpiękniejsza nasza wspólna chwila. Krótka, ale wyjątkowa.

Nie poddam się.

1:1

Remis. Max nie ma szans.

Nie stracę jej. Nie mogę jej utracić.

No need to rest when I already won, ~ Nie potrzebuję odpoczynku, kiedy wygrałem
And if I got you by my side girl I already won. ~ I jeśli mam Cię po mojej stronie dziewczyno, już wygrałem. ^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

*Jesse McCartney - Runnin'

Troszkę wyjaśnień. Rozdziały mam nadzieję, że będą się ukazywać co tydzień.

Średnio podoba mi się treść, ale myślę, że nie jest źle.

Pozdrawiam, Riversoon

Poczekaj do rana/s.mOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz