eins

676 30 3
                                    

Szklane drzwi otworzyły się przede mną i znalazłam się w ogromnej recepcji, urządzonej w nowoczesnym stylu. Stukot moich czerwonych szpilek roznosił się echem po całym pomieszczeniu. Ściskałam dłońmi kubek z kawą, którą zamówiłam na wynos w pobliskiej kawiarence, aby chodź trochę ogrzać zmarznięte palce.  Przybrały one różowawą barwę od chłodu panującego na dworze, tak jak zapewne mój nos i polika. Skinęłam lekko głową, witając się w ten sposób z niską blondynką, zajmującą miejsce za ogromnym biurkiem. Nawet nie wiem jak dziewczyna ma na imię, nie rozmawiam z ludźmi, jeżeli nie mam do nich żadnego interesu. Do niej nie miałam. Weszłam do windy i wcisnęłam guzik z numerem piątym, czyli piętro na które zamierzałam. Starałam się ignorować, irytującą muzykę, lecą z głośników w klaustrofobicznym pomieszczeniu nazywanym windą. Poprawiłam lekko włosy, patrząc przy tym w moje odbicie na jednej z metalowych ścian. Przemknęłam szybkim krokiem przez korytarz, następnie otworzyłam, kolejne szklane drzwi i znalazłam się w moim biurze. Odłożyłam kubek z cieczą na biurko i zajęłam brązowy płaszcz, odwieszając go potem na wieszaku stojącym w kącie pokoju. Upiłam łyk i zajęłam miejsce na obrotowym krześle. Wzięłam do ręki fioletowy długopis z logiem naszej firmy, a z szuflady wyjełam szary segregator. Następnie zajęłam się wypełnianiem dokumentów związanych z ustaleniem trasy dostaw, skupiając się na tym maksymalnie. Ciche stukanie do drzwi, spowodowało przerwanie wykonywania mojej czynności. Mężczyzna w ciemnym garniturze i błękitnej koszuli spojrzał na mnie spod okularów. Gestem ręki zaprosiłam go do środka.

-Panno Bieler. -Wstałam z miejsca i uscisnęłam dłoń mężczyzny. Następnie ja usiadłam na moim wcześniejszym miejscu, a mój przełożony usadowił się na czarnej kanapie, stojącej na przeciwko mojego biurka. -W ostatnim czasie Pani praca jest na bardzo wysokim poziomie.

-Dziękuję.

-Postanowiłem, że razem z Manuelem zajmiesz się nowym projektem, związanym ze sponsorowanem przez naszą firmę sprzętu dla sportowców.

-Tak, słyszałam o tym przedsięwzięciu. Co miałabym robić?

-Zajmiesz się reklamą, trochę papierowej roboty, ale przede wszystkim praca w terenie. Pewnego rodzaju forma urlopu. -Uśmiechnął się serdecznie, co oczywiście odwzajemniłam. -Za Pani pracę jak najbardziej się należy.

-Rozumiem. Dziękuję. -Odpowiedziałam poprawiając się na krześle.

-A resztę informacji znajdziesz tutaj. -Czarną teczkę położył na kolanach. Sprawnym ruchem otworzył ją i wyjął z jej wnętrza fioletową teczkę, na której widniało moje imię i nazwisko. Uniósł ją lekko w górę, aby mi przekazać, że o tę teczkę mu chodziło.-Spoczywa na Pani spora odpowiedzialność, ale doskonale wiem, że Pani podoła. -Wstał z miejsca, położył ową teczkę na biurku i przesunął ją ręką w moją stronę. -Zapoznaj się z tym i uzgodnij wszystko z Manuelem. Do zobaczenia.
-Do widzenia. -Odprowadziłam wzrokiem mojego gościa do drzwi, po czym wzięłam się za przeglądanie zawartości teczki. Pojadę w góry, fantastycznie. Mama jak usłyszy to padnie z wrażenia. Wymieniłam się paroma mailami z Manuelem, aby uzgodnić z nim parę spraw. Zaczynamy z projektem od jutra. Doskonale. Upiłam kolejny łyk kawy i wróciłam do wypełniania dokumentacji.

Kilka godzin siedzenia za biurkiem i grzebania w papierach wydaję się lekką pracą w porównaniu do prac fizycznych. Moim zdaniem to nie do końca prawda. Człowiek może się przy tym wykończyć, a już na pewno wyczerpać cała swoją pozytywną energię. O godzine szesnastej opuściłam biuro. Wyszłam na tłoczną ulice i wtopiłam się w tłum ludzi. Przedostałam się na drugą ulice, skręciłam w prawo w bardziej opustoszałą uliczkę Minęłam dwa dość spore bloki, potem jeszcze kilka budynków mieszkalnych, aż znalazłam się przy swoim.

-Mamo już jestem. -Rzuciłam, zamykając przy tym drzwi wejściowe. Za każdym razem odpowiada mi głucha cisza. Obawiam się, że blondynka znowu jest na mnie zła. Ściągnąłam buty i płaszcz, torebkę odłożyłam na małą komode stojąca w przedpokoju. Weszłam do kuchni, aby zrobić sobie coś do jedzenia. Kubek z misiem, w którym zazwyczaj rodzicielka pijała kawę, zajmował miejsce na blacie. W tym samym miejscu, w którym pozostawiam go rano i po raz kolejny jego zawartość była nie ruszona. -Mamo znowu nie wypiłaś kawy? -Znowu odpowiedziało mi tylko echo, niosące się po dość sporym budynku. Wbiegłam po schodach i weszłam do beżowego pokoiku, który należał do mojej matki. Nie ma jej. Jak to jej nie ma? Przecież musi gdzieś być. Wybiegłam z pomieszczenia martwiąc się o kobietę. Mama choruje od kilku lat na schizofrenię. Sprawdziłam salon, łazienkę, a na końcu ponownie znalazłam się w jej pokoju. Wszędzie nic. Usiadłam na łóżku, chowając głowę w dłoniach. -Przecież mama nie żyje od dwóch miesięcy. -Jęknęłam sama do siebie. Masz rację Lena i ty również chorujesz na schizofrenię.

***




Witam wszystkich zainteresowanych moim nowym opowiadaniem. Mam nadzieję że się spodoba i zostaniecie ze mną na dłużej. Piszcie w komentarzach swoje opinie i odczucia dotyczące pierwszej części. Do zobaczenia.

Kiss me slowly // ANDREAS WELLINGEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz