drei

323 18 2
                                    

-Może kawa? -Bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. Blondynka skinęła głową i lekko się uśmiechnęła. Opuściła szybko pomieszczenie, które robiło za moje biuro. Chwyciłam w jedną dłoń kolejną białą teczkę, a w drugą mój ulubiony fioletowy długopis i zaczęłam wypełniać kolejne dokumenty. Nerwowo wystukiwałam obcasem tylko sobie znany rytm. -Zrób sobie przerwę. -Powiedziałam, kiedy Annie ponownie pojawiła się przy moim biurku. Dziewczyna spojrzała na mnie swoimi brązowymi tęczówkami, mogłam w nich dostrzec iskierki szczęścia. 

-Naprawdę? -Zapytała, odkładając kubek z kawą na moje biurko. Posłałam jej ciepły uśmiech w odpowiedzi i wróciłam do swojego wcześniejszego zajęcia. Fascynujące. Tyle papierów do wypełnienia przed wyjazdem, aż na samą myśl mogła rozboleć głowa. Była to jednak moja praca, którą mimo wszystko bardzo lubiłam. -Cholera. -Syknęłam pod nosem, kiedy szturchnęłam łokciem kubek, a jego zawartość rozlała się po całej dokumentacji. Zerwałam się z fotela i odruchowo spojrzałam na moją czerwoną sukienkę. O dziwo nie zauważyłam na materiale żadnej brązowej plamy. 

-Gorszy dzień, Lena? -Wzdrygnęłam się na dźwięk mojego imienia. Uniosłam głowę nieco w górę. W drzwiach stała nasza gwiazda z firmowym uśmiechem na twarzy. Otrząsnęłam się i wzięłam wszystkie papierki z biurka odkładając je na regał obok. -Tobie też się należy przerwa. -Spojrzałam na niego zdezorientowana. Skąd on wiedział, że pozwoliłam na przerwę Annie? 

-Podrywasz naszą praktykantkę? -Uniosłam brwi w geście zdziwienia. Zaśmiał się lekko i przewrócił oczami. 

-Załatwmy to szybko, a potem skoczymy na obiad. -Powiedział, siadając na czarnej kanapie. Wyciągnęłam z szuflady chusteczki i przetarłam nieporadnie blat biurka. Nadal cały się kleił, ale nie miałam teraz ani czasu, ani ochoty na latanie ze szmatą po biurze. 

-Kto powiedział, że mam ochotę na obiad w Twoim towarzystwie? -Zapytałam, kładąc przed nim przygotowaną wcześniej umowę. -Zapoznaj się. Możesz się skonsultować z adwokatem jeżeli chcesz. -Wygłosiłam stałą regułkę w takich sytuacjach. Skinął głową, a ja wróciłam na swoje miejsce. Wziął długopis, który leżał na biurku i wykonał kilka ruchów dłonią. Następnie podał mi papierek. Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, ale przerwał mi. 

-Nie pierwszy raz podpisuje kontrakt z waszą firmą. -Wzruszył ramionami. -Nie mów, że nie wiedziałaś? -Rzucił z przekąsem. -No dalej, idziemy. -Wstał z miejsca i chwycił w dłonie mój płaszcz, aby pomóc mi go włożyć. Westchnęłam bezsilnie. Podeszłam bliżej, wyrwałam mu moją odzież i jak przystało na samowystarczalną kobietę, sama go na siebie włożyłam. Chłopak otworzył przede mną szklane drzwi, przez które wyszłam z wrodzoną gracją. -I uśmiechnij się w końcu. -Szepnął, kiedy go mijałam. Przemierzyłam szybko korytarz, nie chcąc aby ktokolwiek z współpracowników zauważył mnie w towarzystwie skoczka. Weszłam do windy. Blondyn zrobił to samo. W moich uszach zaczęła rozbrzmiewać natrętna melodia, towarzysząca wszystkim, którzy z jakiś powodów jeździli tą windą. Skrzywiłam się na ten dźwięk. -Niestety, Beethoven to nie jest. -Zauważył najwidoczniej moją reakcje. Spojrzałam na niego zdezorientowanym wzrokiem, ale uśmiechnęłam się na te słowa. 

-Zdecydowanie wolałabym Beethovena. -Zaśmiałam się, a chłopak po chwili dołączył do mnie. 





***

Kiss me slowly // ANDREAS WELLINGEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz