Mijały dni, a ja zastanawiałam się co miały oznaczać te sny. Próbowałam je rozgryść. Czy to tylko mój umysł płatał mi figle? Czy te sny coś zwiastowały?
Nie dość, że o tym nie mogłam przestać myśleć, to jeszcze w głowie cały czas miałam Aarona. Tylko czemu... Czemu właśnie on siedział w mojej głowie, nie dając mi odpocząć? Tyle pytań... Tak mało odpowiedzi.Zadzwonił dzwonek do drzwi, pobiegłam otworzyć i zobaczyłam zdyszaną przyjaciółkę.
- Coś się stało?- spytałam, zaniepokojona.
- Zobacz która godzina, czekałam na Ciebie... - powiedziała, opierając się framugę i dysząc. Spojrzałam na zegar.
- Cholera... - wzięłam torbę na ramię i wyszłam szybko z domu. - Wybacz Deni, miałam ciężki ranek...
- Tak jak wczoraj i przez ostatnie pare dni. - przyjaciółka zatrzymała się i spojrzała na mnie zmartwiona. - Neri, powiedz mi co się dzieje.
- Sama muszę sobie to poukładać w głowie...
- Martwie się o Ciebie... Jesteś jakaś nieobecna, zachowujesz się jak nie ty. Nie cieszysz się, jak dawniej z uroków tego miejsca.
- Wiem... Miałam pare ciężkich nocy i dziwne sny, które nie dają mi spokoju. - powiedziałam, po czym poczułam niepokój.
- Neri?! - zobaczyłam pana Seprisa, biegnącego w moją stronę.- Możemy chwilkę porozmawiać? - spojrzał na Deneri, potem znowu na mnie - W cztery oczy...- wiedziałam, że to coś ważnego.
- Deni, porozmawiamy później? - przyjaciółka kiwnęła głową i oddaliła się pośpiesznie w stronę szkoły. - Coś się stało profesorze? -spytałam, patrząc na niego zmartwiona.
- Nie tutaj... - złapał mnie za dłoń i pociągnął między domy, gdzie o tej godzinie nikogo nie było. - Czujesz, że coś jest nie tak? Prawda? - spytał przyciskając mnie do ściany. Nigdy tak się nie zachowywał, był jakiś inny...
- Wszystko dobrze? Profesorze czy to na pewno pan? - Sepris spuścił głowę i zaczął się śmiać.
- Spytałem o coś! - krzyknął mi w twarz - czuję, że wiesz coś więcej...
Nauczyciel zaczął się w dziwny sposób wyginać, zrobił się większy, twarz mu się jakby zniekształciła... Po chwili wyglądał zupełnie inaczej. Był ode mnie wyższy o dwie głowę, miał wystające zęby, z twarzy przypominał ogra, którego pokazywał mi tata w książkach, oczy miał małe i czarne.
- Pomocy! - krzynęłam, ale bestia zatkała mi szybko usta. Rozejrzał się dookoła i wyciągnął niewielki róg z pasa, zawył w niego, lecz nic nie usłyszałam. Poczułam kolejne ukłucie niepokoju, tylko silniejsze, aż nie mogłam złapać tchu. Mój oprawca zabrał powoli ogromną dłoń z moich ust, wyciągnął z pasa kawałek materiału i przyłożył mi go, zaczęłam się szarpać, ale bestia była o wiele silniejsza. Po chwili straciłam przytomność.Obudziłam się w ciemnym miejscu. Zwązane miałam nogi i ręcę, a usta zakneblowane. Gdy oczy przyzwyczaiły mi się do ciemności, zobaczyłam pana Seprisa, który siedział z głową w dole. Miejsce, w którym się znajdowałam było niewielkie i ciemne, z głosów z zewnątrz wywnoskowałam, że jestem w powozie. Słychać było tupot koni i rozmowe między dwojgiem mężczyzn.
- Irenus może czas, żeby ktoś poszedł do nich?
- Bosun! Idź do środka, zobacz czy śpią jeszcze.
Po chwili zza grubej zasłony wszedł ktoś, odsłaniając ją na tyle, że światło dnia padło na moją twarz, oślepiając mnie.
- Chłopaki, dziewczyna się obudziła! - krzyknął ogromny mężczyzna, siadając obok mnie. Odsunęłam się od niego. - Coś taka strachliwa? -powiedział, a jego świńskie oczy zabłysły. - Dam Ci pić, poczekaj. - sięgnął do sakwy i wyciągnął bukłak, po czym zsunął mi kawałek materiału z ust na szyję. - Spróbuj tylko krzyknąć, albo chociaż pomyśleć o ucieczce. - ostrzegł mnie.
- Bosun, chodź tu do nas już! - Olbrzym bez słowa wstał i wyszedł, zapomniał mi zaknebliwać ust, postanowiłam to wykorsystać i spróbować obudzić pana Seprisa.
- Profesorze... - szepnęłam, ale nie drgnął. Udało mi się zsunąć na tyle, że mogłam go szturchnąć nogami. Przebudził się, i spojrzał na mnie zmrużonymi oczyma. Miał porwaną i brudną koszulę oraz wiele krwawiących ran na twarzy. Na szczęście nie miał zakrytych ust. Istoty, które nas zamknęły zapewne stwierdziły, że nie ma sensu zakrywać ust panu Seprisowi, bo i tak nie miał siły krzyczeć.
- Neri? - spytał ledwo słyszalnie.
- Tak to ja... Co się stało? - szepnęłam
- Te istoty, które nas porwały... - jęknął z bólu przy poprawianiu się. - Czują, że wiemy więcej niż powinniśmy...
- Jak to? Przecież ja nic nie wiem...
- Miałaś ostatnio jakieś dziwne sny, przeczucia?
- Racja... Ale nie rozumiem ich...
- Posłuchaj, oboje odziedziczyliśmy pewien rodzaj instyntku, sny, przeczucia... A może i więcej... Pewnie twój ojciec mówił Ci, że kiedyś zanim istoty osiedliły się w murach, mieli wrodzone intynkty. Musieli walczyć o przetrwanie, wiedzieli kiedy nadchodzi zło, mieli sny... W momencie kiedy znaleźli swoje miejsce, poczuli się tak bezpiecznie, że żaden instynkt nie był im potrzebny, więc z czasem zniknął, ale jak widać nie u wszystkich. My odziedziczyliśmy to po naszych przodkach. I jak widać z miasta czarodziei, nie na nikogo więcej... A te wielkie istoty nie chcą żebyśmy powiedzieli to komuś... Dlatego nas porwali... Teraz nikogo nie możemy ostrzec...
- Skąd oni wiedzą, że mamy ten instynt?
- Oni też go mają... Tylko jakby to powiedzieć... Czują, jak może się robić niebezpiecznie dla nich. Musieli obserwować nas jakiś czas, upewnili się, że czujemy więcej, niż powinniśmy. Dlatego nas porwali...
- Profesorze, czemu jest pan tak dotkliwie pobity?
- Nie chciałem nic im powiedzieć...
- Czemu nie próbujemy wezwać pomocy?! Pomoc...
- Neri... -przerwał mi pan Sepris - Nie ma sensu, próbowałem... To dostałem tak mocno, że dopiero teraz się obudziłem... A po za tym oni jeżdżą po obrzeżach, bo tam rzadko ktoś bywa...
Do pomieszczenia wszedł olbrzym.
- O proszę bardzo! Chłopaki! Profesorek też się obudził! - krzyknął, usłyszałam donośny śmiech z zewnątrz. - Nie masz ochoty na ucieczkę Seprisie?! - powiedział, po czym walnął profesora w twarz, nie musiał robić tego mocno, bo nauczyciel był bardzo słaby, po ciosie od razu stracił przytomność. Chciał walnąć go jeszcze raz.
- Nie! Zostaw go! - krzynęłam, wielka istota odwróciła się w moją stronę, po czym podeszła i złapała mnie za twarz.
- Co powiedziałaś? - spytał
- Głuchy jesteś?
- Ty bezczelna czarownico! - podniósł się - Ty śmiesz mi rozkazywać?! - zamachnął się i walnął mnie.Aaron.
Minął już tydzień, jak nie widziałem Neri. Codziennie przychodziłem pod szkołę, chciałem z nią porozmawiać. Myślałem, że mnie unika. Spojrzałem na drzwi wejściowe, wtedy zobaczyłem koleżankę Neri.
- Hej! - dziewczyna odwróciła się w moją stronę, podbiegłem do niej - pamiętasz mnie?
- Tak, Aaron prawda?
- Dokładnie, a Ty...
- Deneri. - przerwała mi - Coś się stało?
- Wiesz gdzie jest Neri? Chciałem z nią porozmawiać... Byłem u niej w domu pare razy, ale nikogo nie zastałem...
- Też się o nią martwie. Widziałam ją ostatnio niecały tydzień temu. Pan Sepris zawołał ją na rozmowe i od tamtego czasu jej nie ma. Szukałam profesora, ale jego też nie znalazłam, poszłam do sekretariatu tam powiedzieli mi tylko, że musiał wyjechać... Neri miała ostatnio ciężki czas, pomyślałam, że potrzebuje czasu i zrobiła sobie wolne, ale to wszystko wygląda mi podejrzanie.... Wczoraj wrócił pan Demar, ojciec Neri, poszłam do niego, ale on też nie wie gdzie ona jest. Zgłosił zaginięcie i próbuje na własną rękę się czegoś dowiedzieć... Jest strzępkiem nerwów, dwanaście lat temu stracił żonę, teraz córkę... Niepokoi mnie jeszcze jedno -zmrużyła oczy - ostatnio w szkole pojawiła się straż, chodzą, obserwują nas, nawet na lekcje wchodzą... - powiedziała ciszej.Po rozmowie z Deneri poszedłem się przejść, musiałem to wszystko przemyśleć... Musiałem ułożyć plan, a przede wszystkim znaleźć ją. Gdzie jest? Czy sraż w szkole ma coś z tym wspólnego? Czy oni wiedzą więcej niż my? Dlaczego profesor i Neri znikęli nagle? Nie wierzę w to, że ten nauczyciel gdzieś wyjechał. Te spawy łączą się w jakiś sposób.... Dowiem się w jaki, nie zostawie tego. Przez te wszystkie dni, zanim postanowiłem z nią porozmawiać, myślałem o niej, śniła mi się... Jedno przypadkowe spotkanie tak bardzo mnie zmieniło. Nie chciałem kochać nigdy, ale to jest silniejsze ode mnie... Nie panuję nad sobą, nie potrafie zapanować nawet nad swoimi myślami, które krążą wokół niej, wiercąc mi dziurę w sercu.
Neri.
Mijały dni, profesor i ja byliśmy zziębnięci i obolali. Nie wiem jak długo jechaliśmy, zanim zostaliśmy przeniesieni do podziemnej groty. Było tam przerażająco, ściany z kamienia, a w rogu był mały komin na drewno, w którym żarzyły się patyki. Tam odsłonili nam oczy i usta. Przez jakiś czas zadawali pytania, a jak nie odpowiadaliśmy wtedy nas bili. Widziałam, że profesor jest w coraz gorszym stanie, przypomniałam sobie, że czytałam kiedyś, jak można uleczyć rany czerpiąc energie z siebie. To nie do końca jest bezpieczne, bo wtedy oslabiam swój organizm, ale nie mam nic do stracenia, ja się jeszcze trzymam w miare dobrze, poza paroma sinikami, zaś oddech profesora był ledwo słyszalny. Może jak odzyska siły, wymyśli jak się stąd wydostać. Wyrównałam oddech, zamknęłam oczy i wsłuchałam się w bicie swojego serca, potem próbowałam wsłuchać się w oddech pana Seprisa, był bardzo cichy i wolny. Skupiłam się na nim, poczułam jak opadam powoli z sił, ale nie przestawałam. Słyszałam jak oddech profesora wraca do normy.
- Neri... Przestań. - Otworzyłam oczy, wtedy zobaczyłam nauczyciela, który wpatrywał się we mnie ze zdziwniem - Jak ci się to udało?
Wtedy do pomieszczenia wszedł olbrzym.
Podszedł do nas blisko i usiadł na krześle.
- Kto pierwszy...? Hm... Może dzisiaj ty - wskazał wielkim paluchem na mnie. Odpiął mi lańcuch z nóg i rąk, pociągnął mocno na krzesło i przywiązał grubym sznurem.
- No to zaczynamy. Opowiedz mi co ci się śniło. - powiedział, nachylając się nade mną.
- Nie... - dostałam w twarz.
- Mów! Co ci się śniło?!
- Nic ci nie powiem!
- Borsun! Nyr! Przynieście mi zabawki! Może dziewczyna stanie się bardziej rozmowna!
- Nie rób jej krzywdy, proszę... - powiedział profesor.
- A Ty się nie wtrącaj! - krzyknął olbrzym, podszedł i uderzył profesora z taką siłą, że walnął głową o ziemię.
Do pomieszczenia weszły jeszcze dwa olbrzymy z metalowymi przedmiotami, położyli je na podłodze koło komina.
- Miłej zabawy. - powiedział jeden z nich po czym obaj wyszli. Długi metalowy pręt wsadził w palące sie drewno w kominie. Podszedł do mnie z małym biczem. Wymachiwał nim na boki, stojąc przede mną i śmiejąc się głośno.
- Ciekawe, czy teraz będziesz tak mało mówiła. Pytam jeszcze raz, co ci się śniło?
- Nic. - zamachnął się i dostałam pierwszy cios w ramię.
Mijały minuty, było coraz gorzej. Nie wiedziałam, jak długo jeszcze wytrzymam. Później, gdy wyjął pręt z ogniska, który z gorąca był czerwony. Za każdym razem, kiedy nie odpowiedziałam, przypalał mnie. Trwało to tak długo, aż gorący kawałek metalu wrócił do swojego koloru.
- Na dzisiaj koniec, wrócę jutro. - rzucił, wchodząc.