Rozdział 10 - Czy Afrodyta się do nas uśmiechnęła?

233 14 3
                                    

- Zróbcie coś, do cholery! - krzyknęłam w stronę dzieci Apollina.

Zajmowali się Travisem przez prawie kolejny tydzień i choć rany się zagoiły, on się nie budził. Nie otwierał oczu. Nadal bezczynnie leżał, a ja się zamartwiałam coraz bardziej.

- Andrea, uspokój się... - mówił Malcolm, ale ruchem ręki go odtrąciłam.

- Czemu on nadal się nie budzi?! I nie chcę słyszeć kolejnej odpowiedzi, że nie wiecie! Jesteście lekarzami, czy nie?! Zróbcie coś, na bogów! - krzyknęłam, dając ponieść się złości.

- Andrea, ucisz się w tej chwili. Możemy go równie dobrze zostawić - pogroził mi Will Solace, a ja wytrzeszczyłam oczy.

- Żeby udowodnić, że nic się nie zmieni?! Proszę bardzo! Pokażecie tylko, że nic nie robicie! - odkrzyknęłam.

- Moore, proszę, ciszej. To nic nie da... - jęknął Connor Stoll.

Zdenerwowana obróciłam się w jego stronę.

- I ty?! Twój brat może nie żyć, a oni nic nie robią! Naprawdę, Stoll, nie masz zamiaru nic zrobić?! I ty się nazywasz jego bratem?! - Poniosły mnie emocje.

Zrobiłam to, czego nigdy nie powinnam. I czego żałowałam. Gdy tylko doszedł do mnie sens wypowiedzianych przeze mnie słów, stanęłam jak wryta.

- Ja... Connor... - jęknęłam, starając się to odkręcić.

- Ja przynamniej, w przeciwieństwie do ciebie, nie drę się na wszyskich, bezpodstawnie ich oskarżając. Zastanów się nad sobą - odparł spokojnie i się odwrócił w stronę łóżka, na którym leżał Travis.

Było mi wstyd. Czułam się tak bardzo głupio, jak prawie nigdy. Nie powinnam tego mówić. To był ogromny błąd. Nie powinny mnie ponieść emocje, nie powinnam się zdenerwować. A jednak to zrobiłam.

Tak nie postąpiłoby dziecko Ateny, pomyślałam.

Opuszczając wzrok na buty, przedarłam się przez tłum obecnych osób i ruszyłam w stronę strzelnicy.

Jak mogłam do tego dopuścić? Przecież Connor też stracił brata. Też za nim tęsknił i płakał. A ja na niego nawrzeszczałam i oskarżyłam o nie wiadomo co.

Przyspieszyłam kroku, widząc już mój cel. Przekroczyłam próg i odgoniłam ponure myśli. Chwyciłam naszyjnik i pomyślałam o łuku.

Potrzebuję go, szepnęłam w myślach.

Po chwili w dłoni trzymałam przepiękny, szary łuk. Na plecach poczułam skórzany kołczan, zawieszony przez ramię. Delikatnie go zsunęłam, przyglądając się mu. Też był szary, zupełnie jak łuk.

Podziękowałam cicho Atenie i wyjęłam jedną strzałę, naciągając cięciwę.

Skupiłam się na manekinie i puściłam. Zamrugałam szybko, widząc, że strzała powędrowała na drugi koniec pomieszczenia.

Zdenerwowana naciągnęłam kolejną strzałę i ponownie po chwili ją puściłam. Trafiła w ścianę. Rzuciłam łukiem o ziemię, ale zamiast jej dotknąć, zamienił się w naszyjnik, który na powrót znalazł się na mojej szyi.

- Cudnie! - krzyknęłam, siadając na ziemię i kryjąc twarz w dłoniach.

Travis się nie budził. Ja nie potrafiłam strzelać i na wszystkich nawrzeszczałam, obrażając ich.

Potarłam nasadę nosa, powtarzając w głowie, że jutro, kiedy się już uspokoję, poćwiczę.

Wolnym krokiem ruszyłam na plażę, licząc, że tam zaznam odrobiny spokoju. 


I will also steal your heartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz