Pieprzona obietnica [Jean x Reader]

1.9K 78 29
                                    

Zima. Śnieg. Chłodny wiatr. Lód; ah, ten pieprzony lód. Wojny na śnieżki. Palenie w kominku. Bałwany; wszędzie te pieprzone bałwany. Wigilia. Prezenty. Ubieranie choinki. Wspólna wieczerza. Cud wigilii; pieprzenie, czegoś takiego nie ma. Przedstawienia świąteczne. Wzajemne dobro; pieprzona sztuczność. Modlitwa do bogiń. Budowa igloo; pieprzone igloo. Mikołajki. Losowanie osób, którym ofiarujemy prezenty; pieprzony pech. Pierwszy płatek śniegu. Jemioła; pieprzone zielsko. Podchody w śniegu. Gra w chowanego. Picie kakao. Rysowanie palcem na szybach okalanych szronem. Jean. Pieprzony Jean.

24 grudnia

— [T.I.], chodź wreszcie, bo się spóźnimy! — krzyknęła Sasha, łapiąc przyjaciółkę za rękę. — To jest nasz możliwe że ostatni rok, gdy spędzamy razem święta, a ja nie mam zamiaru przez ciebie przegapić jedzenia! — Szatynka, na myśl o przypieczonych kartoflach oraz smażonej na głębokim tłuszczu rybie, odpłynęła. — Mniejsza, chodź. Ile masz zamiar się jeszcze na niego boczyć?!

— Całą wieczność? — Bąknęła [T.I.] znudzonym tonem. — Nie mam zamiaru wybaczać temu debilowi, to tyle — zamknęła oczy, po czym oparła się o oparcie krzesła i położyła nogi na stoliczek.

— Ale dlaczego? — Sasha zrobiła znudzoną minę, ale w jej oczach widniały iskierki zaciekawienia.

— Nie interesuj się tak, bo kociej mordki dostaniesz — mruknęła [kolor]włosa, łapiąc przyjaciółkę za nos.

— Ehh — westchnęła teatralnie — czyli będę musiała zjeść te wszystkie pyszności sama! Te pieczone ziemniaczki, barszczyk wypełniony aromatem, indyk! Ah, ten pieczony indyk! Do tego jeszcze pyszny czekoladowy pudding... Nie zapominajmy oczywiście o kompocie śliwkowym oraz wspaniałych szpinakowych naleśnikach z serem! 

[T.I] popatrzyła na Sashę z lekkim niedowierzaniem. Czy ona naprawdę sądziła, że [T.I.] skusi się na coś tak przyziemnego? Czy ona naprawdę sądziła, że dziewczyna wyjdzie z pokoju dla jakiegoś głupiego jedzenia, narażając się na jego wzrok oraz komentarze? Czy ona naprawdę sądziła, że... Brzuch [kolor]okiej wydał z siebie głośny i przeciągły dźwięk, który świadczył o tym, że dziewczyna od kilku dni nie jadła. 

— Zgoda, pójdę z tobą — przetarła oczy, a następnie wstała z krzesła i się przeciągnęła. Widząc wzrok Sashy, który mówił robisz to dla niego, wiedziałam, postanowiła, że wyjaśni wszystko dokładniej: — Jednak tylko z tego powodu, że okazja na zjedzenie tak wielu pyszności może się nie nadarzyć przez następne... 

— Nigdy — dokończyła za nią przyjaciółka, ciągnąc ją za rękę po schodach.

7 grudnia

— No przyznaj się wreszcie! — pisnęła Sasha, łapiąc Jeana za rękaw. — Masz ją, prawda?

— Nic ci nie powiem, Ziemniaczanko! — Warknął chłopak w odzewie. Był już zmęczony dziewczyną, która latała za nim od rana, byle tylko dowiedzieć się kogo wylosował.

— Jak ty mnie nazwałeś?! — krzyknęła Braus.

[T.I.] przyglądała się ze znudzeniem zaistniałej scence. Wiedziała, że intencje przyjaciółki są szczere, jednak nie rozumiała o co tyle zachodu. To przecież nieistotne czy chłopak ją wylosował, czy nie. Nawet jeśli, co to zmieni? Że niby jakieś przeznaczenie czy coś w tym stylu? [Kolor]włosa nigdy nie wierzyła w coś takiego. To, że ona go wylosowała też nic nie znaczyło. Zwykły przypadek. 

One-Shoty w Świecie TytanówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz