Porządki za karę [Levi x Reader] [1/2]

3.3K 150 96
                                    


— Więc jak, Panno Mądralińska, teraz to ci łyso, co? — Powiedział mężczyzna, wskazując na [kolor]włosą palcem.

— Och, wiadomo, Kurdupelku! Jednak podejrzewam, że i tak tobie będzie bardziej łyso, gdy zgolę ci ten durny łeb podczas snu. — Rzekła głosem pełnym kpiny.

— Nie udawaj, [T.N], takiego chojraka, bo się jeszcze na tym przeliczysz. Szczególnie, że rozmawiasz z ka-pi-ta-nem — wypowiadając ostatnią sylabę, tknął ją palcem wskazującym w mostek.

— Ackermann, tak się składa, że, czy to ci się podoba, czy nie, od tygodnia ja również jestem ka-pi-ta-nem — powtórzyła jego czyn.

Levi Ackermann oraz [T.I.] [T.N.] kłócili się w gabinecie Erwina od kilku dobrych minut, w oczekiwaniu na dowódcę. Przez ich głupi zakład na niebezpieczeństwo zostali narażeni nowicjusze podczas porannego treningu. Dlatego też Smith postanowił, że wymierzy im razem karę. Choć dla obojgu samo przebywanie w jednym pomieszczeniu było największą na świecie karą.

W końcu, w połowie ich kłótni, do pomieszczenia wszedł Erwin Smith.

— Kiedy zabiorę ci już te wszystkie środki do czystości, nie będziesz się tak szczerzył! 

— Natomiast, gdy ja rozwalę ci twoje gówniane mieczyki, może dojdzie do ciebie, że nie jesteś księżniczką!

— PRZESTAŃCIE! — ryknął Erwin wzburzonym głosem. Od razu się odwrócili w jego stronę. — Naprawdę nie mogę was zostawić chociaż na chwilę samych? Na pieprzone piętnaście minut?

— Ale to on zaczął — mruknęła [T.I.] z miną zbitego psa. — Wyżywa się na mnie, bo...

— Pieprzona Mądralińska przegrała zakład, a teraz udaje wielce pokrzywdzoną! Erwin, a ty, zamiast dać jej jakąś karę za jej niekompetencję, mianowałeś ją ostatnio kapitanem — głos Levi'a był przez cały czas opanowany, czego nie można było powiedzieć o głosie [kolor]okiej, która wręcz buzowała skrajnymi do siebie emocjami.

— Levi, zamknij swoją jadaczkę. Sam jesteś po części winny dzisiejszym zdarzeniom, więc nie masz prawa decydować o jej karze za dawne przewinienia. Szczególnie, że gdyby nie ona, nasza ostatnia misja nie za...

— Zakończyłaby się sukcesem równie dobrze, gdyby mi nie wchodziła w paradę. Jednak ta dwudziestopięciolatka sądzi, że jest lepsza od kapitana z większym doświadczeniem — kładł nacisk na to, aby w każdym kolejnym słowie znalazła się odpowiednio większa dawka jadu, która, choć ledwo zauważalna, była wyczuwalna.

[T.I.] potarła delikatnie miejsce w okolicy serca, urażona słowami Ackermanna. Czuła się upokorzona faktem, że, choć ma już dwadzieścia pięć lat, nie znalazła sobie kandydata na męża. Choć u Zwiadowców rzadkie jest aby ktoś się żenił bądź wychodził za mąż, ona czuła jakby to był wielki ambaras, szczególnie, że wszystkie jej siostry miały już co najmniej dwójkę dzieci — nawet te młodsze.

— Dowódco, pragnę zauważyć, że dzisiejsze kłopoty zostały spowodowane w głównej mierze przez Ackermanna. Fakt, mogłam mu nie proponować tego zakładu, jednak to on za wszelką cenę starał się wygrać, nawet gdy zauważył, że to może narazić nowicjuszy.

Erwin oparł się o swoje biurko, lustrując wzrokiem tę dwójkę. [T.I.] siedziała prosto z założoną nogą na nogę. Jej dłonie elegancko spoczywały na kolanach, a włosy, splecione w warkocz, spływały po ramieniu dziewczyny. Natomiast Levi był zupełnym przeciwieństwem. Usiadł rozwalony na kanapie, trzymając ramiona na jej oparciu. 

— Ech, co ja mam z wami zrobić, dzieci — westchnął, drapiąc się po nosie.

— Erwin, nie przesadzaj, jesteśmy przecież w tym samym wieku — mruknął Levi, wywracając oczyma. — To ta tutaj jest gówniarą.

One-Shoty w Świecie TytanówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz