Tego wieczoru w barze nie było tłoczno, ale jak zawsze duszno. W powietrzu unosił się zapach potu, dymu i alkoholu. Za oknem dudnił deszcz, kilkunastu wąsatych samców ukrywało się w tym miejscu. Słabe, żółte oświetlenie sprawiało, że miejsce klimatem przypominało westernowe Saloony późnym wieczorem. Barman leniwie wgapiał się w drzwi wejściowe i wyczekiwał zarobku.
-Dawaj wódkę! - Rozbudził go nieco głos kobiety stojącej przed ladą.
- Pewnie, szklankę czy butelkę? - zapytał prześmiewczo rudzielec zza baru.
-Szklanka wystarczy, zawołaj go, proszę. - powiedziała, zawieszając spojrzenie na drzwiach pod schodami prowadzącymi na piętro.
Barman rozejrzał się z lekkim niepokojem.
-Kogo? - zapytał, próbując ukryć zakłopotanie.
-Wiesz, z reguły kobiety są niegroźne, ale trafiłeś na wyjątek. - Ostrze noża subtelnie błysnęło na skrawku jej rękawa.
-Wierzę na słowo panienko, ale wciąż nie wiem kogo mam do Ciebie poprosić.
-Potrzebuję pomocy, a podobno macie tutaj eksperta od problemów nadzwyczajnych.
-Kruk... - wtrącił ktoś z boku.
Nóż błysnął w górze, krzyk powietrza ciętego stalą zwrócił uwagę kilku osób w pobliżu. Odwróciła głowę, wzrokiem podążyła za ręką, próbując dostrzec przyczynę oporu dla noża.
Po jej prawej stronie, na barowym krzesełku siedział może dwudziestoletni mężczyzna. Był średniego wzrostu, jego złote włosy wyglądały jak po epizodzie łóżkowym z huraganem. Ubrany był w czarną koszulę i czarne spodnie, a na odrobinę garbatym nosie, leniwie opierały się przyciemnione okulary. Na twarzy miał liczne zmarszczki mimiczne, które wbrew pozorom dodawały uroku jego młodej twarzy. Naostrzone kości policzkowe i subtelnie uniesiona lewa brew sprawiały, że wyglądał jeszcze bardziej intrygująco.
Przez przymrużone oczy wgapiał się z żywym zainteresowaniem w butelkę bez etykiety, prawdopodobnie bimber, który stał na barowej półce. Rudobrody barman szybko podbiegł i z cichym warknięciem schował butelkę pod pachę, rzucając wrednym spojrzeniem w kierunku mężczyzny.
-Nie rozmawiam z Tobą! - rzuciła w kierunku nieznajomego.
Mężczyzna trzymał ją za nadgarstek, silny uścisk sprawnie zablokował możliwość manewrowania nożem.
Drugą ręką podwinął rękaw jej płaszcza, zbliżył się, dziko wciągnął do płuc zapach jej perfum roztartych na zewnętrznej stronie dłoni. Zamknął oczy i przesunął po jej delikatnej skórze językiem. Miał wciąż zamknięte oczy, wyprostował się.
-Do miasta jest ponad sześć kilometrów, błoto na butach i zmęczona postawa wskazują, że drogę pokonałaś pieszo. Na zewnątrz pada deszcz, błoto na butach zdążyło zaschnąć, więc jesteś tu już jakiś czas. W powietrzu unosi się zapach deszczówki, płaszcz jest suchy, ale resztki wilgoci spod Twojego kaptura nieprzyjemnie mieszają się z zapachem panującym tutaj. Sytuację ratują natomiast Twoje perfumy, Carolina Herrera " Good Girl", bardzo subtelne. Kosztują od trzystu do czterystu złotych za flakonik, zadbana cera i nieskazitelnie gładkie usta świadczą o tym, że żyjesz na wysokim poziomie. Czuję, że trzęsie Ci się dłoń, ale masz pewny głos, nie jest to zatem strach, lecz pragnienie zemsty i gniew.
Zatrzymał się na chwilę, osunął kołnierz czarnej koszuli, przystawił rękę trzymającą nóż do swojej piersi, tuż pod obojczykiem. Cienkie pasmo krwi wyrwało się przez rankę.
-Jeżeli chcesz mnie straszyć nożem, to najpierw chociaż trochę mnie nim potnij. - Uśmiechnął się szaleńczo.
Jego oczy otworzyły się, ukazując błękitne tęczówki z żółtą, kocią heterochromią centralną.
-Zdaje się, że to mnie szukasz, żałuję jedynie, że nie smakujesz tak pięknie jak pachniesz. - Mówiąc to, zwolnił uścisk, a ręka kobiety bezwładnie opadła.
Po chwili sprawnym ruchem wyrwał barmanowi butelczynę z bimbrem i ruszył dumnie do drzwi pod schodami.
CZYTASZ
Kruk
Short StoryChoć jego imię nie jest tajemnicą, ludzie nazywają go ,,Krukiem". Spowity czernią i pewny siebie. Jego wzrok niczym wosk ze świecy zastyga w szczegółach. Błękit oczu przeszywa niczym grot strzały. Dostrzega więcej niż przeciętny człowiek, ale nie u...