Rozpiął guzik od kołnierza, delektował się widokiem, przedmieścia o tej godzinie potrafią być urzekające. Zastanawiał się ile dni życia pozostało Klarze, wiedział, że został zamieszany w coś czego nie powinien ruszać. Ciekawość była jednak jego zgubą, nie mógł się powstrzymać, musiał się tym zainteresować. Mógł wreszcie poczuć się spełnionym do czasu zakończenia "śledztwa". Wolnym krokiem szedł przez środek ulicy, nie było szansy nawet na pojedyncze auto, zamknął na moment oczy, po prostu zmierzał przed siebie bez celu. Musiał odbyć poważną rozmowę ze sobą, gdy rozmyślał nad tym jakie pytanie mógłby właściwie sobie postawić, udało mu się wychwycić dziwny szmer powietrza za jego plecami. Zatrzymał się, uśmiechnął subtelnie i nie odwracając za siebie powiedział.
-Miło mi, że dołączyłeś do mnie, chyba zacznę częściej wychodzić na spacery.
Osoba, która niemalże bezszelestnie poruszała się za nim również się zatrzymała.
-Faktycznie Twoje umiejętności imponują, wyświadcz mi tę przysługę i się nie odwracaj.
-Nie ma problemu, nie czuję takiej potrzeby, wątpię też, że Ty zdołałbyś zaimponować mojej osobie.
-Nie bądź taki pewny siebie, niestety, muszę stwierdzić, że Ci nie ufam, pozwolisz, że założę Ci opaskę na oczy?
-Zboczeniec, rzecz jasna, że pozwolę - zaśmiał się dziwacznie.
Czarny materiał otulił jego skronie, poprawił nieco opaskę upewniając się, że nic nie widzi i ruszył powoli do przodu.
-Jedwab jak sądzę, przynajmniej o mnie dbasz. Chciałbym Ci zadać kilka pytań, mogę?
-W zasadzie to nie mógłbyś, ale wzbudzasz ciekawość, więc uznaj to za gest dobrej woli, słucham?
-Załóżmy, że nazywasz się Ivan. Dlaczego mnie znalazłeś?
-Ivan, też mi imię - parsknął mężczyzna - Chcę Cię prosić żebyś odpuścił sobie zabawę w detektywa, to nie na Twój umysł, poza tym mogłoby Ci się coś stać, ludzie bywają nieobliczalni.
-Ivanek, Ivanek, nie groź. Gdybyś tylko wiedział jakim błędem był Twój brak zaufania do mnie to sam odpuściłbyś zabawę w detektywa.
Mężczyzna westchnął, Kruk poczuł jak przeszedł zza jego pleców na prawą stronę. Wychwytywał każdy możliwy szczegół z otoczenia, starał się też nie zapominać o ile oddala się od Klary.
-Ludzie mówią, że jesteś arogancki, egoistyczny i narcystyczny, nie dbasz o istotne kwestie. Jesteś postrzegany jako lekkoduch i bawidamek, uważasz, że możesz mi się przeciwstawiać dlatego, że Twoje wybujałe ego kopnęło Cię w dupę i wyleciałeś na tyle wysoko żebyś mógł zajrzeć do mojego świata przez lipko w drzwiach.
-Niezłe, to też sobie zapiszę. Żartowałem, to już wiem. Powiedz mi zatem, dlaczego kulejesz? Wypadek, a może deformacja stawu kolanowego? Niestety, nie dowiem się dopóty, dopóki nie zmacam - uśmiechnął się szeroko.
Podążali mokrą od deszczu ulicą, chociaż od jakiegoś czasu niebo było bezchmurne. Na horyzoncie była ciemność z domieszką nocnej ciszy, idealne warunki do tworzenia poezji pod gołym niebem. Szli tak ramię w ramię, bez słowa, co chwilę łapiąc spore hausty apetycznego powietrza z wonią świerków i odmoczonej ziemi. Minęło kilka minut, nie odzywali się, żadnych docinek, domysłów.
-Naprawdę Cię nie doceniłem - zagaił Ivan - Po czym poznałeś, że kuleję?
-Nie poznałem, miałem takie wrażenie, ale zadając to pytanie utwierdziłeś mnie w tym, że mam rację. Poruszasz się niemal bezszelestnie, obity gumą koniec laski, którą się podpierasz minimalnie pisnął, gdy przyspieszyłeś żeby przejść na mój bok. Oczywiście mogła to być podeszwa od butów, ale szedłeś moim tempem, zauważyłem, że krok nie zgadzałby się czasowo z owym dźwiękiem.
-Nie masz pojęcia na co chcesz się porwać, chcę Cię przestrzec, masz zbyt wartościową osobowość żeby ją tak zaprzepaścić. Ale jeżeli okażesz się wrednym kundlem, to uwierz mi, że znajdą się metody żeby Cię uśpić.
-Gdy zakładałeś opaskę poczułem intensywną woń wilgoci, byłeś zatem w piwnicy Wiktora, ponadto poczułem na skroni, że na Twoim środkowym palcu znajduje się zimny sygnet. Nie wiem jeszcze jaki ma symbol, ale mam nadzieję, że okażesz się chociaż trochę imponujący jak na pionka. Ale to bez znaczenia, nie mam nic do stracenia, mam nadzieję, że to też zapisałeś w swoim notesiku, mój domyślny przyjacielu. Chciałbym też żebyś wiedział, że wiesz o mnie tylko tyle ile pokazałem innym ludziom, nie masz gwarancji, że to nie jest sztuczna osobowość wykreowana przeze mnie żeby zwyczajnie imponować. Nie rozumiem tylko jednej, małej kwestii, która męczy mnie od kilku minut.
-Tak? - zapytał niepewnie obcy.
-Po co właściwie ta opaska, skoro i tak niczego nie ukryłeś? - zaśmiał się szaleńczo.
-Przekazałem Ci wszystko co chciałem przekazać, mam nadzieję, że okażesz się równie bystry przy podejmowaniu decyzji jak przy wychwytywaniu bezużytecznych szczegółów.
-Zdecydowanie tak. - Sięgnął ręką po opaskę, zdjął ją i wyciągnął rękę w kierunku Ivana. - Dziękuję zatem za wspólny wieczór, tym razem ja płacę za kolację, ale nie licz, że to się powtórzy. Za trzydzieści metrów jest rozwidlenie, pozwól, że ja pójdę w prawo, Ty w lewo.
-Dziękuję za poświęcony mi czas.
-Ja również.Na rozwidleniu rozeszli się w dwie strony, bez żadnych spojrzeń i zbędnych pożegnań. Obaj wiedzieli, że to nie jest ostatnie spotkanie, ale prawdopodobnie ostatnie na neutralnym gruncie.
Doskonale wiedział gdzie musi się teraz udać, musiał ułożyć sobie schemat działania, wiedział czego może się spodziewać. Pragnienie bycia krok przed przeciwnikiem było jego mechanizmem napędzającym. Szedł tak przed siebie nucąc pod nosem wymyślaną na bieżąco melodię. Ptaki buszowały na gałęziach drzew, gwiazdy leniwie migotały na niebie. Kolejny raz się nimi zachwycał. Nocną ciszę i jego rozważania przerwał dźwięk dzwoniącego telefonu. Ekran wyświetlał napis "Klara". Palcem musnął zieloną słuchawkę.-Słucham, Klaro? - zapytał uprzejmie.
-Możemy się spotkać? Zostałam sama z tym wszystkim, mam ochotę się czegoś napić, a nie chcę tego robić sama.
-Cóż, drogę do mnie znasz, Aaron zapewne zakopał swoją butlę z pędzonym przez niego rumopodobnym trunkiem, ale za barem nadal jest coś do picia.
-Będę za pół godziny.
-Klucz do pokoju jest u rudzielca, jeśli nie będzie chciał go wydać to zagroź mu kopniakiem w dupę jak tylko wrócę, to powinno rozwiązać problem, będę za godzinę, może dwie.Zakończył połączenie. Poprawił nieco fryzurę, dopiął guzik od kołnierza. Wrócił na jakiś czas do rozmowy z samym sobą, toczył poważną dyskusję w swojej głowie. Rozcięte pasmo skóry drażliwie swędziało. Wiedział, że tylko jedna osoba jest w stanie skupić jego uwagę na odpowiednich szczegółach.
-Zatem czas złożyć wizytę staremu przyjacielowi. - Uśmiech znów błysnął na jego twarzy.[...]
Jedno głośne stuknięcie w drzwi i dwa sygnały dzwonkiem okazały się być tajnym kodem. Drzwi otworzyły się na oścież, twarz Kruka rozpromieniała na widok osoby naprzeciw.
-Właź bo mi zimna do dupy nawieje, czego chcesz, jest druga w nocy - zapytał poirytowany gospodarz.
-Szanuję Twój entuzjazm, ale mógłbyś go czasem nieco ugasić. Potrzebuję porady i książkę chciałem pożyczyć.
-Słucham, w czym rzecz?
-Trafiłem na coś genialnego, ale teraz Ci nie będę opowiadał.Podszedł szybkim krokiem do szafki z książkami i zaczął szperać po tytułach
-W każdym razie - kontynuował - Potrzebuję dokładnej instrukcji jak przeprowadzić pewien rytuał, mogę na Ciebie liczyć?
-Cóż, zależnie od tego jaki - odpowiedział niepewnie.
-Równowartą wymianę, biorę tę książkę - pomachał w powietrzu "Boską Komedią".
-Co do rytuału możesz na mnie liczyć, ale książkę oddawaj, najpierw zwróć poprzednie - wygarnął gospodarz wyrywając książkę i odkładając z powrotem na szafkę.
-Dobrze, jutro o godzinie dziesiątej wieczór bądź u mnie, daj Aaronowi tę monetę - położył mały, złoty szeląg na stole - a zamknie bar.Gospodarz przytaknął głową, Kruk odwrócił się na pięcie i ruszył do drzwi, wyszedł przez nie bez słowa i zbiegł po schodach. Nie był w mieszkaniu przyjaciela dłużej niż dziesięć minut, a gdy wyszedł na zewnątrz miał wrażenie, że temperatura spadła o kilka stopni. Podrapał z niesmakiem swędzącą ranę, rozejrzał się i ruszył znów przed siebie. Rozpiął dwa guziki od koszuli, zakochany w chłodzie otoczenia, w głowie słyszał piosenkę Jamesa Browna "It's Man's Man's Man's World". Zaczął się powoli kołysać z lewej na prawą, powoli zmierzał przez siebie, sięgnął ręką do tylnej kieszeni i wyjął książkę w czarnej okładce.
W świetle latarni błysnął złoty druk "Boska Komedia" - Dante AlighieriUśmiechnął się pod nosem.
-To piękny dzień.
CZYTASZ
Kruk
Short StoryChoć jego imię nie jest tajemnicą, ludzie nazywają go ,,Krukiem". Spowity czernią i pewny siebie. Jego wzrok niczym wosk ze świecy zastyga w szczegółach. Błękit oczu przeszywa niczym grot strzały. Dostrzega więcej niż przeciętny człowiek, ale nie u...