Tulpa.

71 2 0
                                    

Drzwi od domu Wiktora wciąż były otwarte, dookoła panowała ta sama cisza, którą Klara zapamiętała podczas ostatniej wizyty w tym miejscu. Weszli do środka, Aaron zamknął drzwi, zatrzymali się i zaczęli po sobie patrzeć.
-Co teraz? - zapytał rudzielec.
-Nie wiem, nie mam pojęcia. - odpowiedział Profesor.
Kobieta poprowadziła na poddasze, towarzystwo podążyło za nią. Usiedli na podłodze i patrzyli na zmianę w siebie i w puste punkty, które każdy miał w innym miejscu. Nie odzywali się, myśleli co dalej. Gdzie on się podział? Co mógł ze sobą zrobić? Te pytania odbijały się echem w głowie trojga.
-Coś musi tu być, jasna cholera - powiedziała Klara, próbując za wszelką cenę zmobilizować siebie, oraz innych do działania.
Nagle jej wzrok zatrzymał się na przerażonym Aaronie, spojrzała w stronę w którą był skierowany jej towarzysz. Oboje w tym momencie patrzyli na Profesora, który wycinał nożem wzór na wewnętrznej stronie swojej dłoni. Jego oczy były zatrzymane w jednym punkcie, jakby kompletnie utracił świadomość, a malutki nożyk głęboko rozcinał skórę uwalniając źródełko krwi. Odłożył nóż i sięgnął do kieszeni po malutki woreczek z nieznaną zawartością. Zaczął wysypywać z podejrzanej sakiewki czarny, śmierdzący pył układając go w kształt odwróconego krzyża. Nabrał powietrza do płuc i z całych sił krzyknął - Sanguis! - po czym uderzył rozciętą stroną dłoni w skupisko czarnego pyłu w łączeniu ramion usypanego krzyża. Patrzyli na niego z przerażeniem, powoli odsuwając się do tyłu, Aaron ze strachu zdjął ciężkiego trepa z prawej nogi i chwycił jako formę "broni". Profesor osunął się bezwładnie na ziemię, twarzą do podłogi i tak zastygł.
-Co to miało być? - wyszeptała Klara.
-Nie wiem, ale zabieramy się stąd natychmiast!
Powoli podnosili się z ziemi, aby ruszyć pędem po schodach.
-Stój, zaczekaj! - złapała rudzielca za ramię i przytrzymała. - Przecież nie można go tu zostawić, do cholery.
Zniesmaczony i przerażony karzeł asekurując się kilogramowym trepem podszedł nieco bliżej starszego, siwego człowieka, który leżał bezwładnie na ziemi i obrócił go na plecy. Podskoczył i na moment uniósł bucior lekko do góry markując uderzenie, ale się zatrzymał.
-Sukinsyn ma otwarte oczy, kobieto. - wymamrotał sparaliżowany strachem.
Klara podeszła bliżej. Brązowe, ciemne oczyska wgapiały się w sufit bez ruchu. Z jego dłoni krew wciąż uciekała strużką. Człowiek ten budził respekt nawet będąc bezbronnym. Był raczej drobnym mężczyzną, pomimo siwego zarostu miał bardzo młodą twarz i ani jednej zmarszczki. Miał może sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, dość przeciętną budowę ciała, ale jego rysy twarzy sprawiały, że wyglądał przerażająco, kiedy trwał w bezruchu niczym posąg.
-Zobacz, czy jest zimny, jak się ruszy to mu przyłożę laczem i wiejemy. - wyszeptał Aaron.
-Opanuj się, żyje, chyba nawet rozumiem co właśnie zrobił. Uspokój się i usiądź obok mnie.
-Usiądź? Teraz? Ty poważna jesteś?
-Zaufaj mi, proszę. - Usiadła na podłodze przy ciele Profesora. Siedzieli w tej kompletnej niepewności, rudzielec nerwowo spoglądał na "starca" i na drogę ucieczki, a podręczny but wciąż nie znajdował się na nodze. Minęło tak kilka chwil, aż nagle ciało się poruszyło. Oczy się zamknęły, klatka piersiowa znów zaczęła się unosić, a jedyne co dało się usłyszeć to trzy oddechy ulgi.
-Jest niedaleko w pobliskim lesie, nie wiem gdzie dokładnie, ale tam musimy się kierować. - powiedział Profesor, otwierając oczy, a jedno z nich było bardzo przekrwione.
Bez słowa się podnieśli, zabrali swój bagaż podręczny, rudy karzeł zawiązał wreszcie bucior, chociaż wciąż niepewnie spoglądał w kierunku ich przewodnika. Gdy zeszli schodami w dół i zatrzymali się przy drzwiach, usłyszeli kroki po drugiej stronie.
-Policja, proszę otworzyć, a nic wam się nie stanie, każde wyjście stąd zostało obstawione, nie zmuszajcie nas do użycia środków przymusu bezpośredniego.
Popatrzyli po sobie, zgodnie pokiwali głowami i otworzyli drzwi na oścież. Kilku mężczyzn ubranych w czarne, policyjne mundury zakuło ich w kajdanki i zaprowadziło do dużego, czarnego Vana.
-Nie wiem co tu się stało i mało mnie to obchodzi, zostaliśmy poinformowani przez kobietę z sąsiedniego domu, że doszło do włamania. Na miejscu zastaliśmy was, a na poddaszu pełno krwi. - Funkcjonariusz popatrzył sugestywnie na dłoń Profesora - Ale to nie wszystko, nasi specjaliści uważają, że w piwnicy doszło do jakiegoś rytuału, a tylko wy byliście na miejscu.
-Jesteśmy tutaj, ponieważ kogoś szukamy. - odpowiedziała Klara.
-Posłuchaj, nie obchodzi mnie to, to słabe miejsce na poszukiwanie przyjaciół. Zabierzemy was do aresztu i zostaniecie tam do wyjaśnienia sprawy.
Drzwi do Vana zostały zamknięte, widzieli tylko przez wzmocnioną szybę, że ruszyli.
-Co teraz? - zapytał Aaron.
-Teraz? Nie mam pojęcia. - odpowiedział Profesor
**************************************************************
Obudził się, czuł jak krew się w nim gotuje. Puls wymierzał mu potężne ciosy w tętnicach. Wstał z ziemi, czuł narastający głód, pole widzenia wydawało się jakby ograniczone. Popatrzył przed siebie, poczuł narastającą w nim złość. Ukrył czarną książeczkę w tylnej kieszeni spodni, zaczął zdzierać z siebie czarną koszulę. A głos w jego głowie warknął "BIEGNIJ!". Zerwał się pędem, łapiąc monstrualne dawki powietrza. Biegł obijając pojedyncze krzewy, potykając się o korzenie, kilkukrotnie upadał, ale wściekłość podnosiła go na nogi.
-Jesteś już mój, wiesz? - Usłyszał to wyraźnie, jakby obok, ale nikogo tu nie było.
Biegł coraz szybciej, coraz potężniej, biegł tak kilkanaście minut. Ludzkie możliwości na pewno by na to nie pozwoliły. Zimne powietrze cięło jego twarz, nie czuł zmęczenia, nie czuł bólu. Pomimo ograniczonej widoczności udało mu się dostrzec urwisko, nie zwolnił, wyskoczył z krawędzi z całą swoją siłą pędu. Kilka metrów dalej upadł na ziemię, z zauważalnym wysiłkiem i wycieńczeniem obrócił się na plecy i próbował złapać powietrze, ale potężne zderzenie klatki piersiowej z ziemią skutecznie mu to utrudniało.
-To Ty będziesz mój. - resztkami sił wstał i ruszył w stronę karczmy z małym, ciemnym pokojem pod schodami.
**************************************************************
Minęło już kilka godzin odkąd tu trafili, dostali małą, ciasną celę z czterema pryczami i zakratowanym oknem. Wszyscy siedzieli z zawieszonym wzrokiem i wyczekiwali czegoś, czegokolwiek. Aaron położył się na pryczy, twarzą do ściany i cicho pociągał nosem.
-Ej, chłopaku, wszystko będzie w porządku, uszy do góry - zagaiła Ukrainka.
-Wiesz, po prostu boję się, że już nigdy nie zobaczę mojej ukochanej beczułki z kukułkową wódeczką.
Klara z Profesorem niezręcznie się do siebie uśmiechnęli, gdy usłyszeli o zmartwieniu swojego przyjaciela.
-Dlaczego Profesor? - zagaiła kobieta.
-Cóż, raczej przez to, że kocham książki i mam ich naprawdę wiele.
-Ale masz jakieś imię, prawda?
-Tak, ale raczej go nie używam, ponieważ brzmi dość nietypowo. Ale nazywam się Feniks, jeśli Cię to ciekawi.
-Faktycznie nietypowe. - Uśmiechnęła się nieznacznie.
Drzwi do celi się uchyliły, stanął w nich strażnik i dziwny mężczyzna z laską, którego wcześniej nie widzieli. Był średniego wzrostu, czarne włosy potężnie ściągnięte były do tyłu dużą ilością żelu. Również czarne, małe, świńskie oczka wpatrywały się w więźniów. A laska, którą się podpierał kilkukrotnie bezgłośnie opadła na ziemię, tłumiona przez gumowy czubek.
-Zbierajcie się, wasz znajomy was uniewinnił, nie chcę was tu widzieć za dziesięć minut.
Lekko zdezorientowani wyszli z budynku, podążając za mężczyzną z laską.
-Em, kim jesteś, przyjacielu i dlaczego się za nami wstawiłeś? - zapytał Feniks.
-Wiem kogo szukacie.
-A kim jesteś? - upomniała się Klara.
-Powiedzmy, że nazywam się Ivan. - Uśmiechnął się, poprawiając sygnet z wizerunkiem sztyletu.

KrukOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz