430 17 2
                                    

Słońce wejrzało przez okno do pokoju. Jego promienie wskazują miejsca, na których znajduje się cieniutka warstwa kurzu. Mój cień znajdujący się na podłodze, powtarza moje ruchy (czasem wydaje mi się, że chce mnie tylko przedrzeźniać ).

Nie mam na nic humoru, dosłownie, na nic. Wszystko wypada mi z rąk, nic mi się nie udaje. Dobrze, że Kate sprząta dzisiaj drugie piętro i nie widzi tego wszystkiego, co dzisiaj wyrabiam. Zapewne pomyślałaby, że denerwuję się przed dzisiejszym Biuletynem.

Pff... Czym właściwie się denerwować? Nie mam szans zostać jedną z kandydatek. Rzadko odwiedza mnie szczęście, jeśli branie udziału w Rywalizacji o serce księcia, bądź koronę, tak jak większość dziewczyn, można nim nazwać. A zwłaszcza w tedy, kiedy każdy wie, iż to nie będzie losowanie. Zapewne wielce uczeni doradcy króla sporządzą listę odpowiednich i godnych przebywania dziewcząt przy boku księcia. Podsumowując: nie mam czym się martwić, i tak nie zostanę wylosowana/wybrana.

Biorę ogromną drabinę i wspinam się jak najwyżej. Na półkach przesadnie ozdobionej meblościanki, w gabinecie pani Anderson, jest pełno segregatorów, teczek i pudeł z miliardami dokumentów. Zdejmuję je i przecieram półki.

Pani Anderson, Dwójka, to bardzo energiczna i perfekcyjna blondynka z prześwitującymi pasmami siwizny, która sama prowadzi okrutnie wielką firmę jubilerską. Jej dom jest gigantyczny, że oprócz mnie i Kate pracuje tu jeszcze kamerdyner i dwie pokojówki. W sumie jest nas pięcioro, jak na taką willę, to jest nas mało.

- Judy, Judy, Judy, jak cieszę się, że tu jesteś.- Do gabinetu wskoczyła niczym sarenka, Akkie, księgowa i asystentka pani Anderson; Trójka.- Kocham cię za to.

Odkładam przed chwilą zdjęte teczki i segregatory, przesuwam drabinę, aby ułatwić sobie ściąganie różnych rzeczy z kolejnych półek.

- Słuchaj, kochanie, mogłabyś mi podać tamten czerwony segregator, po twojej lewej. O tak, właśnie ten. A, i jeszcze białą teczkę, przy okazji- powiedziała nie odrywając wzroku od zielonego segregatora z napisem RACHUNKI.

Wiem, że Akkie ma lęk wysokości, ale po pewnym czasie zrobiło się to dokuczliwe, zwłaszcza dzisiaj. Spoglądam na regał, a moim oczom ukazuje się tuzin białych teczek.

- Yyyy... Którą?

Podnosi głowę, patrzy na mnie ze zdziwieniem.

- Tę z czarnym kwadratem.

Patrzę na nią oszołomiona. Teczka z czarnym kwadratem? Ona jest...po prostu, absurdalna.

Przeszukuję wszystko, by znaleźć teczkę z kwadratem! CZARNYM KWADRATEM! Natykam się na białą teczkę z czarnym kółkiem, czarnym trójkątem, czarnym krzyżykiem, czarną gwiazdką, ale nie widzę tego posolonego czarnego kwadratu!

Sięgam po ostatnią teczkę z chwilą, gdy czuję drabinę osuwającą się z pod moich nóg. Szybko łapię rękoma jedną półkę, a na innej próbuję utrzymać nogi.

Boże, Boże, Boże...

- Akkie!- wrzeszczę.

Marszczy brwi i zwraca głowę ku górze. Stoi jak słup pieprzonej soli i widocznie nie zamierza mi pomóc.

Drzwi otwierają się z trzaskiem, wlatuje Kate, a za nią pani Anderson i Neil- jej kamerdyner. Przynajmniej ktoś mi pomoże.

- Kate!

Mój sobowtór i Neil szybko podlatują do drabiny i podnoszą ją. Ledwo co się trzymam. Moje ręce są tak spocone, że ciągle ześlizgują z półki. Gdy drabina stoi pionowo i bezpiecznie, dzięki Kate, która ją przytrzymuje, schodzę na po niej zabierając ze sobą teczkę z czarnym kwadratem.  Patrzę na nią. To wszystko przez ciebie. Jak mnie zwolnią, to pożałujesz. Podrę cię, spalę, a na końcu przeprowadzę z tobą wywiad.

Jestem już na ziemi. Zerkam na Kate. Rodzice mnie zabiją. Będą załamani. Moja praca właśnie wyślizguje mi się z rąk.

Podaję teczkę Akkie.

******************************

Po całym incydencie z drabiną pani Anderson poprosiła, abym na razie nie pracowała na wysokościach.

- Prawie dostałam zawału, kiedy wrzasnęłaś. I jeszcze ten huk, wywołany przez drabinę. Na razie możesz pomyć podłogi na trzecim piętrze. Nikt tam nie powinien wchodzić.

Nie wywołuj wilka z lasu.

- Nie zwalnia mnie pani?

Pani Anderson zdejmuje okulary, a jeden kącik ust podnosi się do góry. Kręci głową.

- Nie, dlaczego miałabym to zrobić?- pyta ze zdziwieniem.

Zakłada okulary z powrotem na nos.

-Akkie, nie wracasz do pracy?

Odwraca się do nas nie świadoma, co się właściwie stało.
- Tak, tak, już idę - mówi  bez wyrazu.

Chyba nawet nie jestem na nią zdenerwowana, to była całkiem dziwnie fajna przygoda.

Nagle pani Anderson wybucha śmiechem.

Słyszałam, że śmiech jest zaraźliwy, i faktycznie tak jest, ponieważ zaczynam jej wtórować.

-  Idź dzisiaj wcześniej do domu.  Obawiasz się Biuletynu?

Potwierdzam głową, chociaż to nieprawda.

Albo tak sobie wmawiam.




********************************

Niedługo kolejna część. Zachęcam do dawania gwiazdek oraz pisania komentarzy, które są mile widziane. Zapraszam także na mojego bloga:

http://michelleetal.blogspot.com/

Dziękuję wszystkim czytającym moje "wypociny".

Niech będzie nas więcej! (Ha, ha)

Strzałka.






Wybranki |::Rywalki::|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz