Rozdział 5 - Don't panic

166 12 5
                                    

                 - Jesteś pewna, że twój tata nie będzie miał ochoty mnie zamordować przez noc? Albo związać i gdzieś wywieźć, ze względów bezpieczeństwa? – zapytał Patrick, w międzyczasie kopiąc w swojej walizce w poszukiwaniu jakiejś piżamy. Niestety nie znalazł jej i wyprostował się wzdychając cicho. Bezwiednie przeczesał włosy palcami; coś co wydawało mu się, że robił odruchowo już dużo wcześniej. – Podczas obiadu i kolacji patrzył na mnie wzrokiem, którym bez problemu wypaliłby mi dziurę w głowie, gdyby tylko to było możliwe.

                  Zaśmiał się nerwowo i odwrócił twarzą do Riley, która siedziała na łóżku ze skrzyżowanymi nogami i chichotała pod nosem.

                  - Nie bój się, nie zrobi tego. Jest po prostu trochę...zaskoczony. – spuściła wzrok i zaczęła się bawić sznurkami w spodenkach swojej piżamy. – Na pewno będzie zdystansowany i nieufny, ale to nic dziwnego. Nie codziennie w jego domu pojawia się ktoś obcy po wypadku. Martwi się po prostu.

                  - Na jego miejscu zareagowałbym tak samo. Wcale mu się nie dziwię, że mnie nie lubi.

                  - To nie tak, że cię nie lubi. – spojrzała ponownie na Patricka. – Chociaż może nie wygląda, ale kiedy się go bliżej pozna, jest zupełnie innym człowiekiem. Musi po prostu nabrać do ciebie przekonania. – uśmiechnęła się do niego ciepło.

                  Po raz kolejny w jego brzuchu pojawiło się przyjemne łaskotanie, a na twarzy zagościł delikatny rumieniec. Nie miał odwagi się do tego całkowicie przyznać, ale lubił to uczucie. Nawet bardzo.

                   Riley wstała z łóżka i powoli podeszła do Patricka, przez co jego serce niespodziewanie zaczęło bić szybciej. Spojrzał jej w oczy i wiedział, że będzie miał problem, aby oderwać od nich wzrok. Było w nich coś tak specjalnego, że gdyby mógł to wpatrywałby się w nie godzinami. Ich kolor przypominał mu księżyc w pełni; jasny, intensywnie srebrny, gdzieniegdzie znajdowały się ciemniejsze plamki; były po prostu piękne.

                    - Wierzę w to, że nawet się nie obejrzysz, a mój tato się do ciebie przekona. – zaczęła spokojnym głosem, który sprawił, że wzdłuż kręgosłupa przeszedł go przyjemny dreszcz. – Nie jesteś złym człowiekiem. Widzę to ja i moja mama, sama mi to powiedziała. A skoro ona tak uważa, to już coś znaczy. – zaśmiała się pod nosem. – Nie przejmuj się Patrick, już wystarczająco dużo masz na głowie. Ta sytuacja jest niespotykana dla nas wszystkich, ale nie brałabym do domu bez oporu kogoś, komu chociaż odrobinę nie mogłabym zaufać. Nie sprowadzałabym na moją rodzinę niebezpieczeństwa. A ty raczej nie jesteś psychopatą, który biega po lesie z siekierą. Prawda?

                     Cofnęła się o pół kroku i spojrzała na Patricka badawczo, mrużąc przy tym oczy i lekko przechylając głowę na jedną stronę. Widział, jak drgały jej usta, kiedy próbowała powstrzymać chichot.

                      - Nie, nie jestem. – odparł z uśmiechem. – Przynajmniej nie przypominam sobie. Wiesz, tak trochę mam teraz pustkę w głowie, ale nie odczuwam palącej chęci odrąbania komuś głowy.

                       Riley na te słowa roześmiała się, po czym od razu zasłoniła usta dłonią i starała się uspokoić. Patrick natomiast nie mógł zatrzymać wielkiego uśmiechu, który malował się na jego twarzy, kiedy patrzył na Riley i jej reakcję. W tamtym momencie postanowił sobie, że będzie musiał częściej ją rozśmieszać, żeby tylko usłyszeć ten cudowny, melodyjny śmiech.

                       - Teraz jestem w wiele spokojniejsza. Dziękuję. – odparła w końcu, wciąż jeszcze chichotając pod nosem. – A teraz uciekam. Dam ci spokój, bo z pewnością też chcesz się położyć. W końcu to był bardzo długi dzień. Dobranoc Patrick, śpij dobrze.

Underneath The Purple Skies | Patrick StumpOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz