~ ~

1.9K 188 13
                                    

Kilka słów na początek: to opowiadanie napisałam już dawno i było tutaj, ale robiąc poprawki przy innych stwierdziłam, że postaram się zrobić je trochę dłuższym niż pierwotnie. Mam do niego sentyment i chciałabym, żeby jednak było tutaj w tej (mam nadzieję) ulepszonej wersji

Tymczasem zapraszam na prolog




Harry nigdy nie przypuszczałby, że znajdzie się w tym miejscu oszołomiony i obolały. Miał dopiero dziewiętnaście lat, a prawdopodobnie za chwilę miał pożegnać się z tym światem. Udało mu się uciec, kiedy go postrzelili, ale wiedział, że może nie mieć na tyle siły, żeby dotrzeć do obozu, uciekał prawdopodobnie tylko odruchowo, bo przecież każdy instynktownie próbuje ocalić swoje życie, zmusił się jednak do wstania z zimnej ziemi, na której leżał i ruszył w nieznanym kierunku. Nie chciał umierać, ale równocześnie pragnął, żeby ten cały koszmar się skończył, chciał z powrotem znaleźć się w spokojnym domu, który już teraz nie znajdował się w Anglii, bo kiedy tylko dostał wezwanie do wojska, kazał swojej rodzinie wyjechać. Zrobili to, za co dziękował Bogu, bo dzięki temu wiedział, że są bezpieczni po drugiej stronie oceanu. To właśnie dla nich ostatkiem sił próbował dotrzeć do obozu, bo przecież obiecał rodzicom i siostrze, że wróci, kiedy to całe piekło się skończy. Przeczekał pewien czas, nawet nie wiedział, jak długi i teraz otaczała go ciemność w gęstym lesie, którego nie znał, bo przecież uciekając, zboczył z głównej drogi, szedł jednak przed siebie, przyciskając rękę do boku i starając się zatamować tym krwawienie, mając nadzieję, że jakimś cudem uda mu się wrócić i w obozie ktoś go opatrzy. Wydawało mu się, że gdzieś między drzewami majaczyło nikłe światło, ale Harry nie wiedział, czy było prawdziwe, czy dostawał omamów z powodu zbyt dużej utraty krwi, mimo tego ruszył w tamtym kierunku.

Love is warOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz