~ XII ~

1K 146 10
                                    

Nie macie pojęcia jak bardzo zacięłam się na tym fragmencie. Pustka, czarna dziura i dopiero teraz olśnienie 🤦‍♀️






W końcu nadszedł ten dzień, w którym Harry musiał wrócić. Nie chciał tego chyba najbardziej na świecie i to nie tylko przez Louisa i jego rodzinę, ale przede wszystkim dlatego, że nie miał ochoty wracać do piekła, o którym w ich domu zapominał. Ubrał swój mundur, który starannie zacerował mu Louis, zjadł śniadanie i pożegnał się ze wszystkimi. O ile starsze siostry szatyna wiedziały, że musiał odejść, to najmłodsze bliźniaki płakały tak, że Harry'emu samemu łamało się serce. Mimo że znał ich wszystkich tak krótko, to wiedział, że będzie bardzo za nimi tęsknił. 

Louis odprowadził go do miasteczka, zamieniając z nim jedynie kilka słów i pożegnał się. Jemu też ciężko było zostawiać Harry'ego, ale wiedział, że kiedyś to musiało nastąpić, nie miał jednak pojęcia, że to będzie bolało aż tak. Zdecydowanie myślał, że zniesie to dużo lepiej. Nie wiedział, czy powinien to zrobić, ale ostatecznie przytulił lekko żołnierza. 

– Uważaj na siebie – powiedział, starając się powstrzymać łzy cisnące mu się do oczu. Liczył jeszcze na mały, ostatni pocałunek, jednak wiedział, że tutaj nie mogli tego zrobić, byli zbyt blisko budynków i ktoś mógł ich zauważyć, mimo że nadal kryli się w cieniu drzew. 

– Mi nic nie będzie – odpowiedział Harry. – To ty na siebie uważaj i opiekuj się nimi. Mam nadzieję, że zobaczymy się jak najszybciej. 

Louis przytaknął tylko, przygryzając wargę, ale naprawdę był już na granicy płaczu. Złapał dłoń żołnierza w swoją i ścisnął lekko.

– Do zobaczenia – odezwał się i ruszył przed siebie, pozwalając, żeby ich palce stykały się ze sobą jak najdłużej. 

– Do zobaczenia, Lou – powiedział Styles, odprowadzając szatyna wzrokiem. 

Długo stał, obserwując jego oddalającą się sylwetkę, ale w końcu ruszył przez miasto do obozu, który znajdował się po jego drugiej stronie. Prawdę mówiąc, zadręczał się, że może już nigdy nie zobaczyć szatyna i jego rodziny, jednocześnie starając się wymyślić jak najlepsze kłamstwo dotyczące jego zniknięcia na tak długo. 

Kiedy tylko się w nim pojawił, wszyscy momentalnie zaczęli zadawać pytania i spędził resztę dnia, tłumacząc przełożonym, gdzie się podziewał. Starał się opowiadać całe zdarzenie jak najbardziej ogólnie, bo naprawdę nie chciał wplątywać w to Louisa i jego rodziny, a utrzymywać, że nie wie, u kogo w tym czasie przebywał, nigdy nie wiadomo, jakby mogło się to kiedyś obrócić. Utrzymywał, że ci ludzie trzymali go w jakiejś szopie, tylko dostarczając mu jedzenie i zmieniając opatrunki, tak było lepiej. 

I to wcale nie tak, że nie ucieszył się na widok swoich kolegów, ale zdecydowanie bardziej wolałby być teraz gdzieś indziej. Od razu dostał nocną wartę, a kiedy cały obóz w końcu zasnął, postanowił wykorzystać to najlepiej, jak się dało i zrobić coś, czego nie robił już od dawna. Wyciągnął z kieszeni mały ołówek i kawałek pogniecionej kartki i usiadł na ziemi, opierając się o jeden z budynków. Nie spodziewał się, żeby coś miało się wydarzyć, a potrzebował trochę światła latarni, chociaż przez kilka minut. Rozprostował kartkę na kolanie i przez chwilę zastanawiał się, co napisać, a potem słowa same zaczęły się pojawiać. Miał tyle do powiedzenia swoim bliskim, ale musiał zmieścić się na tym małym kawałku, więc starał się pisać jak najbardziej w skrócie. 

Drodzy rodzice,

Nadal jesteśmy we Francji i wybaczcie, że przez kilka tygodni się nie odzywałem, ale byłem ranny i spędziłem ten czas u najwspanialszej rodziny, do jakiej mogłem trafić. Louis i jego rodzeństwo pomogli mi wrócić do zdrowia i ręczę, że pokochalibyście ich całym sercem. Louis nawet uczył mnie w tym czasie francuskiego, ale słowo daję, to okropny język, chociaż brzmi naprawdę pięknie i romantycznie. Mam nadzieję, że jakimś zrządzeniem losu kiedyś ich poznacie, a już na pewno postaram się o to, gdy w końcu wrócę do domu. Chciałbym zobaczyć Was jak najszybciej, jednak tutaj, gdzie jestem, z dnia na dzień robi się coraz bardziej niespokojnie i pewnie niedługo będziemy musieli ruszyć na front, mam jednak nadzieję, że moje podejrzenia się nie sprawdzą i wojna wkrótce dobiegnie końca. Zakładam, że u Was wszystko w porządku i bez problemu radzicie sobie w Ameryce. Ucałujcie ode mnie Gemmę i módlcie się, żebym jak najszybciej do Was wrócił, sprowadzając jednocześnie Louisa i jego rodzinę chociaż na chwilę, żebyście mogli poznać tę cudowną rodzinę, której do końca życia będę wdzięczny za pomoc. 

Całuję Was mocno. 

Pełen nadziei na rychłe zobaczenie, 

Harry 

Złożył kartkę i wepchnął ją z powrotem do kieszeni munduru razem z ołówkiem, po czym wstał i ruszył na swoje stanowisko. Na szczęście, jak zakładał, nic przez ten czas się nie wydarzyło. Zastanawiał się tylko, jak miał teraz wysłać ten list. Oczywiście mógł skorzystać z wojskowej poczty, ale nie chciał tego robić, wiedząc, że niektóre listy były czytane, a przecież wspominał w nim o Louisie i jego rodzinie. Nie mógł ich narażać przez jeden głupi kawałek papieru. 

Love is warOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz