III - Dobrze ci radzę, nie wchodź mi więcej w drogę

1.8K 81 21
                                    

- Kim ty jesteś?! - Wycedził wściekle przez zęby. Jego lewa ręka zazgrzytała zaciskając się mocniej na broni.

    
     Moje zamarznięte od deszczu dłonie mają problem ze stabilnym utrzymaniem pistoletów. Nikt nie zamierza odpuścić. Robiąc kolejny krok rozbrzmiał grzmot.

- Kimś kto by nie chybił strzału - odpowiedziałam z przekąsem. Zacisnęłam zęby czując narastającą złość. Jakim cudem można to było zepsuć?! Nieruchomy cel, który jeszcze nie wie, że ktoś na niego poluje?!

- Urocze. Głupia blondyneczka myśli, że mając broń ma czelność mnie obrażać - powiedział po dłuższej chwili. Mogę przysiąc, iż na jego twarzy pojawił się drwiący uśmieszek. Kiedyś może to i wyprowadziłoby mnie z równowagi. Zaczęliśmy robić coraz mniejsze koło. - Odłóż te zabaweczki, bo jeszcze coś sobie zrobisz.

- Jakim cudem nie zastrzeliłeś go?! - puściłam jego wypowiedź mimo uszu. Kolejne uderzenie pioruna. - Księżniczka zauważyła, że jej się lakier zdarł czy fryzurka zepsuła? - najpierw powiedz, potem pomyśl. Gratulację Diano. Na oko może dzieliło nas półtora metra. Nigdy w życiu nie miałam czyjejś lufy tak blisko siebie. 

- Sama widzisz jaka jest pogoda - odparł przez prawie zaciśnięte, wąskie usta. Najwyraźniej musiałam go bardzo zdenerwować. To się nie skończy dobrze... oj bardzo, bardzo źle. Sama miałam problemy z ustabilizowaniem strzału, ale bez przesady. Co za kretyn stoi kiedy aż tak wieje? - Dobrze ci radzę, nie wchodź mi więcej w drogę - zmarszczył brwi.

- Ze wzajemnością - lewy kącik moich ust powędrował do góry.

     Sprawnie zrobiłam przejście w tył ze zmianą wytrącając mu broń za pomocą prawej nogi. Oddałam dwa naprzemienne strzały. Osłonił się bioniczną ręką idąc w moją stronę. Cholera, zapomniałam o niej. Przeciwnik ze wściekłością w oczach wymierzył we mnie lewy sierpowy. Zdając sobie sprawę, że to metalowa ręka, zamiast zablokować cios szybko odskoczyłam i wykonałam kopnięcie z pół obrotu. Na moje nieszczęście chwycił moją nogę i boleśnie ją wykręcił przez co upadłam plecami na mokry beton. Przy kontakcie z podłożem niechcący wypuściłam moje Glock 19. Widząc nadciągającą pięść przeturlałam się w bok i chwiejnie wstałam. Zablokowałam z trudem jego prawy prosty i kolejne serie uderzeń. W końcu między atakami udało mi się wychwycić lukę, którą wykorzystałam. Wykonałam przewrót w tył po mój pistolet. Przez zmęczenie ciężko było w jednej chwili wycelować w przeciwnika przy okazji prostując się. Był zbyt blisko, więc chciałam odskoczyć w tył... No właśnie - chciałam. Niefortunnie potknęłam się o coś i nacisnęłam spust. Na moje nieszczęście strzeliłam w niebo. Krótka analiza sytuacji po czym uchyliłam się przed ciosem. Na kuckach przeskoczyłam w lewo. Sprawnie obróciłam broń w rękach i wyprostowałam się. Spróbowałam uderzyć Agenta Hydry rękojeścią, jednak zablokował mój cios wytrącając moją jedyną deskę ratunku. Nie mając wyboru przyjęłam pozycję obronną. Z każdą kolejną pięścią czułam, że tracę siły. Będąc już zmęczona ciągłą postawą defensywną, nie zauważyłam kiedy kopnął mnie w brzuch. Uderzyłam z impetem w ścianę i zaczęłam łapczywie oddychać.

- Dałem ci wybór! - Wykrzyczał idąc w moją stronę powolnym krokiem. 

     Jego zrobotyzowana część ciała charakterystycznie zaszczękała. Błyski piorunów spaczały mi obraz, a każdy ich huk sprawiał krótkotrwały, ale za to bardzo intensywny ból głowy. Widząc, że się zbliża, postanowiłam ignorować boleści w korpusie. Kucnęłam ze spuszczoną głową udając, że nie mam już siły walczyć. W rzeczywistości sięgnęłam po lekko ukruszoną cegłę. Kiedy stanął w końcu przede mną zerwałam się na równe nogi i wycelowałam w jego głowę. Uchylił się. Jaki on ma refleks... Błyskawicznie złapał mnie za szyję wyprostowaną, lewą ręką i przygwoździł do budynku. W jego oczach płonęła czysta nienawiść. Coraz ciężej było mi wciągnąć jakiekolwiek powietrze. Moimi zmarzniętymi i zdartymi dłońmi trzymałam go za metalowy nadgarstek. Zamknęłam powieki zdając sobie sprawę, iż nie mam siły, aby cokolwiek mu zrobić. Łapiąc bardzo płytkie i szybkie oddechy poczułam, że uścisk nagle nie narasta na sile. Kolejny grzmot, kolejny przeszywający ból głowy. Ledwo oddychałam, ale jednak. Po dłuższej chwili rozsunęłam kurtynę rzęs. Szatyn nieobecnym wzrokiem patrzył mi w oczy. Jego niebieskie tęczówki błyszczały pod wpływem błyskawic. Prawie niezauważalnie luzował chwyt, aby po chwili równie niezauważalnie go zacisnąć. Czy on prowadzi konflikt sam ze sobą? Powoli zatapiałam się w głębi jego pustego spojrzenia. Ból ogarniający moje ciało dał się we znaki. Moja piekąca klatka piersiowa nie wytrzymywała nieregularnych oddechów. Resztką sił próbowałam sięgnąć za pasek po nóż. Oponent nagle wrócił do świata żywych. Bioniczna ręka zazgrzytała, a ja widząc już ciemne plamy przejechałam przeciwnikowi ostrzem po brzuchu. Puścił mnie i zrobił kilka kroków w tył. Runęłam na kolana odzyskując świadomość. Do moich uszu docierały grzmoty, szum deszczu, wulgaryzmy pod nosem i syreny. Chwiejnie wstałam spoglądając na mężczyznę. Trzymał się za ranę prawą dłonią, a lewą sięgał po MAC-10, który leżał prawie obok niego. Wyczerpana, tak szybko na ile pozwało mi ciało potruchtałam po mojego Glock 19, który był może cztery metry ode mnie przy okazji chowając nóż myśliwski. Dźwięk policji narastał. Dobywając broni obróciłam się w stronę gdzie powinien stać mój niedoszły morderca, ale już go tam nie było. Z przerażeniem w oczach rozejrzałam się dookoła. Pusto. Jakby nic tu nie zaszło. Ze zdziwienia wyrwał mnie błysk na niebie. W panice odszukałam wzrokiem mój drugi pistolet. Podbiegłam do niego i jak najszybciej postanowiłam się ulotnić z tego zaułku. Nie mam zamiaru jechać radiowozem.

Proditor | Bucky Barnes »PL« | 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz