Rozdział 13

186 19 3
                                    

Beatrice skrzywiła się ponownie, gdy przechyliła do przodu głowę. Alicja myła jej plecy najdelikatniej jak potrafiła. Nadal jednak każdy ruch sprawiał jej ból, choć już nie tak dojmujący jak miesiąc wcześniej.

Dopiero dziś lekarz zgodził się ją wypuścić do domu. Nie chciała jednak pokazać się mężowi i dziecku w stanie w jakim była w szpitalu. Poprosiła zatem przyjaciółkę, aby pomogła jej się przygotować na wyjście.

- No, dobra. Teraz wstajemy – powiedziała raźnie Alicja, łapiąc mnie pod pachami i pomagając się podnieść. Denerwowało ją czasami, że wszyscy wokół udają, iż nie widzą mojego stanu. Dziś jednak postanowiła to zignorować. Za bardzo się cieszyła z tego, że będzie znów w swoim domu, by się na kogokolwiek obrażać.

Powoli wyszła z kabiny przy pomocy przyjaciółki. Gdy się ubrała, czuła jakby przybyły w niej nowe siły. Usiadła na łóżku, które zajmowała przez ostatnie tygodnie i rozejrzała się wokół. Ten pokój nie przywoływał tylko przykrych i trudnych wspomnieć. Były też i te dobre, jak choćby zapoznanie się z jej ojcem. Nigdy nie sądziła, że uda się jej go poznać. Okazało się, że to cudowny człowiek. Nie pochwalała tego, że była dziełem romansu, jednak z drugiej strony, gdyby nie to, jej by w ogóle nie było na świecie. I tylko dlatego, była w stanie wybaczyć takie zachowanie ojcu.

Przez długie godziny rozmawiali o swoim życiu. Po rozwodzie, ojciec już nigdy więcej się nie ożenił. Nie miał też dzieci, poza nią. Może dlatego, skakał wokół niej i swojego nowego wnuka – od razu zakochał się w Danielu – zupełnie jakby jego świat nagle stał się pełny. Z uśmiechem przyglądała się, jak bawi małego, gdy tylko przynosił go William. Teraz będą wszyscy w jej domu. Tak, pragnęła jak najszybciej wrócić do miejsca w którym była szczęśliwa.

- Wszystko dobrze? Bee, dobrze się czujesz?

Pytanie Alicji wyrwało ją z zadumy w jaką popadła. Posłała przyjaciółce szczery uśmiech.

- Tak. Chcę jak najszybciej opuścić szpital. Pragnę już być w domu, we własnym łóżku.

- To rozumiem – roześmiała się Alicja, pomagając Bei wstać i założyć płaszcz. Było chłodno, a ona musiała teraz szczególnie dbać o zdrowie.

Gdy tylko wyszły na zewnątrz szpitala, na parkingu czekał już zaparkowany samochód Morgan. Kobieta stała oparta o maskę swojego czerwonego mercedesa, z założonymi rękoma. Ubrana była w długi granatowy płaszcz i elegancki kapelusz. Wyglądała niesamowicie i doskonale o tym wiedziała. Mężczyźni przechodzący obok oglądali się za nią. Morgan z krzywym uśmiechem na idealnie wykrojonych ustach, gdy tylko je zobaczyła odepchnęła się od maski i otworzyła tylnie drzwi.

- Wsiadaj, królewno. Pora zawieźć cię do twojego królestwa – oparła żartobliwie.

- Dzisiaj robisz za mojego stangreta? – zaśmiała się.

- Wolę określenie szofer, ale niech ci będzie. Dziś ty tu rządzisz.

Rozbawiona, Beatrice wsiadła ostrożnie do środka, lekko się krzywiąc. Wzięła jednak kilka oddechów i oparłszy się wygodnie na siedzeniu, zamknęła oczy.

- Jeszcze chwila, skarbie i będziesz u siebie – szepnęła Alicja, siadając obok niej.

- Wytrzymam. Po prostu jeszcze mnie trochę boli – wyznała w końcu.

- Trzeba było powiedzieć. Przecież dostałaś leki – obruszyła się Morgan z przedniego siedzenia.

- Nie chcę być na razie otumaniona. Chcę zobaczyć mój dom, męża i dziecko – powiedziała twardo.

Czas uciekaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz