Rozdział 10

190 18 1
                                    

Wpatrzony w monitor podtrzymujący życie odmawiał modlitwę, tak jak każdego dnia od trzech tygodni. Bał się odwrócić wzrok. Jeśli by to zrobił, a serce Bei przestałoby bić? Zerknął na wychudzoną, bladą twarz ukochanej żony.

Skupił uwagę ponownie na falistej linii. W końcu przetarł dłonią zmęczoną twarz. Odkąd pojawił się w szpitalu te kilka tygodni temu, nie golił się i spał zaledwie po kilka godzin, budzony niezmiennie tym samym koszmarem – pogrzebem Beatrice.

Po raz kolejny zwrócił wzrok na tak zmienioną twarz kobiety. Była taka wychudzona i blada. Tak bardzo chciał przekazać jej siłę do walki. Zgodził się bez wahania na jej operację, jednak kiedy nie obudziła się z narkozy pogrążając w śpiączce, coraz częściej myślał, że może skazał swoją ukochaną na powolną śmierć.

Do pokoju weszła pielęgniarka, która niezmiennie patrzyła na niego z troską. Starsza kobieta, pewnie wiele widziała i nie robiło już na niej takiego wrażenia, a jednak mimo to się martwiła. Tak jak od kilku tygodni, sprawdziła wszystkie parametry życiowe Bei, poprawiła poduszkę, kołdrę oraz kroplówki, po czym przed wyjściem ścisnęła pocieszająco jego ramię. Ten wyraz wsparcia dodał mu otuchy bardziej, niż jakiekolwiek słowa.

Gdy po raz kolejny otworzyły się drzwi, weszła do pokoju Cloe. Posłała mu mały uśmiech nim usiadła obok.

- Will, musisz wrócić do domu – powiedziała. Nie ona pierwsza go na to namawiała. Już miał jej odpowiedzieć, że nie potrzebuje więcej, niż kilka godzin w pustym teraz domu, gdy dodała – Matka Bei postanowiła przypuścić szturm. Chce zabrać Daniela. Beatrice teraz nie pomożesz, ale możesz zrobić coś dla waszego synka.

- Słucham? - spojrzał na siostrę z czystym niedowierzaniem. - Nie pojawiła się nawet raz u chorej córki, a chce zabrać dziecko, które tak naprawdę ma w nosie?!

- Mnie nie musisz tego mówić. Ona jest bardzo zdeterminowana. Sama Morgan i jej genialny umysł tu już nie wystarczą. Musisz tam być, Williamie. Musisz walczyć też za Beę - powiedziała dobitnie, spoglądając na pogrążoną wciąż we śnie kobietę. - Będę tutaj siedzieć na zmianę z rodzicami i Ester. Ty, załatw ostatecznie tego babsztyla.

Zrozpaczony spojrzał na żonę. Wiedział, co powinien zrobić jednak tak trudno mu było podnieść się i wyjść z tego pokoju. Potrzebował go jednak ich syn. Wstał, pocałował chłodny policzek Beatrice i uścisnąwszy mocno siostrę, ruszył do wyjścia.

W rekordowym czasie dotarł do domu. Od razu dostrzegł rozklekotaną toyotę teściowej. Wpadł do domu i usłyszał jej wrzaski oraz płacz Daniela. W środku bitwy pomiędzy Morgan i Milgred stała Alicja z zrozpaczonym dzieckiem. Podszedłem do niej i przejąłem syna, który od razu się do mnie przytulił, a jego płacz zaczął powoli cichnąć.

- Przyszłaś zapytać o samopoczucie córki i wnuka? - zapytał lodowatym głosem.

- Nie. Przyszłam zabrać mojego wnuka. Beatrice nie jest w stanie się nim zajmować. Każdy sąd mi go przyzna - odparła z wyższością. William czuł się niczym chory człowiek. Nie rozumiał, jak można aż tak nienawidzić własnego dziecka, by życzyć mu jak najgorzej.

- Wynoś się stąd - powiedział spokojnie. - Spotkamy się w sądzie i nie licz na taryfę ulgową.

- Jeszcze zobaczysz, że zostaniesz z niczym - warknęła wściekle Milgred i wyszła z jego domu trzaskając drzwiami.

Will, usiadł na krześle, kołysząc wciąż niespokojnego Dana. Był wyczerpany i tylko siłą woli trzymał jeszcze oczy otwarte. Poczuł w pewnym momencie dłoń na ramieniu. Spojrzał w górę i zobaczył zmartwioną twarz Alicji.

Czas uciekaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz