Ak. 6 - wiara Yuseia i nauka jazdy

23 6 0
                                    

Następnego dnia oczywiście przyjechałam do niego. 'Nie wykręcę się już.' pomyślałam. W sumie to była i obietnica, i coś... co i tak mnie czeka. Nie ważne, jakbym miała się wykręcać. Gdy weszłam do budynku, zobaczyłam, że mężczyzna był już przygotowany i na mnie czekał. Pięknie się uśmiechnął, patrząc na mnie.

– Cześć. – powiedział. Zobaczyłam, że w jednej dłoni trzymał sznurówki od rolek. Wiedziałam już, na co się zanosi. 

Zapewne widział mnie przez okno. Westchnęłam:

- Na rolkach też jeszcze nie jeździłam. – powiedziałam.

- Nie dlatego je wziąłem. – wyjaśnił. – Przecież dopiero mam cię nauczyć.

Uśmiechnął się. Zrobiłam, jak chciał. Siadłam na krześle i ubrałam wrotki z jego pomocą. Później jeszcze długo nie chciałam wstać z krzesła. Trzymałam się oparcia.

- No, chodź! Julia! Nie możesz się poddać. – motywował mnie.

Kucnął naprzeciwko mnie tak, że nasze oczy były na równej wysokości. Zaczął:

- Nie robię tego jako twój chłopak ani nauczyciel, ani ktokolwiek inny. Robię to jako twój przyjaciel. Wierzę w ciebie, wszyscy w ciebie wierzą – Jack, Crow, Rari, wszystkie dzieci i każdy znajomy mój, i ich. Czy myślisz, że kazałbym ci zrobić coś, czego nie możesz? Uda ci się, na pewno. – mówił.

Wygrał, to wygrało. Puściłam się siedzenia i chwyciłam dłoń faceta. Azjata wstał i szybko pociągnął mnie do góry, stawiając mnie do pionu. Tracąc tarcie, wjechałam w niego. On cicho zachichotał. Odszedł do tyłu i pociągnął mnie za ręce. Znowu do niego podjechałam. Wyszliśmy na dwór. Trwał kolejny upalny dzień. Na niebie było parę chmur, ale nic nie wskazywało na to, że będzie padać. Słońce mocno grzało. Przypomniałam sobie, jak się jeździło. Przesunęłam stopę do tyłu, przez co kółka kręciły się szybciej i wyjechałam do przodu. W pewnej chwili się zachwiałam. Ale facet mnie uchronił przed upadkiem.

- Nie bój się. - powiedział. - Ze mną nie upadniesz. A nawet jeśli to ja pójdę z tobą.

W końcu Yusei puszczał mnie na chwilę i ja musiałam do niego doskakiwać. W pewnej chwili puścił mnie całkowicie. Wyciągnęłam ręce przed siebie, szykując się do upadku. Ale on powiedział:

- Julia, nie myśl o tym. Myśl o mnie. Spójrz na mnie. Chodź do mnie.

Uspokoiłam się. Kiedyś musiałam się tego nauczyć. Nie myślałam o tym. Spojrzałam chłopakowi w oczy. Uśmiechnął się do mnie. Podjechałam do niego, lecz nie udało mi się na tyle podejść. Jednak za każdym razem gdy byłam blisko niego, on odchodził jeszcze dalej. Był na wyciągnięcie ręki, a jednak był daleko. W jednym momencie zawzięłam się i przyspieszyłam, jadąc szybko przed siebie. Starszy chłopak w końcu wyciągnął do mnie rękę. Gdy ja wyciągnęłam do niego dłoń, on złapał mnie i mocno pociągnął do siebie. Przewrócił się, a ja poszłam za nim. Kiedy już leżeliśmy, wyciągnął spode mnie rękę i objął mnie, przyciskając moje ciało do siebie. Jednak ja tak nie mogłam. Podniosłam się na rękach i spojrzałam chłopakowi w twarz.

- O mój Boże, nic ci się nie stało? - zapytałam, prawie krzycząc.

Lecz on tylko się uśmiechnął i pokręcił głową. Wiedziałam, że go boli, a jednak był spokojny. Mi się prawie nic nie stało. Martwiłam się o niego. Patrząc gdzieś w górę, powiedział:

- Chcę buzi. - z jego ust wypłynęła dziecięca prośba.

Nie miałam siły się z nim kłócić. Nasze usta się lekko zetknęły, gdy na Yuseiu spoczął delikatny pocałunek. Ale na tym się nie skończyło. Motocyklista objął mnie ręką za szyją i przycisnął moją głowę do swoich warg, zatapiając się w moich. Wzięłam krótki wdech. Chłopak, korzystając z okazji, polizał moją górną wargę i włożył mi język do ust, dotykając mojego podniebienia i zębów. Po chwili też wyciągnęłam język i zaczęłam badać jego jamę ustną. Zamruczał z zadowoleniem. Po jakimś czasie odkleił się ode mnie. Spojrzałam mu w oczy.

Mój kumpel, YuseiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz