#0 - do widzenia, Tyler

441 57 57
                                    

połączenie przychodzące od: nieznany numer

H-halo? – głos wydaje się być nie tylko zasmucony, ale i przerażony. 

Tak? – odpowiada mu cisza przez parę długich sekund. Już ma się rozłączać, kiedy coś mu przerywa. A raczej ktoś. 

J-ja nie m-mam już s-siły... – ciągłe jąkanie utrudnia zrozumienie słów.

– Proszę? To chyba pomyłka? – marszczy czoło, niewiele rozumiejąc z tego, co się właśnie dzieje. Kolejna długa przerwa. Cisza przedłuża się przez kolejne chwile i znowu zaczyna rozważać przerwanie tej rozmowy. 

J-ja... p-przepraszam. Myślałem, że... n-nieważne... –  wyczuwa, że mężczyzna zaraz się rozłączy. Zapala się czerwona lampka. Nie może na to pozwolić. Coś jest nie tak. 

Nie, poczekaj. Co się stało? – wtrąca się w ostatnim momencie. 

– N-nic. 

Przecież słyszę, że coś jest nie tak. Jak masz na imię? – nie zamierza ustąpić, słysząc w tonie głosu drugiego nutkę rozpaczy. A może i desperacji? Postanawia nieco zboczyć z tematu, chociaż nie wie, co robi. Pierwszy raz jest w takiej sytuacji. 

Josh. – dostaje w odpowiedzi.

 Jestem Tyler. – mówi po chwili, starając się przybrać jak najbardziej przyjazny ton głosu. – Hej. 

C-cześć. – mamrocze pod nosem, a jego stres było wyczuć nawet przez telefon.

Więc... Josh... Co to za telefon? O co chodzi? Na co nie masz siły? – dopytuje się, bo wraz z tą rozmową poczuł się odpowiedzialny za niego. A to nie zdarzało mu się często. 

Nieważne. – ta odpowiedź jest zdecydowanie za szybka, aby była prawdziwa. – Nie chcę o tym mówić. – dodaje po namyśle, uprzedzając myśli. 

Rozumiem. Ale zawsze lepiej się komuś wyżalić, a chyba całkowicie obca osoba jest do tego idealna. Nigdy się nie poznamy, więc czego się obawiasz? Nie wyśmieję cię, a skoro ma ci to pomóc... – powoli plącze się w swoich słowach, co zdarzało mu się jeszcze rzadziej. Gdzie się podziała jego pewność siebie? 

Nie w-wiem, czy t-to dobry p-pomysł... – słyszane zwątpienie daje mu motywację do tego, aby to kontynuować. 

No dawaj, co ci szkodzi. Nie pojawią się żadne plotki ani nic takiego. Może to i zabrzmi dziwnie, ale możesz mi zaufać. Chyba lepiej się wygadać obcemu niż rodzinie? 

N-nie wiem... – wahanie nie zraża go. Zamierza walczyć o swoje.

Ale skoro dzwoniłeś, to posunę się do stwierdzenia, że chciałeś dodzwonić się do telefonu zaufania czy coś takiego. Więc jednak zależało ci na czymś takim. A czy robi ci różnicę to, czy rozmawiasz z wykwalifikowaną osobą czy jakimś przypadkowym chłopakiem?

–  Boję się, Tyler. – wtrąca mu się w słowo. – Chcę to skończyć. To już nie ma sensu. – szloch po drugiej stronie mrozi krew w żyłach. Podobnie jak odwaga w jego głosie w trakcie mówienia o kończeniu tego. Nie trzeba było długo myśleć nad tym, co dokładnie chciał zakończyć.

Kogo się boisz? – pyta dociekliwie. 

Ja... M-mojego ojca. On... bije mnie... – pauza, w trakcie której pojawia się kolejny szloch. – R-robi mi k-krzywdę... W-wykorzystuje mnie...

Wiesz, że powinieneś to gdzieś zgłosić? – stwierdza, starając się zachować zimną krew. 

N-nie... O-on mnie zabije... I m-mamę... I moje rodzeństwo... –  stałe pociąganie nosem uniemożliwia mu złożenie zdania w spójną całość.

Oni ci pomogą, zamkną go, nie zrobi ci już krzywdy. – kontynuuje, czując się coraz gorzej z tym, że miał właśnie do czynienia z coraz częstszym przypadkiem przemocy domowej i zastraszaniem. 

N-nikt mi nie m-może pomóc. – wykłóca się, ale jego głos dalej jest tak samo pusty i pozbawiony nadziei jak na początku. – T-tylko ja... m-mogę to skończyć... 

To nie jest wyjście. Twojej rodzinie będzie jeszcze ciężej, musisz pokazać im, że jesteś silny. Musisz to zgłosić, nie możesz pozwolić mu na coś takiego. Przerwij to. – emocje powoli zaczynają mu się udzielać i z każdą kolejną sekundą coraz bardziej się denerwuje, mimo że nie zna go. A przynajmniej tak mu się wydaje, ale skąd miałby to wiedzieć? 

Nie wiesz, jak to jest. Nie wiesz, jak to żyć w ciągłym stresie, bać się własnego ojca... 

Okej, nie wiem. Ale wiem, że nie musi to się tak skończyć. Powiedz mi, jak się nazywasz i gdzie mieszkasz, sam się tym zajmę... – proponuje naiwnie, jakby ten miał mu rzeczywiście to zdradzić.

Do widzenia, Tyler.

połączenie zakończone


  ~*~*~*~*~*~*~*~  

I oto wracam po przerwie. Może na początek parę słów wyjaśnień: nie, rozdziały nie będą tak wyglądać. To miało być coś na kształt wprowadzenia, chaos i ogólny brak zrozumienia były zaplanowane, przepraszam, jeśli to utrudniało czytanie. Przyznaję, że zaczęcie tego było dla mnie najtrudniejsze, ale kolejne rozdziały będą już "normalne" i będzie mi się jej łatwiej pisało, więc będą pojawiały się częściej. Jeśli to miałoby pocieszyć czy coś. 

Kto tęsknił chociaż troszkę? 

i hope i see you // joshlerWhere stories live. Discover now