#4 - Josh, kocham Cię

188 21 9
                                    

Stał oparty o ogrodzenie szkolne, czekając na swoją siostrę. Wzrok miał wbity w ziemię, aby przypadkiem uniknąć spojrzeń wychodzących nastolatków, którzy nie zawsze byli tak przychylni w kwestii nie tylko jego wizerunku, ale także całej rodziny. Był świadomy tego, że wszyscy od Dunów byli szykanowani i poniżani, co go cholernie bolało, bo nie umiał nic z tym zrobić.

Patrzcie na tego pedała z fioletowymi włosami! – usłyszał, na co skrzywił się. Czy naprawdę musiał reagować tak na komentarze od piętnastolatków? Czy musiał być tak wrażliwy i delikatny? Cholera, przecież był dorosły!

Westchnął ciężko i kopnął kamień, walcząc z pokusą ucieczki. Gdzie ta cała Abigail? Był świadomy tego, że mocno się spóźnił, bo o całą godzinę lekcyjną, ale kiedyś umówili się, że ona i tak będzie na niego czekała w takich przypadkach. Minuty mijały, a on coraz bardziej zaczynał się martwić. Może sprawy zaszły za daleko i podzieliła jego los z czasów szkolnych? Zamknęli ją w łazience? Albo jest u pielęgniarki po tym, jak została pobita? A może w końcu nie wytrzymała i jest u psychologa szkolnego?

Josh! – piskliwy głos przerwał jego przemyślenia, na co odruchowo podniósł swój wzrok, by ujrzeć czerwoną ze złości brązowowłosą dziewczynę z dwoma warkoczami.

Abigail, przepraszam cię... ja... – zaczął się tłumaczyć, kiedy tylko do niej podszedł, ale ta przerwała mu gestem ręki.

Ile razy można się spóźniać? Co takiego niby robisz, że zawsze przychodzisz po czasie? Nic! Czy naprawdę musisz być aż tak beznadziejny, aby chociaż jednej rzeczy nie móc dobrze zrobić? Czy odebranie mnie ze szkoły jest tak trudne? Albo może Ty jesteś takim skończonym idiotą? – nie przestawała na niego krzyczeć, przywołując spojrzenia rówieśników. Josh poczuł, jak w oczach wzbierają mu się łzy, a na twarzy robi się coraz bledszy. – Gdybyś jeszcze gdzieś pracował, to bym zrozumiała, ale nie! Ty nic nie robisz! Nawet do roboty nie pójdziesz, żeby pomóc mamie! – z każdym kolejnym jej słowem czuł się coraz gorzej. Nie dlatego, że własna siostra mieszała z błotem na oczach tylu osób.

Dlatego, że miała rację.

Możemy już wracać? – odezwał się cicho, jakby nieco lękliwie. Nie bał się jej, ale nie chciał jej jeszcze bardziej rozzłościć. Spodziewał się tego, że zaraz jej to przejdzie i wszystko pójdzie w zapomniane. Teraz jedynie musiał zacisnąć zęby i zignorować to, jak dotkliwie go zraniła najmłodsza siostra.

Abigail nie odpowiedziała na jego prośbę, co Josh wziął za niemą zgodę. Przygryzł wargę, zaciskając obie dłonie na czekoladzie, którą kupił dla niej. Nie wiedział, czy to dobra pora, aby ją jej wręczać, więc póki co powstrzymał się. Tak, gdyby zamierzała mu nawrzucać, że jeszcze chce ją utuczyć.

Wszystko dobrze? – zapytał po chwili, kiedy zniknęli za rogiem szkoły. Chciał jakoś rozładować tę atmosferę, mimo że wiedział, że nie miało to być za łatwe wyzwanie.

A co Ciebie to interesuje? Teraz? Boże, Josh, czy możesz przestać mnie tak denerwować? – odwarknęła i zacisnęła mocniej dłoń na ramieniu swojego plecaka.

Daj mi to, mogę ją ponieść za Ciebie – zaproponował, łapiąc za jej torbę.

Och, jeszcze Cię wzięło na bycie uprzejmym? Trzeba się było nie spóźniać godzinę! Teraz to się możesz wypchać, a nie litować nade mną – pacnęła go w zmarzniętą dłoń, na co mężczyzna znowu ciężko westchnął.

Widząc, w jakim stanie jest Abigail, postanowił ostatecznie wcale się nie odzywać, aż do momentu dotarcia do domu. Ich ojca znowu nie było, co go do końca nie zdziwiło, a już na pewno nie tak, jak nieobecność ich matki. Dopiero po wejściu do kuchni zauważył kartkę z jej pochyłym pismem, gdzie było wyjaśnione, że poszła na zakupy. Pierwszy raz od paru godzin odetchnął z ulgą, zdjął swoją kurtkę i odwiesił ją na krześle, po czym ruszył po schodach do swojego pokoju, gdzie w końcu mógł nieco ochłonąć.

~*~

Nie minęły dwie godziny, kiedy jego żołądek zaczął upominać się o jedzenie. Uświadomił sobie, że jeszcze dzisiaj nic nie jadł. Zwlekł się z łóżka, starając się zignorować nagłe zawroty głowy. Zszedł do kuchni w poszukiwaniu czegokolwiek zjadliwego, ale ku swojemu niezadowoleniu zauważył Abigail, która właśnie odrabiała lekcje przy stole. W jej pokoju dzielonym z Ashley nie było na to miejsca, a jako ta młodsza musiała sama sobie radzić i szukać innych wyjść z tej sytuacji.

Abigail oczywiście od razu go zauważyła, ale póki co się nie odzywała, więc może złość na niego jej przeszła, a przynajmniej taką nadzieję miał Josh.

Po wydobyciu jogurtu, którego termin miał wiele do życzenia, usiadł przy stole, naprzeciwko swojej siostry. Darował sobie rozpoczynanie jakiejkolwiek rozmowy i po prostu zajął się jedzeniem, nie rzucając choćby krótkiego spojrzenia w jej stronę.

Josh? – usłyszał po paru minutach i podniósł wzrok znad kubeczka jogurtu.

Hm? – spytał, unosząc brew.

Przepraszam cię za tamtą sytuację pod szkołą... – zarumieniła się, bawiąc się nerwowo długopisem. – Pokłóciłam się z Lizzie, na dodatek chyba oblałam matmę i byłam zła na siebie... Nie miałam tego na myśli... no wiesz... – wymamrotała niezbyt wyraźnie. Mimo to Josh wszystko zrozumiał i nawet uśmiechnął się lekko.

Nic się nie stało, nie martw się – skłamał i nagle przypomniał sobie o jego małym prezencie. – Mam coś dla ciebie – zaczął i sięgnął do kieszeni swojej bluzy kangurki, z której wyciągnął mleczną czekoladę. Kątem oka zauważył, jak oczy Abigail zabłyszczały się na ten widok. – Proszę – podał jej smakołyk z szerokim uśmiechem.

Jejku, Josh! – pisnęła ze szczęścia i aż poderwała się z krzesła, aby przytulić go w wdzięcznym geście.

Przez to, że w ich rodzinie zawsze brakowało pieniędzy, nie mogli pozwalać sobie na takie udogodnienia, jak słodycze, a co dopiero czekolada. Ich matka czasami przynosiła im jakieś cukierki albo owoce, które i tak były dla nich rzadkością. A czekolada pojawiała się w ich domu tak rzadko, że czasami zdarzało im się już zapominać jej smak. Dlatego też mężczyzna nie dziwił się, dlaczego Abigail była taka szczęśliwa. Na jej miejscu zareagowałby tak samo.

Nie musiałeś, jeju – powiedziała zakłopotana, siedząc na jego kolanach. Josh trzymał ją mocno wokół talii i tulił do siebie, uśmiechając się delikatnie. – Byłam dla Ciebie taka niemiła i... jeju, Josh, kocham Cię – pocałowała go w policzek, na co ten wybuchnął śmiechem. Nic tak go nie cieszyło jak radość jego rodzeństwa, bo tego akurat im w życiu zawsze brakowało, bardziej nawet niż pieniędzy.

Ja Ciebie też – odpowiedział i zmierzwił jej brązowe włosy, które w świetle słonecznym wpadały w odcień rudości.

Abigail bez zawahania zajęła się otwieraniem prezentu. Towarzyszyła jej przy tym ekscytacja niemalże jak przy odpakowywaniu świątecznych prezentów, nawet jeśli znała zawartość tego. Połamała czekoladę na małe kawałki i podzieliła się z bratem, który podziękował jej uprzejmie. Spodziewał się, że dziewczyna nie zje jej od razu sama, bo byli nauczeni dzielenia się wszystkim, niemniej jednak sam też miał niemałą radochę z tego, że mógł i on spróbować tej całej czekolady i nie został pominięty. Ba, chwilę potem Abigail zawoła Jordana i Ashley, z którymi również się podzieliła, największy kawałek zostawiając dla ich mamy.

Niestety, ich radość minęła szybko, kiedy to w drzwiach frontowych stanął ojciec.

~*~*~*~*~*~*~*~

Wszelkie zasługi dla najlepszej aveplague, która podsunęła mi pomysł na ten rozdział! Muszę przyznać, że straciłam nieco ochotę i motywację do tej książki, ale teraz postaram się to nieco nadrobić. Niczego nie mogę obiecywać, ale skoro udało mi się wybrnąć z miejsca, to może coś z tego wyjdzie.

i hope i see you // joshlerWhere stories live. Discover now