#1 - waniliową latte

355 44 25
                                    

Przenikliwe i niedające spokoju promienie słońca nie dawały spokoju Tylerowi, który w myślach przeklinał to, że nie założył rolet w oknach. Na dodatek światło odbijało się w lustrze od jego szafy, potęgując nieprzyjemne uczucie i ostatecznie zmuszając go do tego, aby otworzył oczy, kiedy przewracanie się na drugi bok nie dawało żadnej różnicy. 

Nie wydawał się być zaskoczony, gdy wzrokiem napotkał kobiecą sylwetkę przykrytą jego kołdrą. Uśmiechnął się lekko na wspomnienie poprzedniej nocy. Piekące plecy i wiele sinych śladów na ciele brunetki jedynie upewniły go w przekonaniu, że nie powinien żałować poprzedniej nocy. Co prawda nie znał jej imienia i w ogóle nie wiedział, jakim cudem wylądowali w łóżku, ale czy to było ważne? 

Na razie jedynym, co nie dawało mu spokoju, było nieustające pragnienie, przez które ostatecznie podniósł się z materaca. Ubrał na siebie bieliznę i udał do kuchni, by tam za jednym razem opróżnić dwie szklanki wody z kranu. Godzina na zegarku kuchennym nie była zbyt przyjazna, za godzinę powinien być w pracy, a tymczasem w swoim łóżku gościł jakąś obcą kobietę, podczas gdy jego czekało jeszcze pół godziny jazdy komunikacją miejską. 

Czasami naprawdę szczerze nienawidził siebie za to, gdzie się teraz znajdował - w marnej kawalerce, z jeszcze marniejszymi zarobkami i równie marnymi, fałszywymi znajomymi. Nieraz przyłapywał się nawet na myśleniu o tym, że jego przeszłość wcale nie była taka zła, w porównaniu z tym, co miał teraz. Bo mimo że nie wyobrażał sobie wtedy kilku dni bez jakichkolwiek narkotyków, wspominał te czasy jako szczęśliwe. Nie musiał martwić się o nic z wyjątkiem tego, jak zorganizuje sobie działkę na jutro. Niby żyć nie umierać, ale to on wylądował na oiomie po przedawkowaniu heroiny, całkowicie sam, bo domniemani przyjaciele zostawili go, kiedy tylko zwęszyli policję. Był wtedy gówniarzem, za którego rodzice dalej go uważali, choć wyszedł już z tego - ale jak przecież mógł się dać wciągnąć w coś podobnego? Przez to odwrócili się od niego. Rozumiał to i pogodził się z tym, bo nawet nie próbował już odnawiać kontaktu. Wiedział, że schrzanił po całości i nie było sposobu, jak to wytłumaczyć lub zadośćuczynić. Ot, pozostawało mu wieść życie wyrzutka, do którego się już przyzwyczaił.

Ale przynajmniej nie sypiał z byle kim, o czym przekonał się, kiedy tylko w progu kuchni pojawiła się dziewczyna owinięta samym prześcieradłem z burzą czarnych, gęstych włosów. Głębokie spojrzenie prawie czarnych oczu ukryte było pod rzędem długich, hebanowych rzęs. Jej blada skóra pokryta była wieloma siniakami i malinkami, wydatne wargi dalej były napuchnięte od wielu pocałunków, ale nadal wyglądała pięknie, a przynajmniej według Tylera.

Za piętnaście minut wychodzę, zbieraj się lepiej – odpowiedział, włączając ekspres do kawy. 

Co? – spytała zaskoczona kobieta, będąc najwyraźniej zbyt zaspaną, aby pojąć sytuację, w jakiej się znajdowała.

To, co słyszałaś. Głucha jesteś? – mruknął, wpatrując się w kolorowy kubek, na którym widniało jego zdjęcie z dzieciństwa. Jedyna pamiątka, jaka została mu po rodzinnym domu. Po rodzinie. 

Och. Oczywiście – prychnęła, nie kryjąc się ze swoją wściekłością. Tyler jedynie podążył za nią wzrokiem, kiedy zbierała swoje ubrania z podłogi w kuchni, po czym zniknęła za drzwiami łazienki. 

Problemem Tylera było podejście do innych ludzi. Od najmłodszych lat szufladkował wszystkich na różne możliwe sposoby i przez to też był stosunkowo oschły w stosunku do kobiet. Nie był gejem, ale nie przepadał za ich obecnością - po prostu. Irytowały go doszukiwaniem się problemu w każdym miejscu, mimo że sam niejednokrotnie tak robił. Nie potrafił z nimi rozmawiać i ostatecznie kończyło się na jednorazowych przygodach, w trakcie których nie zdołał poznać choćby imienia wybranki. 

Co poradzić, mimo odwyku dalej zachował parę typowych zachowań z przeszłości i nie miał na to żadnego wpływu. Był tego świadomy, a dźwięk zatrzaśniętych drzwi wyjściowych tylko podkreślił ten fakt. Wzruszył ramionami i nalał sobie kawy, po czym schylił się po swoje spodnie leżące pod stołem, z których wyciągnął swój telefon. Po przejrzeniu social mediów dopił swoją kawę i wrócił do swojego pokoju, aby wziąć ubrania i pójść pod prysznic. 

Jazda do pracy nie była niczym przyjemnym, ale niewiele mógł na to poradzić. Z taką pracą mógł co najwyżej pomarzyć o kupnie własnego samochodu, tak więc ostatecznie siedział w autobusie z wzrokiem wbitym przed siebie. A przynajmniej do momentu, kiedy to jakiś dzieciak siedzący za nim niespodziewanie pociągnął go za włosy. Wyrwany z letargu Tyler odwrócił się i zmroził dziecko swoim wzrokiem, na co to prawie od razu przytuliło się do swojej matki. Ta oczywiście nie raczyła przeprosić za to, a jedynie wyraziła swoją dezaprobatę po tym, kiedy mężczyzna bezpardonowo przeklął. Na całe szczęście dojeżdżał już do swojego przystanku, więc mógł zostawić tamtą dwójkę i zapomnieć o tym, że prawdopodobnie stracił połowę włosów.

Odetchnął cicho, gdy tylko do jego nosa dotarł intensywny, charakterystyczny i tak uwielbiany przez niego zapach kawy. Ta od zawsze była jego słabością, nie wyobrażał sobie bez niej poranka czy popołudnia - dokładnie tak, jakby zielsko próbował zastąpić kofeiną. A może coś w tym było? Mimo że jego praca nie była spełnieniem marzeń, czuł się tutaj dobrze i nie zamierzał zmieniać pracy jeszcze przez długi czas. Ubrał pospiesznie zielony fartuszek i stanął za ladą, zmieniając swojego poprzednika. Rozejrzał się po lokalu, z przyjemnością zauważając, że ruch był jeszcze mały, dzięki czemu nie miał dużo do robienia. 

W trakcie, kiedy on przecierał blaty i ustawiał kubeczki, pojawiło się może dziesięcioro klientów, co jak na standardy było niewiele, bo było to samo centrum miasta. Był rok szkolny, więc nawet dzieciaki nie były w stanie tutaj zawitać, siedząc na lekcjach. Dlatego też zmiana Tylera mijała leniwie, bo co to dla niego przygotowanie paru kaw? 

Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – zapytał uprzejmym tonem fioletowowłosego mężczyznę, mniej więcej w jego wieku. 

Poproszę... – wpatrywał się w kartę menu, chociaż jego wzrok pozostawał nieruchomy. Tyler od zawsze wnikliwie obserwował swoich klientów, bo to wydawało mu się najciekawsze w tej pracy. Poznawanie coraz to nowszych typów ludzi, przyglądanie się temu, jak codziennie zamawiali to samo. Tego mężczyzny jednak nie kojarzył chociażby z widzenia. – J-ja... – zająknął się, przygryzając niepewnie dolną wargę. 

Może zaproponuję karmelowe frappuccino? Albo karmelowe macchiato? Te mrożone jest równie wybitne   –  uśmiechnął się delikatnie, nie mogąc wyzbyć się wrażenia, że tylko stresuje drugiego. – Jeżeli nie przepada pan za kawami, osobiście polecam gorącą czekoladę albo herbaty, szczególnie smakowe – wskazał na pokaźną listę oferowanych napojów. 

Waniliową latte – odrzekł w końcu, dalej nie przenosząc wzroku znad karty. 

Dobrze. Mogę poprosić pana imię? – poprosił, sięgając po papierowy kubek. 

Josh – Tyler szybko zanotował markerem słowo, nie będąc w stanie przypomnieć sobie rozmowy sprzed paru miesięcy. 


    ~*~*~*~*~*~*~*~    

Proszę mnie nie bić za nieobecność, życie mi się sypało trochę i nie byłam w stanie myśleć o wattpadzie. Jednocześnie nie radzę też robić sobie nadzieję na moje regularne pisanie. Not today, old fren, przykro mi, ale nie umiem w życie. 

i hope i see you // joshlerWhere stories live. Discover now