Ocknęłam się w dziwnej bańce. Byłam goła. Dookoła bańki było niebo. Byłam jakby w niebie... Umarłam? Ale jak mogłam umrzeć przez jakiegoś faceta, który miał macki? Czyba, że mnie udusił... Nie. Nie mogłam umrzeć. Czy mogłam?
Zaczęłam walić pięściami w powierzchnię bańki. Nic. Waliłam ile sił w rękach. Gdy się już zmęczyłam zobaczyłam, że w jednym miejscu bańka miała delikatną rysę. Odwrucilam się i kopnęłam w to miejsce z całej siły. Bańka pękła. Zaczęłam spadać.
Nagle coś złapało mnie w talii i pociągnęło do góry.
- Kim jesteś?
Spojrzałam do góry i zobaczyłam chłopaka ze skrzydłami nietoperza. Miał czarno-zielone włosy i duże, zielone oczy.
- Ja... -zaczęłam niepewnie, bo czułam się nie komfortowo jak chłopak patrzył na mnie gdy byłam goła- Jestem Amber...
-Śliczne imię, ja jestem Josh.
Zaczęłam opowiadać Josh'owi moją historię i nie uwierzycie! Ten mężczyzna, który zaatakował mnie w parku to był jego OJCIEC. Byłam mega zdziwiona.
- Zaniosę Cię do mojego domu i zajmę się tobą... - powiedział chłopak
Gdy Josh tak ,,kołysał" mną w ciągu lotu szybko zasnęłam.
Obudziłam się na wielkim łóżku (nadal naga). Obok mnie (trochę za blisko) leżał Josh, znaczy prawie się do mie przytulał... Odsunęłam się i spadłam z łużka. Byliśmy w wielkiej sypialni, a łużko z każdej strony było zakryte baldachimem. Wyszłam z pokoju i ruszyłam korytarzem. Na końcu zobaczyłam schody. Zeszłam na duł. W kuchni ktoś coś robił.
- Dzień dobry- powiedzialam podchodząc do drzwi- Mogę w czymś pomóc?
Weszłam do kuchni i zobaczyłam wysoką kobietę. Kobieta ubrana była w długą suknię i fartuch. Robiła śniadanie. Miała długie blond włosy i skrzydła motyla.
- Witaj słoneczko- powedziała nie odwracając się- Co chcesz na śniadanie?
- Nie jestem głodna... Mogłabym prosić o jakieś ubranie?
Kobieta odwróciła się, a jej niebieskie oczy przeszyły mnie dosłownie na wylot. Wzdrygnęłam się.
- Nie.
- Dlaczego?- starałam się odpowiedzieć najgrzeczniej jak potrafiłam.
- Musimy określić kim będziesz...
- A kim mogę być?
- Możesz albo pracować w wojsku, albo założyć z moim synem rodzinę... a warunkiem jest, żebyście mieli co najmniej setkę dzieci...
Zakręciło mi się w głowie i straciłam przytomność...
- Amber? Amber?! AMBER?!- usłuszałm ciepły głos Josh'a
- C-co się stało?
Josh pomógł mi wstać i podał kanapkę z zielonym serem. Nie smakowało aż tak źle na jakie wyglądało.
- Wybacz mojej mamie... jest szurnięta.
- Ile ty masz lat?!- spytałam
- 15.
- 15.- powiedziałam
Josh zaproponował mi, żebyśmy poszli na miasto znaleźć mi jakieś ubrania i skrzydła. Tak skrzydła. Nie miałam ochoty pytać Go o co chdzi z tymi skrzydłami, ale miałam złe przeczucia.
Gdy wyszliśmy z domu oniemiałam z zachwytu. Wszędzie w powietzru latały małe wysepki. Na tych wysepkach były: domy, bloki, sklepy i centra handlowe.
CZYTASZ
Życie jak w NIEBIE
Cerita PendekPS. Jeśli chcesz się dowiedzieć coś o tej opowieści to ją przeczytaj a nie czytaj opis... (xd)