Przyszpilony do ściany tuż przy Wielkiej Sali, mógł tylko mrugać i oddychać. Czuł ból w całym ciele, choć był pewien, że wcześniej w nic nie uderzył. Przed twarzą widział tylko uśmiechniętego wyłącznie ustami młodego Riddle'a, który z satysfakcją błyszczącą w martwych, czerwonych oczach patrzył, jak z trudem oddycha. Młoda postać odziana w garnitur co jakiś czas zatrzymywała się w swoich krążeniach wokół swojej ofiary i była to okazja dla Harry'ego, by podziwiać urodę młodego czarnoksiężnika, który nawet anioła byłby zdolny skłonić do grzechu.
W pewnej chwili zatrzymał się i stanął tuż przed nim, arogancko wpychając ręce do kieszeni. Pochylił się w przód, prawie dotykając nosem tego należącego do Chłopca, Który Przeżył i zapatrzył się w zielone oczy, których kolor zaczynał niknąć.
– Nie uwolnisz się od długu – szepnął mu do ucha i lekko potrząsnął, śmiejąc się.
***
Obudził się gwałtownie, zlany potem. Trzęsącymi się dłońmi otarł twarz z resztek snu i odsunął kotary łóżka. Oddech drżał, a serce waliło tak głośno, że miał wrażenie, że zaraz wszystkich pobudzi. Na miękkich nogach zsunął się z łóżka i ostrożnie stąpając przeszedł do łazienki. Tam przemył twarz lodowatą wodą i przyjrzał się samemu sobie. Cera blada, jakby od wieków nie widziała słońca, kilka drobnych blizn; skóra naciągnięta na kości, żadnych śladów jakiejkolwiek ekspresji uczuć; puste, matowe, zielone oczy, których kolor zaczynał blednąć, zbliżając się do bieli – potwór, nie człowiek. Zamknął oczy, wykonał kilka głębokich wdechów i oparł czoło o zimną taflę lustra.
Po kilku chwilach odsunął się i spojrzał w oczy swojemu odbiciu. Zaczęła narastać w nim złość, za to, że tyle lat spędził, marnując życie na ucieczce. Złość, że zawiódł wszystkich, którzy pokładali w nim nadzieję na lepsze jutro. I bezsilność, bo już nie mógł tego cofnąć. A ta wyblakła zieleń tylko z niego szydziła. Chciał ją zmazać, pobrudzić ciepłą krwią. Wziął zamach i uderzył w szkło. Raz, drugi, piąty. Fragmenty spadły do umywalki, a lustro pokryte było pajęczynką złożoną z pęknięć i krwi.
Niejako napawając się widokiem, który stworzył, stał tam kilka chwil po czym wyszedł i wrócił do dormitorium, nim którykolwiek z jego współlokatorów mógł go zobaczyć.
***
Obrona Przed Czarną Magią, jedna z lepszych lekcji w tej szkole i jedna z tych, w których często brał udział. Jednak nie dzisiaj, a był świetny temat – patronus. Był prawie nieprzytomny, bolała go głowa, a białe światło, które wydobywało się z niektórych różdżek jego kolegów przyprawiało o pieczenie oczu.
Przetarł twarz dłońmi, zostawiając w okolicach nosa trochę zaschniętej krwi z rozciętej lustrem ręki i rozejrzał się. Kilka osób stworzyło cielesnego patronusa, głównie ci, którzy znani byli z tego, że jak się uprą, to już koniec, czyli powiedzmy taka panna Granger czy pan Weasley. Było też kilka innych osób, ale ich nie rozpoznawał.
– Panie Potter! – usłyszał nagle głos nauczyciela tuż obok siebie. – Może pora zabrać się do pracy?
Niechętnie się podniósł i przeszedł na środek specjalnie powiększonej sali. Wszyscy się zatrzymali, jakby byli zszokowani tym, że cokolwiek zamierza zrobić. Leniwie wyciągnął z szat różdźkę i niemrawo wypowiedział inkantację. Z patyka wypłynęła srebrna wić, z której uformował się feniks. Zdziwił się, był przyzwyczajony do jelenia, a zmiana nie powinna zajść, przynajmniej nie tak późno.
Srebrny ptak przysiadł na jego barku i wydał z siebie skrzek. To było dziwne, praktycznie nie możliwe, patronusy to duchy pewnego sortu, nie wydają z siebie odgłosów. Ptak spojrzał na niego i zniknął, wpierw robiąc kilka okrążeń wokół klasy. Starał się zachować kamienną twarz, ale w środku się cały trząsł, prawdopodobnie z przerażenia. Chciał wyjść, jak najszybciej, chciał porozmawiać z Feliksem, już nie mógł tak dłużej. Nie zważając na wzrok innych, usiadł w ławce i ukrył twarz w dłoniach, zamknął oczy i zaczął w głowie powtarzać uspokajającą formułkę. Czuł się, jakby powoli się rozsypywał w proch, tak, jak miałoby stać się tego wieczoru.
***
– Feniks, symbol odrodzenia, przemiany i odnowy – rzucił ciemnowłosy chłopak stojący przy barierce na Wieży Astronomicznej. – Kto by się spodziewał.
Odwrócił się w jego stronę i Harry mógł podziwiać to, co tak uwielbiał w nim – srebrne oczy, kręcone, brązowe włosy, rozwiane przez wieczorny wiatr. T-shirt z logiem jakiegoś zespołu, czarne spodnie i trampki, tak jak go zapamiętał. Cienie, które go okrywały jak płaszcz. Nic się nie zmieniło.
– Mieliśmy porozmawiać wczoraj, ale pomyślałem, że to wciąż za wcześnie – powiedział, gdy oboje oparli się o barierkę, wpatrując się w koniec zachodu słońca nad Czarnym Jeziorem. – Rada mogłaby coś zacząć podejrzewać, a chcę cię w końcu odzyskać.
Uśmiechnął się na myśl o powrocie do Meksyku, do małego domu nad Zatoką Meksykańską. Przypomniał sobie, jak tam wpadł te sześć lat temu, gdy już goniło go pół świata. Wyczarował sobie pergamin i pióro i zapisał tą myśl.
– Tak, pamiętam jak się poznaliśmy – zaśmiał się cicho srebrnooki. – Miałeś jedenaście lat, a na karku policję z połowy świata. Myślałeś, że dom jest pusty, wpadłeś jak burza. Pamiętam, że najpierw nie umiałem cię znaleźć, a byłeś w kuchni. Nie pamiętam, jak to się stało, ale zamieszkałeś ze mną i się zaczęło. Ukrywanie przed Radą, prawem i Zakonem. Nigdy mi nie powiedziałeś, skąd jesteś, dlaczego uciekasz. Aż do ostatniej nocy...
Oboje posmutnieli, nie chcieli rozpamiętywać tej feralnej nocy, gdy rada go w końcu znalazła. Jak Harry spędził całą noc na opowiadaniu wszystkiego – o Zakonie, o przestępstwie, o swojej przeszłości. Do cholery, miał tylko piętnaście lat! Całe życie przed sobą, a zmarnował je w najgorszy sposób. Na jego szczęście Rada była łaskawa, odebrała mu tylko duszę i pozostawiła na śmierć. A później dowiedział się, że wyroku dokona Carter, więc starał się ukryć. Z Felixem spotkał się tylko raz później, tuż przed wyjazdem do Hogwartu, na te kilka ostatnich miesięcy, krótszych niż liczył, ale wciąż. Wtedy dowiedział się, dlaczego tyle lat ukrywał się przed Radą.
Spędzili wspólnie kilka godzin, później odszedł. Wrócił do dormitorium, psychicznie szykując się na te kilkanaście ostatnich godzin. Na te sto ostatnich sekund.
^^^^^
Poszło... szybko. Znacznie krócej niż ostatnio. Pozostał mi tylko jeden rozdział i epilog. Mam nadzieję, że już wkrótce spotkamy się tam :)
[976 słów z notką na koniec]
CZYTASZ
Zielone Oczy || H.P. »𝚏𝚒𝚗𝚒𝚜𝚑𝚎𝚍«
أدب الهواة𝚝𝚘𝚖 𝚙𝚒𝚎𝚛𝚠𝚜𝚣𝚢 𝚝𝚛𝚢𝚕𝚘𝚐𝚒𝚒 〷〷〷 Gdy Harry Potter nie zjawia się na swoim pierwszym roku w Hogwarcie, świat czarodziejów zamiera, nikt nie wie gdzie on jest. Poszukiwania szybko umierają, a sam szukany nie daje nawet znaku życia. Świat p...