Rozdział 2

39 6 10
                                    


Obudziłem się w środku nocy. Nie wiem, dlaczego, tak jakoś po prostu. W pokoju panowała ciemność, więc by nie budzić Seda nie zapalałem światła.

Po ciemku założyłem czarną bluzę i spodnie w tym samym kolorze. Uważając, by nie zaskrzypiały drzwi wymknąłem się z pomieszczenia.

Nie wydając żadnego dźwięku kierowałem się do dobrze znanego mi miejsca. Łazienka dla dziewcząt, która znajdowała się na końcu korytarza, była powszechnie lubiana, gdyż tylko u niej można było bez problemu wymknąć się z ośrodka.

Wszedłem na jedną z umywalek i bez problemu wdrapałem się na parapet od okna, które umieszczone było tuż pod sufitem. Wyjąłem parę krat i prześlizgnąłem się przez nie na zewnątrz.

Wyprostowałem się i nabrałem chłodnego powietrza do swoich płuc. Robiłem tak za każdym razem, gdy jakimś cudem udawało mi się opuścić to wstrętne miejsce. Zupełnie jakbym w ten właśnie sposób odcinał się od demonów ośrodka. Jakbym całe swoje cierpienie zostawiał za jego murami.

Założyłem kaptur na głowę i ruszyłem przed siebie. Nie miałem obranego celu swojej podróży, po prostu szedłem przed siebie i myślałem.

I myślałem.

Myślałem o tym, co może być jutro.

Myślałem o tym, jak będzie, gdy będę wolny.

Myślałem nad tym, czy demony opuszczą mnie tak samo, jak ja opuszczę to miejsce.

Gówno prawda. Przeszłość zawsze pozostaje z nami. Większym lub mniejszym stopniu, ale zostaje. Każdy nasz błąd gdzieś tam się zapisuje i niesie swoje konsekwencje w przyszłości.

Niektórzy powiedzą, że to karma, inni, że to „efekt motyla". Ja wyznaje teorię, że są ludzie, którzy mają więcej szczęścia niż pozostali.

Do ludzi, którzy mają go mniej zaliczam się ja. Pff ja wręcz mogę się nazwać pechowcem.

Myślicie sobie teraz, że jestem pieprzonym pesymistą, ale spójrzcie na to z mojej perspektywy. Nastolatek niesłusznie osądzony, a konsekwencje tej tragicznej pomyłki ponosi do dziś. Dlaczego?

Może to brak dowodów? Może to brak szczęścia?

Wiele razy się nad tym zastanawiałem, ale nigdy nie udało mi się uzyskać tej jednej, satysfakcjonującej odpowiedzi.

Zaślepiony swoimi myślami nawet nie zauważyłem, kiedy wszedłem na ulicę.

Ostre światła reflektorów zalśniły w moich oczach, a pisk opon i głośne trąbienie rozbrzmiewały mi w uszach przez dłuższą chwile.

Samochód zatrzymał się niecały metr ode mnie. Uniosłem wzrok i gdy dojrzałem kobietę w średnim wieku, która kierowała się w moją stroną puściłem się biegiem przez najbliższe uliczki i podwórka.

Nie potrzebowałem jej pomocy, a wnioskując po jej wyrazie twarzy ową pomoc, by mi zaoferowała. Jeszcze zawiozłaby mnie do szpitala lub, co gorsza wezwałaby policję. Jeszcze tego by mi brakowało, by dzień przed zwolnieniem dostać się na komisariat. Nawet wolę nie myśleć, co by się wtedy stało.

Zatrzymałem się w jakimś zaułku i spróbowałem jakoś uspokoić oddech. Wyciągnąłem telefon, by sprawdzić godzinę. Dochodziła pierwsza. Chowając przedmiot do kieszeni rozejrzałem się w celu wychwycenia choćby najmniejszego, znajomego szczegółu, który poinformował mnie gdzie się znajduję.

Studiowałem wzrokiem każde drzewo, krzaczek, czy nawet graffiti , aż wreszcie znalazłem. Niedaleko mnie stał wrak po spalonym aucie z lat siedemdziesiątych.

JedenaścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz