Rozdział 2

251 28 2
                                    

Stanford Ford Pines


Dzieciaki są u nas już trzeci dzień. Dipper znalazł jakąś pracę, póki tutaj siedzi, uważa, że nie może siedzieć i nic nie robić. Mabel ciągle wychodzi z Cuksą i Grendą albo bawi się z dziećmi Nabokiego, a ja nie mam co robić. Postanowiłem więc udać się do lasu, aby po prostu się rozejrzeć. Poprawiłem okulary i kolejna godzinę chodziłem po lesie. Już wiem, zerknę czy z posągiem wszystko dobrze. Szybko się tam udałem i doznałem szoku. Pomnik był rozkruszony, a drzewo i krzak obok spalone. Otworzyłem szeroko oczy i podbiegłem bliżej. Co tu się stało? Jakiś wandal? Może zwykły piorun? Mam nadzieję. Mimo wszystko teraz muszę być ostrożny... Lepiej nikogo tym nie martwić, jeśli Bill wrócił... Nie. Nie powinienem o tym nawet myśleć, został zniszczony. Przetarłem twarz i zawróciłem. W domu zrobiłem obiad i usiałem z bratem do stołu. Czekaliśmy jeszcze na bratanków, którzy po chwili wrócili. Mabel rozanielona po spotkaniu z przyjaciółkami, a Dipper Lekko uśmiechający się, po pracy. Szkoda mi go, zawsze miał problemy z kontaktami międzyludzkimi. Nie chodzi o to, że jest niemiły, czy dziwny, jest bardzo miły i sympatyczny, ale po prostu był niepewny siebie i wstydliwy, nie umiał utrzymać tematu. Złapałem widelec i nawinąłem na niego spaghetti. Tak jak myślałem, dzieciaki od razu po objedzie wybiegły.


Bill Cipher


Siedziałem na tronie w wymiarze Nightmare Realm, gdy poczułem nagłe ukłucie, a do moich stóp podbiegł demoniczny jaszczur.  Spojrzałem na niego, a on podał mi cząsteczkę, której tak potrzebowałem, na którą tyle czekałem. Otworzyłem szeroko oko i zaśmiałem się głośno, wstając.

- Nareszcie! W końcu, w końcu się rozrośniemy! Dano mi szansę, na podbój wymiaru, w którym ma forma została spalona!- Wrzasnąłem z tryumfem w głosie.- Czekajcie na mnie, wrócę z nowym miejscem, które możemy zająć!

Udałem się do portalu, w którym brakowało jednego, małego zasilacza. Dołączyłem go i uruchomiłem portal, a w mojej dłoni pojawił się płomień. Nareszcie. Przeszedłem przez portal, a gdy tylko stanąłem w środku lasu, poczułem przyjemny ból. Zmarszczyłem brwi. Ból? Wyciągnąłem przed siebie dłonie i odskoczyłem w bok, upadając na plecy. Miałem ludzkie ciało? Axolotl miał mnie odrodzić w nowej formie, ale nie ludzkiej! Ugh, spróbuje sobie z tym poradzić. Wstałem powoli, dawno nie było mnie w ludzkim ciele. Otrzepałem się z ziemi i powoli ruszyłem przed siebie, błądząc między drzewami. Muszę znaleźć miejsce, w którym zobaczę siebie, bo na razie nie mam pojęcia jak wyglądam. Chwila. Nie pomyślałem o użyciu mocy! Pstryknąłem palcami, a przede mną pojawiło się zwierciadło. Spojrzałem na swoją osobę zz lekkim obrzydzeniem. Wysoki, szczupły, średnio umięśniony chłopak, na oko dziewiętnaście lat, o jasnej karnacji. Prosty, średni nos, średniej wielkości usta, złote oko, drugie przykryte czarnym trójkątem i blond grzywką zarzuconą na bok, sięga ona do nosa. w uszach malutkie trójkątne kolczyki.  Na dodatek twarz miała dość ostre rysy. Włosy były koloru blond, jasny blond, idealny. jeden bok był krócej ścięty i czarny. Nad głową lewitował czarny cylinder, na szyi była widoczna grafitowa muszka, a w dłoni miałem mahoniową laskę. Na sobie zaś białą koszulę, smolistą kamizelkę, zółtą marynarkę w małe, czarne trójkąty, identyczne spodnie i czarne, lakierowane buty. Przekręciłem głowę w bok. Z tego co widziałem ostatnimi czasy, nikt prócz tych starych jednożyciowych głupców, ne był tak ubrany. Pstryknąłem ponownie palcami, a na miejsce tych ubrań pojawiły się czarne spodnie ze zwężanymi nogawkami, żółte trampki, żółty sweter i naszyjnik z okiem opatrzności. Schowałem go pod sweter i poprawiłem włosy. Pstryknąłem kolejny raz, a zwierciadło i tamte ubrania zniknęły. Tym razem wygram wdzierając się do środka. Błądziłem po lesie, póki nie trafiłem na główną ulicę. Uśmiechnąłem się szeroko i przekręciłem głowę w bok.  Nadchodzę.


Powrót Chaosu (Billdip)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz