[2] Prolog

1.6K 139 9
                                    


Justin Pov.

Spojrzałem zdenerwowany na ludzi czekających przy windzie. Moja kobieta rodziła, a ja miałem czekać, aż to ustrojstwo łaskawie zjedzie na dół. Szybko odszukałem drzwi nad którymi wielkimi literami napisano "schody" i ruszyłem w tamtym kierunku. Niczym na maratonie ruszyłem na czwarte piętro, nie czując nic oprócz strachu i zdenerwowania. W końcu gdy znalazłem się na odpowiednim pietrze, rozglądnąłem się nerwowo po korytarzu, aż ujrzałem rodziców Louisy. Podbiegłem tam cały zdyszany.
- Co z nimi?- spytałem, przecierając dłonią czoło. Bałem się tego wszystkiego, ostatni raz byłem tak przestraszony, gdy Lousia była świadkiem wybuchu bomby.
- Poród się już zaczął, idź do niej Justin!- Linda siłą wypchała mnie do drzwi prowadzących na sale porodową.

Wszedłem tam, patrząc jak moja kobieta leżała na stole cała zapłakana, a wszyscy zgromadzeni patrzyli na mnie ze współczuciem.
- Tak bardzo nam przykro Panie Bieber...- położna, spojrzała na mnie ze łzami w oczach. Pokręciłem głową, czując łzy zbierające się pod moimi powiekami. To niemożliwe, oni muszą żyć... Moje dzieci... Moje maleństwa... Przecież to nieprawda.
- Justin...- głos mojej ukochanej dochodził do mnie jak przez mgłe.
- Justin....- znów jej głos. Niech oni dadzą mi już spokój.

- Justin do cholery!- obudziłem się cały spocony. Podniosłem się do pozycji siedzącej, zerkając na moją narzeczoną z rosnącym brzuszkiem ciążowym. To był sen, okropny koszmar... Przetarłem twarz dłońmi, wstając i sięgając po paczkę papierosów, wyszedłem na balkon.
Odpaliłem jednego, paczkę wraz z zapalniczką rzucając na stolik. Oparłem się o barierkę, próbując dojść do siebie. Ostatnimi czasy koszmary tego typu nawiedzały mnie w nocy. Martwiłem się cholernie, że naszym dzieciom coś się stanie.
- Skarbie będziesz chory.- mruknęła Lou, zarzucając na moje ramiona szlafrok. Westchnąłem, spoglądając w jej stronę. Wyrzuciłem papierosa i uklęknąłem przed nią. Pocałowałem czule jej brzuch, przytulając się do niego.
- Tata was bardzo kocha perełki...- szepnąłem, a Lou ułożyła dłonie na włosach, które tydzień wcześniej ściąłem. Reakcja mojej narzeczonej była nie do zapomnienia. Nie podobało się jej to, że pozbyłem się moich dosyć długich włosów, ale z czasem zaczynała się do nich przekonywać.
- Mamusie tatuś też kocha.- wstałem, składając na ustach brunetki, czuły pocałunek.
- Chodź spać Jay, jest jeszcze wcześnie.- szepnęła, całując mój polik. Pokiwałem głową, łapiąc jej dłoń i kierując się do naszej sypialni. Zrzuciłem z siebie szlafrok i położyłem się obok brunetki.
- Kocham cię.- szepnąłem, przytulając się do niej od tyłu, kładąc dłoń na jej brzuszek.
- Ja ciebie też Jay.- odpowiedziała, po czym obydwoje zasnęliśmy, a mi nie śnił się już żaden koszmar.

Pan i Pani PrezesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz