5.

109 11 5
                                    

  Obudziłam się. Strasznie bolała mnie głowa i nie wiedziałam co się stało, ani, gdzie jestem. Rozejrzałam się. Byłam w ceglanym pomieszczeniu bez okien, w którym w dodatku śmierdziało stęchlizną. Od razu rozpoznałam żelazne drzwi, wiem już, gdzie jestem... Byłam w klatce, ale nie sama. Z czoła Armina płynęła stróżka krwi. Je biliśmy zamknięci jako jedyni. Sala była wypełniona klatkami, a w nich byli pacjenci. W jednej zauważyłam Leati. Na przeciwko klatek, pośrodku sali znajdował się stół operacyjny, na którym leżała Melania. Wtem drzwi się otworzyły i do środka wszedł Leo.

  - Już wstałaś? - Leo podszedł do mnie. - Myślałem, że środki usypiające będą dłużej na ciebie działać. - powiedział z rozczarowaniem.

  - Co się tutaj dzieje!? - zapytałam z gniewem z głosie.

  - Witaj w moim laboratorium! - powiedział z dumą i rozłożył ręce w geście, abym je podziwiała. - Nie miałem zamiaru was tu więzić. - wskazał na mnie i Armina. - W ogóle mnie nie obchodziliście, ale jesteście zbyt wścibscy by pozostać na wolności. Prawie odkryliście co robiłem Lysandrowi.

  - Czyli jednak...?

  - Tak! Molestowałem go i gwałciłem na każdej naszej sesji! - powiedział z dumą.

  - Przecież to twój brat! - krzyknął oburzony Armin. Nawet nie wiedziałam, że się obudził.

  - Brat? - zaśmiał się Leo. - Spójrz na niego! Wydaje mu się, że jest na dworze Królowej Wiktorii! To idiota. Więzy krwi nie wystarczą bym zaczął uważać go za brata. Jest tylko moją zabawką!

  - Jak tak możesz nawet mówić! - Armin spoglądał na niego z pogardą. - Jesteś potworem!

  - On nawet nie wie co się dzieje! - Leo bronił się z uśmiechem na ustach. - Nie boli go to o czym nie ma pojęcia.

  - Chce mi się rzygać przez ciebie. - powiedziałam z gniewem i pogardą. - To, że o tym nie mówi nie oznacza, że nie jest tego świadom!

  - Hahaha! - Leo i jego psychiczny śmiech, nie chciałabym, aby mnie budził... Ujrzeliśmy jak Melania się poruszyła. Leo do niej podszedł i coś jej wstrzyknął.

  - Co jej zrobiłeś? - zapytałam.

  - Z nią też się zabawiałem. Niestety z kobietami jest taki problem, że mogą zajść w ciążę. Nie mogę pozwolić, aby ktoś spoza ośrodka się o tym dowiedział, więc muszę ją usunąć.

  - Ciążę, czy dziewczynę? - zapytałam złośliwie.

  - Nawet w obliczu śmierci nie umiesz powstrzymać się od takich komentarzy, co? - zaśmiał się ten psychopata. - Niestety masz rację. Melania mogłaby komuś o ty powiedzieć, więc podetnę jej żyły i ogłoszę, że popełniła samobójstwo.

  - Kto w psychiatryku trzyma broń, do której mogą dostać się pacjenci? To będzie wasza wina, że pozwoliliście na to!

  - Ten ośrodek rządzi się własnymi prawami. Zanim się tutaj kogoś zapisze trzeba podpisać pewne oświadczenie. Ta szkoła pozwala żyć ludziom upośledzonym jak normalni ludzie i niczego się im nie zabrania. Nawet jeżeli to oznacza ich śmierć. - podszedł do biurka i wziął jakiś papierowy worek. Rzucił nam go do klatki. - To wasze jedzenie.

  - Skąd mamy wiedzieć, że nie jest zatrute? - zapytał Armin.

  - Nie macie pewności. Możecie tego nie jeść i umrzeć z głodu, lub zjeść i zaryzykować śmiercią.

  - Pierdol się. - powiedziałam pod nosem.

  Leo wyszedł, a my szukaliśmy jakiegokolwiek wyjścia. Szukaliśmy na darmo. Oparłam głowę na ramieniu Armina i zastanawialiśmy się, co zrobimy. Usłyszeliśmy huk zamykanych drzwi i do pomieszczenia wszedł Leo.

  - Właź tu ździro! - Leo pociągnął kogoś za ramię. Iris upadła na ziemię, a Leo kopnął ją w głowę. Otworzył naszą klatkę i szybkim uchem wepchał do niej Iris. - Ta suka was szukała! - powiedział w naszą stronę. - Teraz będzie z wami gniła i z wami umrze! - spojrzał na Melanię. - Chyba w końcu powinienem się jej pozbyć.

  - Iris nic Ci nie jest? - podbiegłam do niej.

  - N-nic, dzięki. - przytuliła mnie. Leo wziął nóż i złapał nadgarstek Melanii. - Cz-czy on...? - w tej samej chwili zrobił cięcie, a Iris przytuliła się do mnie.

  To było obrzydliwe, ale nie mogłam odwrócić wzroku. Chciałam pamiętać jak najwięcej, by się kiedyś nie wahać przed zabiciem go. Jej krew lała się strumieniami, a Leo był cały brudny. Przy zabijaniu jej miał niepokojący uśmiech.

  Spędziliśmy tam kilka dni nic nie jedząc, wiedzieliśmy, że niedługo umrzemy. Wszedł Leo.

  - Już tu nie będziecie siedzieć. - powiedział. - Ktoś was kupił do niewoli.

  "On żartuje, prawda? Przecież niewolnictwo jest tutaj nielegalne"

  Podszedł do nas i popryskał nam jakąś substancją w twarz. Nie wiedziałam co się dzieje, a ostatnie co widziałam to ciemność. Obudziłam i nadal byłam w klatce tylko, że w jakimś wozie. Próbowałam obudzić Iris i Armina, udało mi się to.

  - Co się dzieje!? - zapytał wściekły Armin. - Gdzie nas wiozą!?

  - Myślę, że to ma coś wspólnego z tym co mówił Leo. - oznajmiłam.

  - Będziemy niewolnikami? - zapytała przerażona Iris. - Przecież to nielegalne!

  - Może współpracują z jakąś mafią, albo coś. - zastanawiał się Armin. - Albo po prostu to zwykłe bandziory. - auto się zatrzymało. - Mam złe przeczucia.

  Drzwi się otworzyły, a my ujrzeliśmy wielką posiadłość. Była wykonana z białego marmuru i miała 3 piętra.

  - To oni. - powiedział Leo wskazując na nas.

  - Niezłe zdobycze. - powiedział jego klient. Był to brunet o fioletowo - różowych oczach. Miał na sobie białą koszulę i niebieski sweter.

  - Teraz płać!

  - Już, już. - podał mu kopertę, którą Leo natychmiast przejrzał.

  - Miło się z tobą robi interesy, Farazowski. - Leo się uśmiechnął. Otworzył drzwi i zaczął nas wyciągać, chciałam to wykorzystać, aby uciec, ale miałam kajdany na nogach i rękach. Leo podał klucze Farazowskiemu i odjechał.

  - Teraz się trochę zabawimy. - uśmiechnął się podejrzanie.




///

Bardzo przepraszam, jeżeli bardzo zepsułam tą serię. Z wielkim bólem serca stwierdzam, że został 1, ewentualnie 2 rozdziały. Bardziej prawdopodobne, że 1, ale nigdy nic nie wiadomo.

 

Esprit Minuit [Słodki Flirt]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz